9 - Amy's Cafe

19.1K 1.6K 627
                                    


- Musimy porozmawiać.

Przygryzłam nerwowo wargę, wbijając paznokcie w skórę dłoni. Przybiłam sobie mentalną piątkę za to, że udało mi się wydusić dwa słowa, zazwyczaj oznaczające problemy.

Przez całe zajęcia tańca towarzyskiego biegałam jak na szpilkach. Co chwilę bujałam w chmurach i zamyślałam się, myląc kroki. Starałam się nie patrzeć na jasnowłosego, który onieśmielał mnie samą obecnością. Charakterystyczny chłód, który zawsze rozprzestrzeniał się wokół niego, teraz odczuwałam ze zdwojoną siłą. Dreszcze przebiegały mi po plecach, gula w gardle nieznacznie pulsowała, a wnętrzności wykręcały się na zewnątrz. Bałam się tej rozmowy bardziej niż jakiegokolwiek występu.

O ile w ogóle się na nią zgodzi.

Spuściłam głowę, oczekując reakcji chłopaka. Stałam obecnie pod przebieralnią, opierając się o ścianę. Nie wytrzymałabym na własnych nogach, które trzęsły się jak galareta. Schowałam dłonie za plecy, powoli unosząc podbródek.

Ace przeczesał palcami śnieżnobiałe włosy, oblizując usta. Schował ręce do kieszeni. Miał na sobie jasną koszulkę i trochę ciemniejsze, luźne spodnie. Byłam zaledwie metr od niego, więc dokładnie widziałam zarysowaną szczękę, żyłę na szyi i małą bliznę obok policzka. Serce zabiło mi dwa razy szybciej, a twarz przybrała różowy kolor. Dlaczego wciąż tak na mnie działał?

- Mhm – mruknął jedynie, kiwając głową. – Kawiarnia? O dwudziestej?

Przytaknęłam, po czym dosłownie na sekundę odważyłam się spojrzeć mu w oczy. W perłowe, nieskazitelne oczy. Wydawały się takie niewinne, czyste jak łza. Ale było w nich coś naprawdę dziwnego.

Chłód. To on przeważał. Nienaruszony, lodowaty chłód z namiastką blasku.

Oderwałam się od białych tęczówek. Miałam wrażenie, że przez połączenie spojrzeń, on zamienia moje wnętrze w lód. Wzdrygnęłam się z zimna. Co w nim takiego było, że uprzejmy, dobry chłopak mroził swoim wzrokiem i dotykiem?

Dopóki mogłam jeszcze trzeźwo myśleć, zgarnęłam torbę z podłogi i wybiegłam przez wyjściowe drzwi na plac. Zostawiłam w tyle szkołę baletową, wchodząc na chodnik.

Miałam trzy godziny na ochłonięcie i przygotowanie się na rozmowę życia i śmierci.

***

Stanęłam przed lustrem, poprawiając błękitne kosmyki, które mieszały się z czystą bielą reszty włosów. Odgarnęłam je na bok, opuszczając dłonie wzdłuż ciała. Przygryzłam wargę. Dlaczego nie mogłam mieć nieskazitelnej cery jak Pearl i gęstych włosów jak Reese? Psiknęłam słodkimi perfumami na nadgarstek, wdychając piękny, uspokajający zapach. Przymknęłam oczy.

O czym w ogóle mieliśmy zamiar rozmawiać? O tym, że skończymy jako pionki w chorej, samobójczej grze, z której nie wyjdziemy żywi? Nad czym się tu w ogóle zastanawiać? Powinniśmy zgłosić to na policję. Niech sprawdzą wieżę i powiedzą, że nic tam nie ma. Wtedy znów żyłabym w nieustannym biegu i fałszywej nadziei, próbując znaleźć kogoś, kto przepadł bez śladu.

Ale problem w tym, że tego nie chcę. Absolutnie nie chcę zrezygnować i poddać się bez żadnej walki. Jeśli Merrick żyje, muszę zrobić wszystko, aby go odzyskać.

Tylko, czy Ace tego chce? Prawdopodobnie oboje jesteśmy w ich zabawie i bez niego zginę przy pierwszej okazji.

Otrząsnęłam się, chowając telefon do kieszeni i zaglądając do kuchni. Mama robiła kolację.

- Hej mamo, idę na spotkanie... - zaczęłam nieśmiało.

- Och, z kim? Z Pearl i Reesem? – spytała, mieszając sałatkę.

Zdejmij kapturOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz