Pearl Blevins POV
W niedzielę wieczorem spotkaliśmy się w naszym garażu. Blase powiadomił mnie i Reesa o nieprzyjemnych wydarzeniach z piątku. Wszyscy wiedzieliśmy, jak Arlie uwielbiała Amelię, a jej kawiarnia była dla niej drugim domem. My też bardzo ją lubiliśmy. Wiadomość o jej śmierci była dobijająca, zważając na sytuację, w jakiej się znajdowaliśmy.
Stafford i ja pojawiliśmy się pierwsi. Ace'a nawet nie informowaliśmy – i tak miał dużo swoich problemów. Blase prawdopodobnie dotrze jako ostatni.
Za to Arlie na pewno kiepsko się trzymała, dlatego musieliśmy coś wymyśleć, aby ją pocieszyć.
- Była bardzo przywiązana do Amelii. Ona przejmuje się obcą osobą, a co dopiero nią? – pokręciłam głową, patrząc na chłopaka.
Również nie wyglądał na szczęśliwego. Miał na sobie czarną, pogniecioną koszulkę, ciemne dresy i adidasy. Przygryzał policzek od wewnątrz, bawiąc się małym kolczykiem w płatku ucha.
- Trzeba powiedzieć jej coś miłego, żeby... nie była smutna? – zmarszczył brwi, wzruszając ramionami.
- Olśniewający pomysł – syknęłam. – Empatia, Stafford. Empatia.
- Mogę ją poklepać po ramieniu w ramach otuchy – zaproponował.
- To nie F z klasówki, tylko śmierć bliskiego – przewróciłam oczami. - Zazwyczaj w takich momentach mówiliśmy, że to nie jej wina i nie mogła nic zrobić.
- Ale to jej wina, i mogła coś zrobić – podsumował.
Przez kilka minut staliśmy w ciszy, zastanawiając się nad innymi opcjami i technikami pocieszania. Nie byliśmy jednak zbyt dobrzy w interakcjach międzyludzkich, więc koniec końców nie wymyśleliśmy nic.
- W takim razie trzeba będzie improwizować – westchnęłam z rezygnacją.
Nagle drzwi się otworzyły, a do środka wolnym krokiem weszła Arlie. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała źle, ale w końcu nikt nie znał jej tak dobrze, jak my.
Włosy miała założone za uszy, a robiła to tylko wtedy, kiedy płakała. Pod oczami nałożyła korektor, którego zazwyczaj nie potrzebowała. Na piąstkach widniały lekko czerwone ślady, powstałe zapewne podczas wyładowywania złości. Ten nawyk przejęła od Reesa.
- Hej – przywitała się, zdejmując kurtkę i siadając na tapczanie. – Amelia nie żyje – oznajmiła martwym tonem.
- Przykro mi, Arlie – powiedziałam cicho.
Dziewczyna uśmiechnęła się smutno, kiwając głową.
- Co oznacza, że gra wciąż trwa – stwierdził Reese, wkładając dłonie do kieszeni.
To było ponad jej siły. Nie dość, że wszystko kręciło się wokół najgorszych wspomnień z dzieciństwa, to w dodatku zrzucono na jej barki ciężar ludzkiego życia. W zasadzie to na nas wszystkich. Ale nie przejmowaliśmy się tym tak jak ona. Kolejnym dobijającym faktem było to, że policja zapewne zamiecie tę sprawę pod dywan, tłumacząc to wyciekiem gazu czy innym bezsensownym kłamstwem. Tak przynajmniej ostrzegali nas tamci psychole.
- Czyli idziemy na kolejną „przygodę"? – Czarnowłosy zaakcentował z przekąsem.
- O nie, wy tym razem nigdzie nie idziecie – zaprzeczyła, kiwając palcem. – Ostatnim razem skończyło się to dla was najgorzej, więc odłączycie się od tej chorej gierki, zanim będzie za późno.
Razem z Reesem wymieniliśmy znaczące spojrzenia.
- Nie ma takiej opcji – pokręciłam głową.
- Myślisz, że puścimy cię z albinosem i bipolarnym eks Pearl na misję samobójczą? – prychnął chłopak. – Po moim trupie, mała.
CZYTASZ
Zdejmij kaptur
Mystery / ThrillerDrużyna Kaptura to kompletnie pokręcona paczka dziwaków, którzy robią to, czego robić nie powinni. Baletnica, piromanka i sadysta? Z tego nie wyniknie nic dobrego. Od kilku lat plączą się w najgorsze sensacje i poszukują zaginionego przyjaciela, któ...