101

28 3 0
                                    

- Niesamowite... - mamrotał do siebie pod nosem Oli, wręcz pożerając wzrokiem zapisane na rozrzuconych dookoła niego kartkach słowa, wzory i wykresy, całkowicie zapominając o całym świecie i mając wrażenie, że czas się dla niego zatrzymał. Nie zwracał nawet uwagi na kręcącego się obok niego Leo, który usilnie próbował zwrócić na siebie uwagę bialowłosego, który jednak nawet nie zauważał podtykanych mu pod nos ciastek, będąc już kompletnie odciętym od rzeczywistości.
- Aż żal patrzeć - mruknęła Genevieve, siedząc przy stole i obserwując nieudolne poczynania wysokiego chłopaka, mimo wszystko czerpiąc pewną satysfakcję z jego porażek. Punk spojrzał na nią z niezadowoleniem, jednak potem westchnął ciężko i ostatecznie zrezygnował, podchodząc do stołu i kładąc talerz z ciasteczkami przed blondynką.
- Siedzi już tak trzy godziny - rzekł cierpko zielonooki i klapnął na krzesło naprzeciw dziewczyny, opierając łokieć na blacie i kładąc policzek na dłoni. Spojrzał z żalem na swojego ukochanego, bo najwyraźniej przegrał z jakimiś bazgrołami na kartkach, a przecież jeszcze cztery godziny temu tak słodko się przytulali na łóżku. Oleander łamie mu serce, i to bez litości.
- To dużo informacji - odparła, również patrząc na będącego w swoim żywiole uzdolnionego, mimo wszystko będąc pod wrażeniem, że Oli rozumie coś z tych zapisków. I ciesząc się, że kartki były ponumerowane, bo kiedy tylko białowłosy dostał je do rąk, porozrzucał wszystkie z podekscytowaniem na podłodze. - I ważny element negocjacji - dodała, mając szczerą nadzieję, że dzięki temu faktycznie będą mieli jakieś szanse, by w ogóle rozpocząć negocjacje. Miała wrażenie, że czas im ucieka i coś bardzo złego się zbliża, ale nie była w stanie powiedzieć, co takiego może się wydarzyć, a przez to uczucie była o wiele bardziej zaniepokojona i nerwowa. Poza tym czuła się bezsilna, Ophelia i Vincent zostali porwani w czwartek, a teraz była niedziela, a oni wciąż nic nie zrobili i nawet nie mieli pojęcia, jak ich uratować. Westchnęła ciężko, pocierając dłonią bolące skronie, głowa jej pękała ze zmęczenia, gdyż przez pół nocy nie była w stanie zmrużyć oka, ale w tym wszystkim odczuwała przynajmniej maleńką ulgę, że chociaż Zachary jest w miarę bezpieczny. - Pilnuj go, zaraz wrócę - mruknęła moment później, wstając od stołu i kierując się do drzwi, przy okazji starając się nie zdepnąć żadnej kartki, ani żadnego Oliego. Idąc korytarzem, rozejrzała się dookoła, czy nikt jej nie widzi, i pospiesznie wyjęła z kieszeni tabletki przeciwbólowe, dobrze wiedząc, że wszyscy sprzeciwiali się jej lekomanii, ale nie mogła nic poradzić na to, że ból głowy był tak uciążliwy i silny, że nie była w stanie go wytrzymać. I musiała przyznać, że już dawno weszło jej to w nawyk i teraz łykanie leków dawało jej jakieś pokręcone, krótkotrwałe uczucie ulgi i chwilowej kontroli. Chciała z tym walczyć, ale w ich obecnej sytuacji zdecydowanie nie miała na to ani siły, ani czasu. Odkorkowała butelkę wody, którą trzymała ukrytą za dużym wazonem, i połknęła dwie tabletki, po czym odetchnęła głęboko, przez krótki moment mając wrażenie, że wszystko się jakoś ułoży. Ale potem przypomniało jej się, jak Zachary usilnie starał się ją przekonać, by dla własnego dobra pozbyła się tych leków, przez co jej chwilowy względnie dobry nastrój szlag trafił.
- Cholera jasna! Trzeba było wszystkich wysłać na drugi koniec świata... - wymamrotała z pewną frustacją w głosie, myśląc o Lilianne i Harry'm, i przemknęło jej przez myśl, by zamiast szukać miejsca na nową bazę, faktycznie zapakować wszystkich do pociągu i wywieźć na koniec świata.

- Ale bym poszedł na Barbie movie - rzekł z rozmarzeniem Wade, przeglądając swój stosik komiksów i próbując wybrać coś do czytania.
- Ja też - odparła Harley, spoglądając na chłopaka i zakładając się sama ze sobą, że znowu wybierze pierwszy numer Deadpoola. Oboje trochę zagracili pokój wspólny swoimi rzeczami, jednak Dziewiątka nawet nie zwracał na to uwagi, a Liama jeszcze dzisiaj nie widzieli, więc pewnie rano poszedł pobiegać, a teraz siedzi z Jasmine i jej drużyną. Szóstki też nie było, różowowłosa nie była pewna, czy jej to pasuje, czy nie, bo mimo wszystko chciałaby w końcu mieć szansę, żeby użyć na niej swojej zdolności, ale z drugiej strony nie miała ochoty jej oglądać. Ustaliła z Piątką, że musi wydobyć informacje z blondynki najszybciej jak się da, bo obie były zgodne, że z Sasakim jest coś nie tak. - Ej, a ty nie miałeś dzisiaj czegoś zrobić? - przypomniało jej się i uniosła pytająco brew, bo pojawiło jej się w głowie wspomnienie, jak wczoraj brązowowłosy smętnie wrócił do kwatery, narzekając na swój los. Chłopak zamrugał, po czym westchnął ciężko i przewrócił oczami, żałując, że różowooka ma taką dobrą pamięć.
- Taaa... - mruknął niepocieszony, bo liczył na to, że uda mu się jakoś od tego wymigać. Płonne nadzieje, ale przynajmniej próbował. Chociaż dobrze wiedział, że gdyby nie zjawił się u Sasakiego na czas, to wtedy zapewne ktoś by po niego przyszedł. Nie wiedział do końca, czego od niego chce mężczyzna, lecz domyślał się, że będzie musiał na kimś użyć swojej zdolności. Zerknął na zegar na ścianie i westchnął ciężko, wstając z podłogi. - Muszę się zbierać - mruknął, bo Harley na pewno nie pozwoli mu tu siedzieć w nadziei, że świat o nim zapomniał, i najwolniej jak się dało poszedł do swojego pokoju. Założył swoją bluzę z kapturem, żeby zakryć ręce, nałożył na dłonie rękawiczki i maseczkę na twarz, gdyż inaczej nie mógłby opuścić kwatery. I tak się dziwił, że może przejść przez siedzibę samodzielnie, co było dla niego nowością. Przypadkiem spojrzał na swoje odbicie w lustrze, przez co spuścił wzrok i z żalem przygryzł wargę. Przez swoją moc musiał cały się zakrywać, nie mógł nikogo normalnie przytulić, pocałować, ani nawet dotknąć, bo inaczej wszyscy dookoła by przez niego cierpieli. Nienawidził tego. Nie rozumiał, dlaczego musiał się urodzić z taką klątwą, która zrujnowała mu życie. I która rujnowała życie innym. Zawsze starał się wyprzeć z pamięci momenty, w których inni krzyczeli i płakali przez straszne wizje, które na nich sprowadzał, jednak i tak co noc na nowo słyszał ich pełne cierpienia krzyki, przez które już wielokrotnie próbował otworzyć na oścież okno w pokoju, by z niego skoczyć. Żałował, że za pierwszym razem, sześć lat temu, się zawahał i nie skoczył, bo po tym Rosales założył w jego pokoju porządne zabezpieczenia. Pamiętał, jak wtedy Harley okropnie się rozbeczała, gdy przypadkiem weszła do środka i zobaczyła go siedzącego na krawędzi parapetu, już z jedną nogą na zewnątrz. Przez to, że płakała, on sam się rozpłakał, i zszedł z okna, żeby ją przytulić, ale kiedy przy niej stanął, przypomniał sobie, że nie może tego zrobić, przez co rozbeczał się jeszcze bardziej. Westchnął ciężko na to wspomnienie i wyszedł z pokoju, po raz kolejny czując ukłucie bólu, że nigdy nie będzie mógł dotknąć dziewczyny, którą kocha. - Tylko nie ruszaj mojego mleka czekoladowego - rzekł stanowczo do Harley, rzucając jej wymowne, ostrzegawcze spojrzenie, dobrze wiedząc, że różowowłosa się na nie czaiła, i opuścił kwaterę, mając nadzieję, że szybko wróci do przyjaciółki. Akurat tak się złożyło, że przy drzwiach minął się z Szóstką, która tylko spojrzała na niego przelotnie i nawet nie odpowiedziała na jego przywitanie, sprawiając wrażenie, że znowu jest na coś zła. Wade niezbyt się tym przejął, naciągając bardziej kaptur na głowę, i ruszył korytarzem, uświadamiając sobie po chwili, że właściwie nie do końca wie, w którą stronę powinien skręcić.

UzdolnieniWhere stories live. Discover now