preludium . 05

9 3 0
                                    

Rozdział 05 . Preludium

Jego mieszkanie zawsze wydawało mu się być wesołe. Nie, wróć. Po prostu każdy kto kiedykolwiek przekroczył próg jego lokum stwierdzał, iż idealnie ono do niego pasowało. Podobno nastrojowa, sielankowa aura aż biła po oczach i zapraszała do środka. Wszystko miało swoje wyznaczone miejsce, a artystyczny nieład gdzieniegdzie jedynie dodawał uroku. Ludzie się mylili.

Od paru lat nie dało się tam znaleźć niczego, co przynosiłoby chwilę ukojenia czy komfortu. Ściany niby kolorowe, wzorzyste, radosne, uśmiechały się fałszywie. Ciasny salon połączony z kuchnią, owszem wydawał się być niczym z katalogu jakiegoś meblarskiego sklepu, lecz wcale nie był powodem do dumy. Właściciel już dawno stracił zainteresowanie spędzaniem tam czasu. Łazienka, cóż, jak każda inna. Czarno-beżowa, niby przytulna. Niby. Niby było słowem kluczem w całej tej układance, niczym jakaś klątwa wisiało nad tym mieszkaniem i aż krzyczało, aby ktoś wreszcie o nim pomyślał. Losowi goście nie zauważali, właściciel cały czas o nim myślał. Bo doskonale wiedział, że jego serce kryje tyle samo fałszu co samo mieszkanie.

Piotr westchnął, mieszając herbatę w wyszczerbionym kubku. Patrzył tępo w tę przeklętą granatową ścianę. Jakiś czas temu nagle stwierdził, że przydałby się mu remont, szybko porzucił tę myśl. Gdy teraz się nad tym zastanawiał... Może faktycznie potrzebował w swoim życiu jakiejś zmiany. Chociażby kolory ściany, która teraz wręcz wpatrywała się w niego, jakoby był on ostatnim człowiekiem na ziemi. Wstyd potrafił być przytłaczający, w szczególności, gdy sami napędzamy tę karuzelę ciągłej krytyki.

A Piotrek był samokrytyczny. Absurdalnie samokrytyczny. Patrzył na siebie z pewną dozą rezerwy, jakoby nie dopuszczał do siebie chociażby myśli o popełnieniu jakiegoś błędu. Stał nad samym sobą z zgorzkniałą miną i wypominał każdą najmniejszą wpadkę. Przez ostatnie lata wszystko kręciło się wokół jego pomyłek, jak miał w tym wszystkim znaleźć miejsce na chociażby jeden moment, w którym pochwaliłby samego siebie? Nie potrafił tego zmienić, nie po tym, gdy najważniejsze mu osoby zarzuciły mu narcyzm. Mu, temu zagubionemu, młodemu chłopakowi, który był ciekawy życia, wolny, radosny. Był.

Obraz karcącego wzroku Oliwii Wrony wbił się w jego umysł niczym sztylet. Zawód, apatia, może i nawet zniesmaczenie.

W ciągu tych paru lat zdążył zapomnieć o swojej radosnej personie. Był całkiem inną osobą. Zgubił się gdzieś wśród wysokich wieżowców (oczekiwań), krętych ulic (pogmatwanych relacji), w tłumie (swoich własnych, kotłujących się myśli). Gdyby ktoś zapytałby go, kim jest, Piotr nie znałby odpowiedzi na to pytanie. Sobą na pewno nie był. A może to właśnie był on? Nowy, całkiem niesympatyczny, zagubiony w tym kłamliwym mieście. Nie wiedział i to doprowadzało go do szaleństwa. Chciał być po prostu wystarczający. Nie dla innych, dla samego siebie.

Leniwym wzrokiem powiódł po całym pomieszczeniu. Od drzwi wejściowych, wąskiego korytarza ku nim prowadzącego, kuchennych płytek, sporych rozmiarów okna, aż po swoje własne dłonie. Bezczynne siedzenie go dobijało. Ale z jakiegoś powodu szukał w nim złudnego ukojenia, chociażby na parę chwil. Jakoby to siedzenie miało mu w czymkolwiek pomóc. Chyba samego siebie oszukiwał. Nie rozumiał i zapewne nie zrozumienie. Jego własne emocje były zbyt pogmatwane, o myślach lepiej nawet nie wspominać. Był tam, zagubiony, smętny, szary.

A chciał choć na chwilę poczuć się jak dawniej. Wypalił się.

Długo rozmyślał nad ostatnim wieczorem. W głowie rozkładał to spotkanie na czynniki pierwsze i analizował każdy najmniejszy szczegół. Beształ się za swoje słowa, a z drugiej strony cieszył, że w ogóle odezwał się do Oliwii. Nie potrafił stwierdzić, czy dobrze wtedy postąpił. Myśli krzyczały, w jego umyśle panował istny chaos i to z powodu zwykłej integracji (chociaż ciężko mówić o integracji, gdy druga osoba tępo wpatrywała się w dal i nawet słowem się nie odezwała). Dlaczego nie potrafił zostawić tego w tyle? Dlaczego jego myśli non stop kręciły się wokół pewnej znajomej sprzed lat? Przecież nie byli nawet przyjaciółmi, prawda?

IT COULD BE FATAL ⭑ original storyTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang