pamiętliwe popołudnia . 04

14 4 7
                                    

Rozdział 04 . Pamiętliwe popołudnia

Cisza. Przerywana jedynie co jakiś czas miarowym oddechem. Tak głucha, że każdy rzuciłby się w wir zajęć, aby tylko nie zwracać na nią swojej uwagi. Rozrywała na strzępki, była niczym poczwara z koszmarów, gotowa do zaatakowania swojej ofiary. Pomieszczenie w niej tonęło. Było niby spokojne, a zarazem coś niebezpiecznego kryło się w tej głuszy. Jakieś niespodziewane zdarzenie, może nawet parę, kto wie.

Było późne popołudnie, w zasadzie zamieniało się ono powoli w wieczór. Promienie słońca wesoło wpadały przez średniego rozmiaru okno. Muskały one wszelakie meble i ogrzewały twarz kobiety siedzącej na podłodze. Gdyby nie zastanawiać się nad tą sytuacją dłużej, każdy zapewne uznałby, że jest to niezmiernie urokliwa chwila. Pełna spokoju i pewnego rodzaju beztroski, która unosiła się w rześkim powietrzu. Nic bardziej mylnego. Atmosfera wcale sielankowa nie była. Tak piękne otoczenie skrywało wiele sekretów, było jedynie maską dla czegoś, co nie chciało wyjść na światło dzienne. Większość kłamstw objawiała się dopiero w nocy.

Pokój był urządzony dość skromnie, dominowały w nim beże i przeróżne odcienie szarości. Gdzieniegdzie dało się zauważyć jasnoniebieskie akcenty. Właściciel chyba usilnie próbował zachować pewne pozory. Gdyby nie przyglądać się detalom i nie zastanawiać nad tym na co się patrzy, zapewne nie zauważyłoby się panującego tam bałaganu. Parę ubrań przewieszonych na obrotowym krześle stojącym blisko biurka, wskazujących na to, iż nie było nikomu po drodze, aby ułożyć je w szafie. Na samym biurku leżało parę albumów muzycznych razem z kubkami i talerzami. Na pozór poukładanych na sobie, aby nikt czasem nie zarzucił właścicielowi bałaganiarstwa. Łóżko oczywiście nie było pościelone, poduszki cudem wisiały nad ziemią, a puchaty, niebieski koc leżał wymiętolony na oparciu. Po podłodze walały się przeróżne papiery, wyglądało to niemal tak, jakby ktoś nieustannie czegoś szukał. I mogło znajdować się w tym jakieś ziarno prawdy. Oliwia Wrona ciągle krążyła, a jej pokój był odzwierciedleniem huraganu w jej głowie.

Oliwia stale poszukiwała. Ostatnie dwa lata wlokły się niemiłosiernie, a z drugiej strony pędziły szybciej od samego światła. Chyba podczas swej wędrówki po prostu się pogubiła, zgubiła sens życia i właściwie zostawiła w tyle swoje prawdziwe ja. Nie była już tą samą osobą, która opuszczała swoje rodzinne miasto parę lat temu. Gdy patrzyła w lustro widziała kogoś zupełnie innego. Czy tęskniła za swym starym obliczem? Niekoniecznie, wreszcie zrozumiała, że pewne rzeczy powinno się zostawić za sobą i nie wracać do nich. Niestety przeszłość dalej stała tuż za nią, kurczowo ściskała jej ramię i nie chciała jej opuścić. Były dobrymi przyjaciółkami, Oliwia Wrona i przeszłość. Nierozłączna dwójka.

Westchnęła głośno, w dłoni kurczowo trzymając dość mizernie wyglądający ołówek. Jeszcze przed chwilą kreśliła nim parę linii na kartce wyrwanej z zeszytu. Kartka wylądowała w koszu, jak tuzin poprzednich, a obierki naostrzonego ołówka zostały niezgrabnie przesunięte na bok. Zapewne Oliwia zacznie narzekać na nie dopiero wtedy, gdy omyłkowo w nie wdepnie. Wcale by jej to nie zdziwiło. Nie potrafiła zapanować nad bałaganem we własnej głowie, o tym w jej pokoju nawet mowy nie było. Zawsze odkładała to na później, a później przychodziło do niej zbyt szybko, zbyt nagle.

Spojrzała smutno na panoramę miasta kolejny raz. To miejsce odbierało jej radość z tworzenia. Czuła się w ostatnim czasie niczym ptaszek w złotej klatce. Patrzyła na zachody słońca z pewną melancholią w jej szarym spojrzeniu. Powoli przestawała być pewna, za czym tak naprawdę tęskniła. Za dawnym życiem? Za ludźmi z przeszłości? A może za samą sobą? Nie była pewna i to tak bardzo ją niepokoiło. Nienawidziła być niepewną, zagubioną.

Oliwia nie wiedziała, kim była. Wszystko potoczyło się tak szybko i zostawiło ją z ogromem pytań (z każdym kolejnym dniem coraz to bardziej przytłaczających). Została pośrodku wielkiego chaosu. Niepewna i całkowicie nieświadoma. Nie potrafiła znaleźć sobie miejsca, mimo że już tyle razy próbowała je wybrać na nowo. Odnaleźć gdzieś coś, cokolwiek. Bez żadnych rezultatów. Zawsze kończyła na rozdrożu bez pomysłu na kolejny krok. Jak zmienić coś w swoim życiu, kiedy każda próba kończy się tak samo? Czy problem tkwi w nas? A może nie jest to od nas zależne... Oliwia nie wiedziała.

IT COULD BE FATAL ⭑ original storyHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin