powrót do miasta myśli . 01

44 9 10
                                    

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Rozdział 01 . Powrót do miasta myśli


Oliwia nie od dziś wiedziała, że coś w jej życiu uległo zmianie. A raczej aż nazbyt wiele, patrząc na jej codzienne spacery dość opustoszałymi i nieodwiedzanymi często uliczkami Warszawy. Oczywiście te wyjścia były powtarzalne, typowe i wyjątkowo niewyjątkowe. Oliwia Wrona doskonale o tym wiedziała, a jednak...

A jednak tego dnia nie było inaczej, mimo że tyle razy obiecywała sobie, iż zmieni swoje nawyki. Głupie obietnice. Wolnym krokiem dreptała przed siebie, z niezwykłą pasją wpatrując się w chodnik, jakoby te wysłużone brukowe kostki mogły zaradzić na jej problemy. Właściwie Warszawa prędko jej zbrzydła. Ulice były szare, budynki były jeszcze szarsze, jej dusza w tym mieście przezroczysta. Nikt jej nie zauważał, topiła się w tłumie przechodniów bezproblemowo. Z jednej strony absolutnie jej to nie przeszkadzało, z drugiej zaś. Nie, nie było to ważne. Jej dni były szarawe niczym brudne ulice stolicy.

Popijała co chwilę herbatę ze stacji benzynowej. Zmiętolony, papierowy kubeczek ledwo utrzymywał pozostałą zawartość, jednak zdawało się, iż brunetka wcale się tym nie zrażała. W końcu herbata była zimna, gorzka i – o dziwo – czarna, kontrastując z szarym otoczeniem. Strata jej nie byłaby niczym wielkim. W końcu piła ją codziennie, podobno za często i zbyt bardzo się tym chwaląc. Lecz o czym miała mówić, kiedy każdy jej dzień wyglądał tak samo? Wszystko było powtarzalne, szare.

Beżowy płaszcz powiewał na dość silnym wietrze, doprowadzając ją do istnej furii. Co chwilę wpadał w brudne kałuże, a jego kolor powoli dawał na myśl herbatę w trzymanym przez nią kubku. Przeklinała w duchu, chyba nie polubi się z tym ubraniem. Jej krótkie włosy i skrócona pod wpływem chwili grzywka również tego dnia były dosyć niesforne. Jakoby wszystko chciało uświadomić Oliwię Wronę, iż ten dzień był nieco inny. Przypominał bardziej tornado, wir, z którego nie ma powrotu.

Oliwia chciała znaleźć się gdzieś daleko. Z daleka od szumu ulic i rutyny, której nie potrafiła zostawić za sobą.

Zabawne, ponieważ jeszcze godzinę temu Wrona tkwiła w swoim mieszkaniu jak zahipnotyzowana. Siedziała w fotelu w salonie, bujając się w rytmie ciszy. Czuła się obco, mimo że tak dobrze znała to pomieszczenie i rzeczy w nim się znajdujące. Warszawa przestała być ciepłym schronieniem, była jedynie smutną rzeczywistością, która ją dusiła. Co jakiś czas rzucała okiem na panoramę miasta i wyklinała ten widok pod nosem. Później ponownie skupiała wzrok na komodzie wykonanej z jasnego drewna, stojącej niedaleko. Nie planowała tego dnia wychodzić na zewnątrz, nie zważając na to, iż była to jej smutna rutyna.

Pogoda nie prezentowała się zbyt dobrze. Ciemne niebo spowite jeszcze ciemniejszymi chmurami mocno kontrastowały z alabastrową cerą brunetki. Zapewne większość mieszkańców również porzuciło swoje plany, ulice były dziwnie puste mimo godziny szczytu. W zasadzie Oliwia marzyła o powrocie do mieszkania, zawinięciu się w jeden z ciepłych koców swojej współlokatorki i odcięciu się. Ponownie.

IT COULD BE FATAL ⭑ original storyWhere stories live. Discover now