dramaty do kawy . 07

6 3 2
                                    

Rozdział 07 . Dramaty do Kawy

Pojedyncze krople deszczu cicho stukały o powierzchnię okna, aby po chwili leniwie po niej spłynąć. Na zewnątrz panowała szaruga. Szare chmury powoli sunęły po niebie od samego poranka, teraz (parę godzin później) ich kolor jedynie ulegał zmianie. Stały się ciemniejsze, jakoby wszelakie smutki skryły się właśnie w nich. Słońce tym razem nie wyłaniało się zza nich, nieśmiałe pozostało w ukryciu, przeczuwało, iż burza dość nieporadnie zbliżała się do pewnego mieszkania. A jej głośne i ciężkie kroki odbijały się echem po pustej, niezwykle zakurzonej i równie szarej co chmury na niebie klatce schodowej.

Klatka schodowa tak brudna niczym ulice stolicy oraz przeciążone obrazami z przeszłości umysły. Wszystko wręcz krzyczało, iż to przedstawienie powinno dobiec końcowi. Ileż można kręcić się wokół tego samego? Cóż czas jest właściwie czymś umownym, prawda? W szczególności ten, który poświęca się na pewne wspomnienia. Niektórym starcza tydzień, innym parę godzin, jeszcze innym lata. Oliwia Wrona chyba potrzebowała całej wieczności, aby wreszcie zapomnieć o tym, co ot tak dawna ją dręczyło. Samotność, wyrzuty sumienia, niepewność, strach... To wszystko dalej niezmiennie się jej trzymało. W zasadzie po tych paru latach działało na nią ze zdwojoną siłą.

Na początku było niezrozumienie. To skomplikowane uczucie, które nawiedza nas, gdy tępo wpatrujemy się w jakąś listę zadań lub tekst czekający na interpretację, mimo że słowa są mniej klarowne od typowej londyńskiej szarugi. Albo gdy ktoś powtarza daną rzecz po raz tysięczny, a my znów nie mamy pojęcia, o czym tak naprawdę mówił. Właśnie to uczucie odwiedziło Oliwię, kiedy to w tle dział się istny huragan. Wymiana zdań, która niemożliwie prędko zamieniła się w żarliwą kłótnię. Ona stała gdzieś pomiędzy, a może w samym epicentrum wydarzeń. Względnie bezpieczna, w zasadzie czekająca na to, co miało stać się później. Doczekała się i po dziś dzień wyklinała tę swoją przeklętą ciekawość. Wolała nie wiedzieć, niewiedza bywała kojąca.

Niezrozumienie prędko ją opuściło... Nie. Dalej z nią jest. Lecz zostało zagłuszone przez złość.

Złość, która paliła od środka. Mieszała się na przemian ze strachem i wyrzutami sumienia, nie dając jej nawet chwili odpoczynku. Oliwia nie lubiła niewiedzy, a ona niestety szła w parze z tymi wszystkimi negatywnymi emocjami, przez co oczywiście jej złość się nasilała.

Zapewne dlatego dreptała po schodach, jakby gdzieś tam na ostatnim piętrze miała się znaleźć jakaś nagroda dla niej. Pal licho tę pogodę! – powtarzała sobie w myślach co jakiś czas, wzdrygając się w tym samym czasie z zimna. Może i tej mżawki ulewą nazwać nie było można, ale dała się ona we znaki Oliwii, która jak na złość nie wzięła ze sobą parasolki. Jej płaszcz oczywiście kaptura nie posiadał. Zwiewna koszula również. Tak właśnie przemoczona wdrapywała się po schodach w duchu przeklinając swoją wspaniałą współlokatorkę i jej niezbyt udane pomysły.

Miał być krótki spacer do sklepu spożywczego, a skończyło się niemalże na walce o własne zdrowie. Już wyczuwała nadchodzące przeziębienie.

Wzdychając ciężko w końcu weszła do swojego mieszkania. Ciężką siatkę z zakupami odrzuciła na bok, aby w spokoju zdjąć trochę przemoczone trampki i odwiesić na wieszak swój beżowy płaszcz. W między czasie złapała krótki kontakt wzrokowy z siedząca na kanapie Martyną. Dziwnie rozbawioną obecną sytuacją. Zbyt rozbawioną. Po krótkiej chwili spędzonej w łazience Oliwia dołączyła do współlokatorki na kanapie.

Oliwia była Syzyfem. Cały czas wspinała się w górę w poszukiwaniu upragnionej idylli, która jak na złość wydawała się nad wyraz odległa. Wcale nie na wyciągnięcie ręki tak jak wszyscy obiecywali. Zakłamane słowa wypowiadane przez jeszcze bardziej fałszywych ludzi. Zgrzyt. Dlaczego inni ze swoimi samolubnymi pobudkami gnali do przodu bez żadnych komplikacji? Ona mimo (jak na jej gust) dość szczerych staczała się. Dwa kroki do przodu i pięć w tył, niczym mantrę powtarzała ten zabieg – nie z powodu zwykłych zachcianek. Syzyfowa praca była wyznacznikiem jej obecnego życia. Oliwia zamiast piąć się w górę zbiegała po stromym zboczu, wyklinając w myślach wszelakie niepowodzenia przeszłości.

IT COULD BE FATAL ⭑ original storyWhere stories live. Discover now