I

450 24 14
                                    


1

Dzielnica, w której pracowaliśmy od kilku dni, była bardzo zniszczona. Ruiny przy ruinach. Dawniej w tym miejscu stały rzędy szarych domów o wysuniętych szczytach i spadzistych dachach.  Identyczne, jakby ktoś zaprojektował ulicę za pomocą klawiszy z komendą kopiuj-wklej. Pamiętam ten widok doskonale, ponieważ za dzieciaka często z Bakugō skracaliśmy sobie drogę za pomocą tej uliczki. Zyskiwaliśmy dzięki niej całe dziesięć dodatkowych minut na boisku. Mając te dziewięć lat to było mega ważne.

Cztery dni temu zaatakowali Złoczyńcy. Teraz, zamiast szarych budynków, widziałem bezładne pogorzelisko. Zwęglone belki, fundamenty, zwały kamieni, resztki ulic. Czasami zwłoki gdzieś pod nimi.

Miasto, które znałem od dzieciństwa, zmieniało się tak szybko, że zawsze w pierwszych chwilach miałem problem z poznaniem znajomych dróg. Kilka dni zajmowało mi uczenie się go od nowa. Towarzyszyło temu wiele złości, goryczy i chęci zemsty, chociaż to ostatnie to tak między nami, bo nie brzmiało bohatersko.

O siedemnastej kierujący naszą grupą Vlad King stanął przy wygiętym słupie latarni i rozprostował zbolałe plecy. Nad jego głową wisiała tabliczka z nazwą ulicy, która wskazywała kierunek skośnie w dół. Nasza grupa składała się z kilkunastu osób. Stanowiliśmy mieszany zespół. Kilku uczniów z mojej byłej klasy (ja, Todoroki, Denki, Sero, Asui, Koda, Tokoyami) – kilku z równoległej (Shinsō, Kendo, Kuroiro, Kaibara ) i paru zawodowców.

Pół roku wcześniej zapytany jako uczeń, czym według mnie zajmują się bohaterowie podczas wojny, bez zająknięcia odpowiedziałbym: „Ratowaniem ludzi!". Wydaje się to przecież oczywiste. Teraz jednak mogę odpowiedzieć już z własnego doświadczenia: owszem, zdarza się nam kogoś uratować, ale ostatnio głównie zajmujemy się umieraniem i sprzątaniem. Przykładowo teraz: od kilku dni głównie sprzątamy.

– Midoriya! – krzyknął Todoroki, a on rzadko krzyczał.

Wzdrygnąłem się.

– Co?

– Skup się! – upomniał mnie. Opuścił belkę, którą mieliśmy przenieść w inne miejsce i otarł pot z czoła. – Musisz tak złapać, widzisz? Bardziej z boku. Inaczej się zsunie i upadnie na twoją nogę.

Odparłem, że dobra, faktycznie, przepraszam, bo oczywiście miał rację. To moja wina, że coraz częściej odpływałem myślami podczas pracy. Niby głupie sprzątanie, a trzeba uważać, aby przypadkiem sobie czegoś nie złamać, nie zmiażdżyć lub nie zwalić na głowę. To ostatnie było szczególnie ważne, aby w zaświatach nie pluć sobie w brodę, że zginęło się idiotyczną śmiercią a nie bohaterską.

Todoroki rozejrzał się wokoło. Skorzystał z chwilowej przerwy, którą niechcący na nim wymusiłem. Już, Izuku. Weź się w garść.

– Zostały jeszcze dwa budynki – zauważył.

– Ciekawe, gdzie później nas wyślą. – Myślałem głośno.

– Podobno do miejsca, gdzie obecnie znajduje się grupa Bakugō – rzucił od niechcenia. Opłacało się być znajomym Shōto, bo jako syn czołowego bohatera często wiedział niektóre rozkazy z wyprzedzeniem. – Tak słyszałem, ale nie wiem czy to prawda.

Bakugō. Nie widziałem go od dwóch tygodni, odkąd przydzielony został do grupy Aizawy. Rozumiecie to? Czternaście dni spokoju. Zero krzyków, napompowanego ego i niepotrzebnych dram. W ciągu ostatnich trzystu godzin nikt mnie ani razu nie obraził. Nie ukrywam, trochę zaczynało mi go brakować.

– Dobra, ustawcie się! – huknął Vlad King, co zwiastowało koniec roboty. Zostawiliśmy wszystko i stanęliśmy w rządku jak posłuszne dzieci na lekcji wychowania fizycznego. Ostatecznie nie przenieśliśmy z Todorokim tej belki.

Falling down | BakuDekuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz