Rozdział 11

4.4K 169 38
                                    

Valencia

To tylko seks, Valencia – To uparcie sobie powtarzałam do momentu spotkania z Aidenem, więc gdy przyjechał, nie pozwoliłam sobie na dopuszczenie innego scenariuszu. Oczywiście to nie ja otworzyła mu drzwi, bo ktoś uwielbiał wtykać nos, gdzie się da. Dlatego nie zdziwił mnie widok mojej matki w samym ręczniku, opierając się o otwarte drzwi i mierząc Boyda sceptycznym spojrzeniem. Aiden natomiast starał się udawać, że ten widok nie wprawił go w osłupienie. Właśnie, próbował, bo gdy tylko ujrzał Rebekkę, jego twarz pobladła. Zamrugał, jak komiksowa postać, jakby obawiał się, że ma zwidy.

– Mamo! – jęknęłam zażenowana, zbiegając po schodach. – Na litość Boską, ubierz się! – Szarpnęłam ją za ramię, odciągając ją od wejścia. Z oczu ciskała we mnie piorunami, jakby uraził ją fakt, że zwróciłam jej uwagę. – W ręczniku, poważnie?

Czasem zastanawiałam się, czy jej dziwne zachowanie jest wywołane zaburzeniem osobowości, na której choruje, czy dlatego, że jest pierdolnięta. Wiedziałam, że zaburzenia nie da się wyleczyć, bo tata tłumaczył mi, że jedynie można zmniejszyć objawy, ale Rebecca chyba była pokręcona i bez tego.

– Przecież jestem zakryta! – Oburzyła się, uderzając ręką w udo. – Chciałam tylko z nim porozmawiać, zanim wywiezie cię do lasu i zadźga na śmierć.

– Mamo! Poważnie? – Otworzyłam szeroko oczy, nie dowierzając, że właśnie te słowa wypłynęły z jej ust. – Jak już naprawdę chcesz z nim rozmawiać to, do cholery, się ubierz – poprosiłam, zaciskając zirytowana oczy. Otworzyłam je z powrotem, dopiero gdy usłyszałam, że się oddala. Z ciężkim westchnieniem odwróciłam się do Aidena, który wyglądał, jakby nie był pewny, co się właśnie wydarzyło.

– Nie zadźgam cię tak dla pewności. – Uniósł dłonie w geście niewinności, po czym wskazał palcem w kierunku, gdzie udała się moja matka, spoglądając na mnie z obawą. – Naprawdę będę musiał z nią rozmawiać?

– A co? Boisz się jej pierdolenia? – zadrwiłam, zaplatając ręce na piersi. – Nie przywykłeś do jej dziwactw?

– Nie przywykłem, aby witała mnie w samym ręczniku z miną, jakby chciała powiesić mnie za jaja – mruknął, niepewnie przekraczając próg domu. Omiótł mnie wzrokiem. Spojrzałam na siebie, dostrzegając czarną spódnicę, którą skomponowałam ze skąpą koszulką w tym samym kolorze i skórzaną kurtką. Mój stały zestaw, który ubierałam, gdy zamierzałam spędzić jednonocną przygodę, ale on nie musiał o tym wiedzieć.

– Mama jest...

– Jedyna w swoim rodzaju i opiekuńcza – wtrącił, na co się uśmiechnęłam. Każdy w naszej małej rodzinie zaakceptował fakt, że mama ma problem i nikomu to nie przeszkadzało. Kochali ją taką, jaka była, choć każdego z nas zadziwiały jej niektóre pomysły. Zapewne, gdyby otworzyła komuś innemu niż Aidenowi, rozeszła się plotka, że mam dziwną mamę. Zdarzyło się parę razy, że odwiedziła mnie w szkole, a wtedy wszyscy skupiali na niej uwagę. Kiedyś jej tego zazdrościłam i byłam zła, że nie jestem jej prawdziwą córką. Chciałam odziedziczyć, chociaż odrobinę jej uroku. Z wiekiem zrozumiałam, że lubię siebie taką, jaka się urodziłam.

Zanim zdążyłam coś powiedzieć, Rebecca pojawiła się, zwracając na siebie uwagę.

– Wróciłam! – powiedziała dosyć głośno, szeroko się uśmiechając, a jej wzrok uparcie spoczywał na Aidenie. – Czas na rozmowę. – Poklepała go po ramieniu, aby następnie zacisnąć na nim ostre paznokcie i zaciągnąć do kuchni. Poruszyła ustami, jakby mówiła: pięć minut. Ciężko westchnęłam, a następnie krążyłam wzdłuż korytarza. Moja mama nawet nie postępowała tak z moim byłym. W sumie z żadnym facetem, z którym się umawiałam. Czemu jemu tak głowę zawracała?

The Devils' games Where stories live. Discover now