Rozdział 1

8.2K 276 302
                                    

Aiden - 22 lata, Valencia - 18 lat

AIDEN

Ślub to piękne wydarzenie i ten też był bardzo... Hm... Księżniczkowy. Wszystko spowijało się w różu, bieli i ogromnej ilości brokatu, od którego mój garnitur zmienił się w kulę dyskotekową. Brokat był wszędzie, ale to dosłownie wszędzie.

Patrzyłem na Rosalie, która składa przysięgę swojemu facetowi, a ten patrzy na nią jak na jakiś pieprzony cud. Kobieta była bardzo szczęśliwa. Widziałem to po sposobie, jak jej oczy błyszczały, z każdym wypowiedzianym słowem.

Naprawdę cieszyłem się jej szczęście, ale nie chętnie tutaj byłem. Nie chciałem tu wracać ze względu na Val. Ostatnim razem dała mi jasno do zrozumienia, abym nie wracał, ale studia w końcu się kończą i oboje byliśmy tego świadomi.

Nie zastanawiałem się, co zrobię, gdy ten okres się skończy. Miałem wykształcenie, pracę, którą lubiłem, własne mieszkanie, ale czegoś mi w tym wszystkim brakowało. Potrzebowałem czegoś więcej. Potrzebowałem dreszczyku emocji, adrenaliny. Czegoś, co sprawi, że faktycznie będę czuł, że żyję.

Myślałem, że powrót otworzy mi oczy i ukaże, za czym tak nieuchwytnie gonie. Pieprzenie. Nic się nie zmieniło. Dalej ta sama pustka.

Po całej uroczystości Rosalie wyściskała rodziców i swojego brata, po czym mnie ujrzała, a ja do niej podszedłem.

– Ależ ci w bieli do twarzy – rzuciłem, otwierając ramiona, aby następnie zamknąć ją w uścisku. Moje nozdrza zaatakował kwiatowy zapach kobiety, ale zignorowałem to, dalej tuląc swoją przyjaciółkę.

– Komplemenciarz z ciebie. – Zaśmiała się. – Moje koleżanki mają na ciebie chrapkę – szepnęła mi do ucha, a ja dyskretnie się rozejrzałem. Kilka panien się mi przyglądało, a ja z premedytacją puściłem oczko jednej z nich, wciąż trzymają Rosalie w ramionach.

– Cóż, niegrzecznie by było odmówić tym niewiastą. – Poruszyłem brwiami, na co zdzieliła mnie w ramię.

– Fiut z ciebie, Aiden.

– Nie od dziś to wiadomo. – Puściłem jej oczko. – Jest tutaj, prawda? – Ściszyłem głos, aby tylko ona mnie usłyszała.

– Owszem i nie jest zadowolona z faktu, że ty też tu jesteś. – Wesołość zniknęła z jej twarzy. Pokiwałem głową, chowając dłonie do kieszeni garniturowych spodni.

Cóż innego mogłem się spodziewać?

– Wciąż ma mi za złe?

– Dziwisz się? Gnębiłeś ją – zwróciła mi uwagę, zadając mi w ten sposób cios.

– Nieumyślnie. – Zacząłem się bronić, a ona posłała mi znaczące spojrzenie. – Myślałem, że się droczymy. Też mi dowalała, ale nigdy... – Westchnąłem, wiedząc, że jestem po prostu kutasem, który nie widział jasnych znaków. Owszem, nieraz dawał prosto do zrozumienia, że ją zraniłem, ale na dłuższą metę się tym nie przejmowałem. W końcu to Val.

– Powinniście porozmawiać. – Położyła mi dłoń na ramieniu, a ja pokręciłem głową.

– Ona mnie nienawidzi. Powiedziała mi to w twarz. A zresztą to twój dzień i nie będziemy ci go niszczyć, bo doszło między nami do nieporozumienia. – Posłałem jej swój uśmiech, a ona pokręciła głową.

– Jesteśmy rodziną Aiden. Może nie ze krwi, ale rodziną – stwierdziła, na co zacisnąłem usta.

Potrubowaną rodziną, pomyślałem.

The Devils' games Where stories live. Discover now