Przepraszam..

1.5K 42 33
                                    

( muzykę wsumie teraz możecie włączyć nawet)

– Ja... nie jestem pewna co do swoich  uczuć...- odpowiedziałam na jednym wydechu.

– Rozumiem – szepnął.

– Przepraszam...

– Nic się nie dzieje Hallie rozumiem – odpowiedział z czułością i objął mnie ramieniem. A ja wtuliłam się w jego tors.

– Nie wiem, co powiedzieć. – wydusił Will.

– A ja kurwa wiem niech ten gość odczepi się od naszej siostry! – warknął Dylan.

– Dylan uspokój się – syknęłam.

Mówiłam wam, że Dylan ma problemy z agresją? No to ma.

– Zamknij się.

– Nie będziesz się tak odnosił do swojej szefowej – powiedziałam chłodno.

– Właśnie, że kurwa będę – odpowiedział.

No to się doigrał. Wyciągnęłam pistolet i wycelowałam prosto w niego.

– Teraz się uspokoisz?

Naszą wymianę zdań przerwał huk spadającego krzesła.

– Matt co robisz? – spytałam

Matt. Mnie. Popchnął.

– Co ty odpierd... – nie dokończyłam, ponieważ Matt upadł na posadzkę. A na jego czole wytrysła ogromna plama krwi.

Ktoś go postrzelił.

Ja miałam być postrzelona.

Uratował mnie.

– M-Matt k-kurwa debilu nie r-rób sobie żartów – głos mi się łamał to jedyna osoba, której ufam bezgranicznie... – nie odpływaj mi do krainy kucyków proszę...

– K-kocham cię Hallie przepraszam...- po wypowiedzeniu tych słów jego oczy straciły blask, a usta otwarły się w niemym krzyku. Z jego ust zaczęła wypływać krew. Nie żył. Po chwili ostrzeliwano cały dom. A ja nadal klęczałam nadciąłem Matta. Silne ramiona pochwyciły mnie od tyłu na początku się wyrwałam, lecz gdy zorientowałam się, że to ramiona Vincenta odpuściłam. Muszę być silna jeszcze chwilę. Dla Matta.

– Hallie słyszysz mnie? Musimy uciekać – powiedział Vincent.

– Najpierw zemsta – syknęłam lodowato.

Pochwyciłam wyciągnęłam jeszcze jeden pistolet ze stanika. Miałam już dwa. Postanowiłam zawalczyć, ten ostatni raz. Dla niego.

– Hallie! – krzyknął Vincent

Nie słuchałam go. Nie słuchałam już nikogo odblokowałam je. I zaczęłam strzelać. Krew tryskała ze wszystkich stron, ja nie miałam nawet na sobie kamizelki kuloodpornej. Nie ma miejsca, w którym nie byłoby krwi. W powietrzu unosił się zapach... zapach śmierci. Jedna na ponad 300 osób. Nie wiedziałam, co robię. Po chwili zjawili się też moi ludzie a później. Były tylko trupy.

**

Nie wiem, ile stałam po środku pobojowiska, siły mnie całkiem opuściły z bezsilności uklękłam w kałuży krwi. Pierwsze łzy popłynęły po mojej twarzy. Przeze mnie zginęła jedna z najbliższych mi osób. Przeze mnie umarło dziś tylu ludzi. Ile ja zabiłam ludzi, pozbawiając ich rodzin.

**

Pojawił się. Vincent. Błędnym wzrokiem patrzył na to, co się stało. Jego lodowate niebieskie tęczówki napotkały moje oczy.

Jestem zagrożeniem

Zagrożeniem dla bliskich.

– Kocham was przepraszam... – powiedziałam ze smutkiem – to już nasze ostatnie spotkanie Vincencie – dodałam.

– O czym ty mówisz? – spytał Vincent.

– Odchodzę.

Vincent za mną krzyczał, lecz ja

Nie oglądając się za siebie, wsiadłam na jeden z motorów moich ochroniarzy i odjechałam na lotnisko.

Żegnaj Hallie Monet.

Czas wdrożyć plan B.


•~•~•

Wstawię jeszcze dziś z 2/3 rozdziały poprostu będą krótkie ponieważ nie chcę robić w jednym rozdziale drastycznej retrospekcji. Ten rozdział według mnie jest mega dziwny.

Rodzina Monet - FanficOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz