CHAPTER 4.

1.7K 28 6
                                    

— Abigail... Miej litość, wyłącz ten cholerny budzik... — usłyszałam Chrisa i poczułam, jak mnie szturcha. Wyłączyłam budzik i usiadłam na łóżku. Na dworze była jeszcze szarówka, a ja powoli zaczęłam widzieć i ogarniać, co dzieje się dookoła mnie. Przetarłam zaspane oczy i poszłam do łazienki. Szybki, chłodny prysznic rozbudził mnie i dodał nieco energii. Owinięta ręcznikiem zasiadłam przy toaletce i zrobiłam sobie makijaż. Związałam włosy w wysokiego kucyka i ubrałam granatowy garnitur z białą koszulą. Wzięłam aktówkę i schowałam papiery do niej. Zeszłam na dół i zrobiłam sobie kawę, usiadłam na balkonie i zapaliłam papierosa. Obserwowałam powoli budzące się do życia Lakewood. Zerkałam na przejeżdżające samochody i wciągałam dym z tytoniu w płuca i po kilku sekundach uwolniłam go. Czułam, że moje serce waliło szybciej niż normalnie. Zasiali we mnie ziarno niepewności, które zaczęło we mnie wzrastać. Jestem profesjonalistką... Dam sobie radę... Nic mi nie będzie... Oddech przyspieszał, a ja spojrzałam w dół. Pod moim oknem, po drugiej stronie drogi zaparkował czarny Maybach. Mój telefon zawibrował, a ja o mało nie wyskoczyłam przez ten balkon, kiedy się wystraszyłam. "Auto czeka na dole. Czarne, duże, rozpoznasz..." przeczytałam i wzięłam ostatni łyk kawy. Zbiegłam na dół, a kierowca wysiadł z samochodu. Otworzył przede mną drzwi i gestem zaprosił mnie do środka. Pierwszy raz miałam okazję podróżować tak ekskluzywnym samochodem. Chociaż w trakcie jazdy dotarło do mnie, że nie mam bladego pojęcia, skąd znał mój adres? Gęsia skórka rozeszła się po moim ciele, ale starałam się skupić na podróży. Nie była za długa, bo dojechaliśmy na drugą stronę miasta, gdzie były zalesione obrzeża. To właśnie tam, pomiędzy drzewami był ukryty pałac. Ogromny, masywny budynek z cegieł, pomalowany na czarno. Rozbudzał ciekawość i nieco odstraszał, ale różane krzewy dookoła dodawały mu nieco ciepła. Pałac wyglądał zupełnie inaczej niż na zdjęciu, gdzie stał ze swoimi rodzicami. Mam nadzieję, że nie będzie mnie podrywał, wyglądał naprawdę na rozpuszczonego dzieciaka, a to zdecydowanie nie był mój typ. Szybko jednak pożałowałam tych słów, którymi o mało się nie udławiłam. Wyszedł przed drzwi, kiedy podjeżdżaliśmy. Nie przypominał chłopaka ze zdjęcia. Tatuaże pokrywały jego szyję i dłonie, sygnety, blond włosy w zimnym odcieniu z ciemniejszym odrostem, zaczesane do tyłu i przerażająca blizna w poprzek gardła, zupełnie, jakby ktoś mu je podciął. Poczułam falę ciepła wzdłuż kręgosłupa, każda część mojego ciała kazała mi uciekać, ale ciekawość mojego umysłu brała górę nad wszystkim innym. Szofer wysiadł z samochodu i podszedł do moich drzwi, otwierając je przede mną. Dasz radę Abi, to twoja praca i zrobisz to z pełnym profesjonalizmem. 


Midnight

Mój szofer przywitał się ze mną skinięciem głowy i podszedł do tylnych drzwi, gdzie siedziała moja prawniczka. Otworzył je i podał jej dłoń, pomagając opuścić pojazd. Moment później stanęła przede mną młoda dziewczyna. Blond włosy okalały jej twarz, a bursztynowe oczy skupiały się na mojej osobie. Było widać zaciekawienie i strach na jej twarzy. O boże, o tak... Bój się owieczko... Mimowolnie uśmiechnąłem się, a ona odwzajemniła ten gest, nie wiedząc, co czaiło się w mojej głowie. 
— Midnight Scarborn. 
—  Abigail Henderson. Miło mi pana poznać. —  przysięgam, że miała w głosie coś takiego, że kiedy tytułowała mnie per pan, miałem ochotę przywiązać ją do łóżka i zniszczyć tak, by nigdy nie była w stanie wypowiedzieć tego słowa do żadnego innego mężczyzny.
—  Zapraszam do środka. —  otworzyłem przed nią drzwi i trzymałem się cholernej etykiety, której mnie wyuczono za młodu. Wszystkie moje mroczne zachowania musiały być teraz zamknięte na klucz w miejscu, gdzie kiedyś miałem serce. Weszła do środka Crystal Palace i rozejrzała się dookoła. Miałem wrażenie, że szukała czegoś w tych czterech ścianach. Zaprowadziłem ją do salonu i zasiadła w fotelu, wyciągając plik dokumentów. Usiadłem naprzeciwko niej i podparłem podbródek na dłoniach. Była tak onieśmielona, że trudno było uwierzyć, że miała zawód, który wymagał wyjścia z tej małej, kruchej skorupy. Oby na sądowej scenie była lepsza. 
— Podstawowe pytanie, na czym stoimy? Domniemam pana... — igra z ogniem i przysięgam zaraz podpalić ten pokój. — ...niewinności przy każdym zarzucie. 
— John! Polej jej whisky, tej dobrej. — skinąłem do swojego lokaja.
— Jest kilka minut po ósmej rano... — powiedziała nieco zbita z tropu.
— Gdzieś na świecie jest już na pewno po siedemnastej, więc wyluzuj. Będzie ci potrzebny i jeszcze za niego podziękujesz. — powiedziałem unosząc brew. Spiorunowała mnie wzrokiem, chyba wydawało się jej, że wygląda groźnie, ale jedyne, co ugrała, to rozbawiła mnie. 
— Dziękuję. — powiedziała grzecznie, kiedy lokaj podał jej szklankę, wypełnioną bursztynowym płynem. 
— A nie mówiłem... Dobra, przejdźmy do konkretów. Nie jestem pedofilem, wręcz przeciwnie małe dzieci działają mi na nerwy i budzą we mnie niechęć. Nie zgwałciłem nikogo, bez uprzedniej zgody na taką zabawę. Zabiłem wielu w bardzo brutalny i bezlitosny sposób, ale nie da mi się nic z tego udowodnić. — powiedziałem zgodnie z prawda i obserwowałem, jak uniosła szklankę do ust i upiła łyk, pisząc coś w swoim notatniku. Grzeczna dziewczynka, przełknij gorzką prawdę... — Potrzebuję wiedzieć, o które morderstwo chodzi, nie miałem czasu, ani chęci, żeby przejść przez ten stos papierów i tak, wiem... Powinienem. — westchnęła ciężko i dopiła drinka. — Jeszcze jednego? Obiecuję odstawić cię do domu.
— Chodzi o rzekome morderstwo sprzed roku. Anna Minkov, pani psycholog, główna dyrektor zakładu zamkniętego dla ludzi z chorobami psychicznymi. — odpowiedziała, a ja uśmiechnąłem się szeroko. 
— Ona... 
— Ona, czyli pan... — jeszcze raz i klnę się na boga, że ekspres z moich spodni wystrzeli w powietrze z zawrotną prędkością. Wstałem i podszedłem do niej. Ukucnąłem przed nią i napawałem się widokiem, jak wbijała się w fotel, chcąc przede mną uciec, jednocześnie zgrywając pozornie silną. 
