VI

180 21 18
                                    

Już z daleka widziałem, że wszyscy przygotowywali się do walki. Horyzont wytaczały mi sylwetki moich towarzyszy. Pośpiech był widoczny w każdym ich nerwowym ruchu.

Na plac wpadłem niczym zielony huragan. Mój ciężar okazał się zbyt duży dla wiszącego żeliwnego szyldu, który posłużył moim pejczom. Na ostatniej prostej hak nie wytrzymał i runąłem w dół. Mało efektownym ślizgiem pojawiłem się tuż przed potężną postacią Vlad Kinga.

Mężczyzna zmierzył mnie przenikliwym spojrzeniem. Po jego zmęczeniu nie było już śladu. Przede mną stał bohater w pełnej krasie. Pewny siebie, wysoki, potężny. Budzący respekt. Jego oczy płonęły bohaterską determinacją. Światło padało na jego posturę jakby zostało do tego stworzone.

– Atakują! – Próbowałem złapać oddech.

Vlad King przytaknął.

– Widzieliśmy czerwoną race – odparł i rozejrzał się wokoło. – Gdzie Kendo?

Przełknąłem ślinę. Podniosłem się z ziemi. Nienawidziłem takich sytuacji. Nigdy nie byłem dobry w przekazywaniu złych wieści. Spojrzałem na swojego dowódcę przepraszająco, chociaż w niczym nie zawiniłem.

– Mają broń i...– zacząłem, ale zaciąłem się, gdy przed oczami przemknęło mi wspomnienie rudych włosów na asfalcie.

Przez twarz byłego wychowawcy najpierw przemknął grymas nerwowego wyczekiwania, ale za chwilę w jego oczy, zmarszczki wkradł się smutek. Bardzo powoli kiwnął głową. Szybko jednak wrócił do roli dowódcy. Był prawdziwym zawodowcem.

– Liczebność? – dopytał.

– Co najmniej taka grupa jak my. Może trochę większa – odparłem szybko.

– Słyszeliście!? Grupa jak my! Mają broń! – Obrócił się energicznie w kierunku stojącej nieopodal grupki, w której dostrzegłem fioletowe i złote włosy. – Kaminari Denki! Do mnie! – wrzasnął.

Blondyn z charakterystycznym czarnym pasemkiem wzdrygnął się i spojrzał najpierw na Vlad Kinga, później na mnie jakby musiał się upewnić czy jego uszy nie uroiły sobie komunikatu. Podbiegł do nas i wyprostował się dumnie przed dowódcą.

– Jestem!

– Dzisiaj to ty stajesz się moimi plecami. Podczas walki masz za zadanie pilnować, aby żadna szuja nie zaszła mnie od tyłu. Liczę na ciebie, chłopcze.

Kaminari wyprostował się jeszcze bardziej i zasalutował, niczym żołnierz.

– T-tak jest! – odparł z udawaną pewnością siebie.

– Co z cywilami? – Vlad King zwrócił się już do innego bohatera.

– Skryci w piwnicach.

– Widzę, że idzie nam to coraz sprawniej. Następnym razem ewakuacje robimy z zegarkiem i będziemy się starać pobijać za każdym razem nasz najlepszy czas – zażartował. – Gotowy, Midoriya?

Na takie wydarzenia nigdy nie można było być gotowym.

– Tak – odparłem, chociaż gotowy nie byłem. W tamtym momencie czułem się jak mały, nędzny pyłek. Moja wcześniejsza kłótnia z Kendo a później jej śmierć nieco wytrąciła mnie z bohaterskiej równowagi.

Falling down | BakuDekuOnde histórias criam vida. Descubra agora