11. Żegnaj, tato

1.8K 75 7
                                    

Beatrice

Taksuje mnie wzrokiem, gdy schodzę po schodach w czarnej sukience. Po drodze mijam mężczyzn, którzy wnoszą rzeczy należące do mojego męża. Właśnie przyjechały z jego domu, bo w końcu od teraz w głównej mierze to Palermo.

Jutro lecimy do Nowego Jorku i mam nadzieję, że trochę odetchnę. Zaledwie dwa dni temu zmarł mój ojciec. Dzień po moim ślubie. A Nowy Jork to przecież mokry sen większości dziewczyn. Byłam tam wiele razy i gdybym prowadziła normalne życie, zapewne bym się tam przeprowadziła. Kocham Włochy, Sycylia to mój główny dom, ale tam miałabym więcej możliwości.

Stawiam pewne siebie kroki, gdy podchodzę do szatyna. Łapię go pod ramię i ruszamy do wyjścia z domu.

Jedziemy na pogrzeb.

– Chcesz prowadzić?

Unoszę niepewnie głowę w stronę mężczyzny, który trzyma kluczyki niedaleko mojej twarzy.

– Słucham? – marszczę czoło. – Ja nie mam prawa jazdy, idioto – przypominam.

– Spokojnie, pyskata wiedźmo. I to był tylko żart. Niedałbym ci prowadzić swojego Brabusa g900, Mia cara.

Hę?

Otwieram szerzej oczy, bo, kurwa, rzeczywiście. Drzwi się otwierają i przed willą stoi cholerny Mercedes w sto razy lepszej wersji. Uwielbiam luksusowe samochody. Mój tata w Chicago miał Maybacha, który z resztą teraz należy do Vito, wedle testamentu, w którym wyraźnie jest to napisane. Tatuś zmienił kilka zapisów już jeden dzień po ich spotkaniu i ustaleniu ślubu.

– Chyba jednak brak prawa jazdy nie będzie sprawiać mi problemu. To co, mogę kierować?

Szatyn posyła mi krzywe spojrzenie, ruszając do pojazdu. Otwiera drzwi od strony pasażera i daje mi dłonią znać, abym wchodziła do środka.

– To chyba wystarczająca odpowiedź. Wsiadaj – krzyżuje nogi i opiera tyłek o maskę.

Rozkładam ręce na boki i wzdycham nieco zirytowana.

Przecież sam mi proponował bycie kierowcą. Gość powinien chyba przebadać się na dwubiegunowość, bo nie ukrywam, jego zachowanie zaczyna mnie męczyć.

Lub powinnam zgodzić się z góry.

– Robisz biednej żonie nadzieję – moja dłoń ląduje na klatce piersiowej, gdzie bije serce. Udaję zranioną, choć ruszyło mnie to tak jak to, ile osób zabił w życiu, czyli równe nic. – Ty okrutny człowieku – kpię.

– Wsiadaj i nie gadaj, Beatrice, kurwa.

Głośno stykając obcasami robię to. Gdy upewnia się, że zapięłam pas i chce zamknąć za mną drzwi, wyrywam mu je, głośno trzaskając. Wystawiam mu jeszcze środkowy palec przesz szybę. Z wkurwioną miną okrąża samochód i siada na miejscu kierowcy. Bez agresji zamyka swoje, uruchamia silnik, kładzie dłonie na kierownicy i baaardzo powoli odwraca głowę w moją stronę.

– Nie. Trzaskaj. W. Moim. Samochodzie.

– Nie? – robię słodkie oczka.

– Nie. W żadnym.

Po chwili już na mnie nie patrzy. Przybiera znudzony wyraz twarzy i chicho odchrząkuje. Wypalam wzrokiem dziurę w boku jego czaszki. Mężczyzna nie odrywa wzroku od przedniej szyby, gdy wyjeżdża z terenu posesji i wjeżdża na kamienistą drogę. Dobra, zatem może nas nie zabije.

Mijają jakieś trzy minuty i on dalej nic. Ignoruje mnie. Zakładam nogę na nogę i kręcę jedna stopa, a na długi palec z czerwonym paznokciem nawijam kosmyk brązowych włosów.

NEW MAFIA DONOnde histórias criam vida. Descubra agora