— Umówmy się, że od teraz mówisz do mnie Midnight, bo zrobi się niebezpiecznie, a tego nie chcemy. Tak zabiłem tą wyrafinowaną sukę, która pobierała wysokie opłaty za przetrzymywanie ludzi zdrowych na umyśle i faszerowanie ich takimi psychotropami, ze wypalało im mózgi. Wyobraź sobie dzieci, kobiety, starszych ludzi z takim spojrzeniem, jakby ich dusza opuściła ciało. Tylko dlatego, że znali niewygodną prawdę lub zawadzali komuś w zdradach lub brudnych interesach. Przez pewien czas mierzyłem się z życiem pośród tematów tabu i nawet sobie nie wyobrażasz, jak ciężko było to znieść. Widziałem obojętność drugiego człowieka, który wiedział, ale nie zareagował, bo nie wypadało o tym mówić. — uśmiechnąłem się na samą myśl przypominając sobie, jak zabiłem dyrektorkę zakładu z zimną krwią. Patrzyłem w oczy dziewczyny, która powoli oswajała się z rzeczywistością. — Nie jestem dobry, ale do końca taki zły też nie jestem. Jednak będzie trzeba włamać się do tego zakładu i poszukać brudów po tej suce, żeby mnie uniewinnić. Osoba, która postawiła mi zarzuty, jest biednym człowiekiem, który żyje z myślą, że jest moim numerem jeden na liście ludzi, którzy są odpowiedzialni za śmierć moich rodziców. 
— On to zrobił? — zapytała. 
— Nie chciałbym żebyś zwróciła drinka, więc pominę tę część o samym morderstwie i odpowiem ci tylko, że tak i to własnoręcznie. Jest nieobliczalny, bez serca i sumienia, jeżeli będziesz zmuszona jeździć z nim na spotkania, daj mi znać. Musisz mieć ochronę, bo jedna rzecz nie po jego myśli, a będzie w stanie spalić ci mieszkanie, spowodować wypadek i zatuszuje to na tyle dobrze, że nikt nigdy się nie dowie, dlaczego przepadłaś lub twój dom wyparował z powierzchni ziemi. — jej oczy rozszerzyły się, a oddech przyspieszył. Zapach strachu wypełnił pomieszczenie. — Uspokój się, nic ci nie będzie... To tylko jedna, prosta zasada, której musisz przestrzegać. — pogładziłem jej ramię i podałem jej kartkę z zapisanym numerem telefonu. — Informacja gdzie i kiedy, a wtedy jesteś bezpieczna. — powtórzyłem a ona schowała papier do etui swojego telefonu. Była taka posłuszna i niewinna w tym wszystkim. 
— Mój szef wplątał mnie na większą minę, niż przypuszczałam. — wyznała i oparła głowę na ręce bazgrząc coś długopisem. — Do tego mamy tylko kilka tygodni, by zdemaskować cholernie grubą sprawę, co może cię pewnie jako jedyne oczyścić z zarzutów...
— Skąd to masz...? — przerwałem jej, zerkając na jej kciuki, który do tej pory był schowany za zeszytem. 
— Znalazłam na ulicy, to twój? — zapytała mnie. Słodkie kłamstwo, dobrze wiem, gdzie go zgubiłem i że nie byliśmy tam sami. 
— Nie... Ale mam podobne, a ten wygląda jak rękodzieło, które sobie cenię. — skoro nie zamierzała mi powiedzieć prawdy, to nie zamierzałem się przyznać, że dobrze znam właściciela, który tęskni za swoją zgubą. Cholera, lubiłem ten sygnet. 
— Nie ważne... Jak mamy to rozwiązać w kilka tygodni, jak to sobie wyobrażasz? — zapytała mnie, wracając do naszego poprzedniego tematu. 
— Powiedziałem ci, że naszykuj się na to, że będziemy tą sprawę rozwiązywać w każdym miejscu i o każdej porze. Dopóki ci płacę, masz być na każde moje skinienie. — nie zdążyłem ugryźć się w język, ale ona tylko pokiwała twierdząco głową. — Jeżeli wygrasz to dla mnie, dostaniesz premię z mojej kieszeni, o której się twojemu szefowi nie marzyło. Cena jest wysoka. Dla mnie i dla ciebie. — powiedziałem i podałem jej teczkę z dokumentami. 
— Co to? — zapytała. 
— Klauzula poufności. Jeżeli wyjawisz cokolwiek, komukolwiek poniesiesz spore konsekwencje. Nic bez ustalania ze mną, jasne? Oczywiście nie chodzi mi o cyrk w sądzie, to twoja praca, ale wszystko, co poza. — skinęła głowa i podpisała, ale miałem wrażenie, że była tak zaszokowana, tym co usłyszała, że nie miała najmniejszej ochoty o tym rozmawiać z kimkolwiek innym. — Nie będę potworem, wiem, że dużo się dowiedziałaś dzisiaj, więc żeby nie tracić czasu zaczniemy od jutra. Przygotuj wszystkie nazwiska, jakie są w tych cholernych dokumentach, zrobimy sobie wycieczkę. Masz jakieś pytania, czy chcesz wrócić do domu?

