30. Własny trener

4.4K 159 28
                                    

Zastygłam bez ruchu nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Jak do cholery mogłam nie zorientować się wcześniej, gdzie jedziemy, skoro swojego czasu znałam tą drogę na pamięć? Chodź i teraz byłam prawie pewna, że bym tam trafiła nawet z zamkniętymi oczami.

- Co jest? - zmarszczyłam brwi patrząc na Hendersona, który wydawał się jeszcze bardziej zadowolony z siebie, niż wcześniej. - Po co tu przyjechaliśmy?

- Zobaczysz - odpowiedział z pewnym wyrazem twarzy. - Ale myślę, że dobrze wiesz.

- Nie - pokręciłam głową powoli ogarniając, o co może mu chodzić. - Nie ma mowy, Henderson. Nie trenuje już.

- To zaczniesz - wzruszył ramionami, a mnie znów wryło w ziemię.

Powiedzenie tego nie kosztowało go wiele, zwłaszcza, że zrobił to z ogromną lekkością. Za to mnie będzie kosztować więcej zrobienie tego, czego ode mnie wymagał. On chciał, żebym wróciła do sztuk walki. Żebym wróciła do czegoś, przez co końcowo tyle wycierpiałam.

Na początku od razu się zaparłam, że tego nie zrobię. Przed samą sobą przysięgam, że choćby się waliło i paliło, to będę bronić swojego zdania. Jak zawsze. I wyszło też, jak zawsze.

Nie dał mi dojść do głosu, bo po prostu poszedł przed siebie w stronę wejścia, gdy ja dalej stałam patrząc jednocześnie na niego i na budynek. Byłam zszokowana tym, że mnie tu przywiózł i tym, co powiedział. Skąd wiedział, że tam trenowałam? Nie wspomniałam o tym ani słowem, tak samo, jak o czymkolwiek innym związanym z MMA, poza tym, że je trenowałam. Ale nic więcej. A teraz on przywiózł mnie tutaj.

- Ja tam nie wejdę - stwierdziłam, ale zupełnie mnie nie słuchał, dalej pewnie idąc do wejścia. - Henderson!

Otworzył drzwi. Jedną nogą tam wszedł. Lekko odwrócił głowę w moją stronę, a ja wkurzyłam się jeszcze bardziej. No i poszłam tam.

Poszłam w jego stronę, przez co arogancko się uśmiechnął, jakby od początku był pewny, że właśnie to zrobię. A ja czułam, że z każdą chwilą spędzaną z nim, przepadam jeszcze bardziej. Przestawałam słuchać siebie, bo on zaczynał mieć nade mną większą kontrolę. Większą kontrolę, niż ktokolwiek inny. Niż ja sama.

Zanim zdążyłam się zorientować, stanęłam w wejściu hali. W miejscu, które przywołało tak wiele wspomnień. Wygląd, zapach, wszystko. Wszystko to było mi tak znajome, że znów zamarłam bez ruchu. Wchodząc od razu widziałam salę, która była ogromna.

Rozglądałam się po niej, mimo, że prawie wcale się nie zmieniła. Worki wisiały w tym samym miejscu, tak samo jak wszystkie maty. Jedynie ring nieco przesunęli.

Henderson cały czas stał obok. Nie musiałam na niego patrzeć, żeby to wiedzieć. Tak samo jak to, że bacznie obserwował moją reakcję. A ja sama nie umiem jej dobrze opisać, bo tak naprawdę zmieniała się z każdą kolejną sekundą.

Jednak najbardziej zmieniła się, kiedy zobaczyłam idącego w naszą stronę mężczyznę. Wysokiego i umięśnionego, w wieku około mojego taty. Mężczyznę, którego poznałabym nawet na kilometr. Christopher Davis, mimo, że nigdy nie powiedziałam do niego po imieniu. Nie mówiłam tak, bo dla mnie zawsze był trenerem.

- Kogo moje piękne oczy widzą! - nie wiem, czy na moje szczęście, czy nieszczęście, ale mnie dostrzegł.

Prawdopodobnie też zobaczyłby mnie z kilometra, bo od zawsze wiedziałam, że jestem jego ulubienicą. Nigdy nie musiał tego mówić. Wystarczyło to, że za każdym razem powtarzał mi to ojciec, który bardzo dobrze go znał.

See you againWhere stories live. Discover now