Abigail

— Chcę wrócić do domu... — odpowiedziałam, bo byłam o krok od dostania zawału. Poznałam kilku typów spod ciemnej gwiazdy, ale żaden nie ociekał takim mrokiem, jakby sam szatan przez niego przemawiał. Chciałam do domu. Zakopać się pod kołdrą z pudełkiem lodów, Netflixem i nadzieją, że jak jutro się obudzę, to to wszystko okaże się złym snem, a ja będę pracować w jakimś pubie jako kelnerka. 
— Nie myśl za dużo, bo będziesz przytłoczona. Uznaj, że co się stało, to się nie odstanie. Jeżeli pozwolisz mu wygrać... Dokończy to, co zaczął. — przejechał kciukiem w poprzek swojej szyi, podążając za blizną. Miałam ochotę zapytać, co się stało, ale po dzisiejszych nowinach nie miałam ochoty już słuchać. Czułam, że w miejscu, gdzie normalni ludzie mają mózg, mi została tylko dziwna papka. — Limuzyna czeka, Abigail Henderson. — spojrzałam na jego usta, kiedy wymawiał moje imię. Brzmiało to dziwnie, jakby z innego wymiaru. Spakowałam rzeczy i wyszłam, o mało nie potykając się o swoje własne nogi. — Widzimy się jutro o tej samej porze. Wyśpij się. — powiedział mi na odchodne, kiedy zamkną drzwi od swojej limuzyny, wysyłając mnie klepnięciem w karoserię do domu. Nerwowo kręciłam sygnetem na swoim kciuku, starając się pozbierać myśli do kupy. 

— Abi...? — usłyszałam głos Emilly. 
— Mówiłem ci, że on jej coś zrobił. Jak wróciła to wlazła pod kołdrę, wypisała jakieś nazwiska i siedzi tak skulona i gapi się w okno. — powiedział Chris, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie. Nie był nikim uprawnionym do wiedzy o tym, co stało się w Crystal Palace. 
— Dobra, spierdalaj z pokoju, sama się tym zajmę. — uśmiechnęłam się lekko pod nosem, bo wiedziałam, że brunetka się odpalała. Widziałam w lustrze, jak podciągnęła rękawy i wygnała mojego szacownego faceta za drzwi. Podeszła do mnie i ukucnęła przede mną. 
— Mam przesrane... — wyszeptałam. 
— Wiem, dostałam papiery do podpisania, że mam trzymać japę na kłódkę. Każdy z nas je dzisiaj dostał. — spojrzałam na nią zaskoczona. 
— Ale nie każdy z was musiał stanąć z tym człowiekiem...  Z tym pomiotem szatana, twarzą w twarz. Utknę z nim do czasu rozprawy, będę z nim spędzać dzień i noc, jeżeli będzie miał takie życzenie. 
— Chce cię posuwać? — trzasnęłam ją lekko w potylicę. 
— Poskrom swoje seksualne demony... Nie, nie chodzi o seks, tylko o pracę nad sprawą. Tam jest bardzo gruba sprawa. Przekręt, który musi ujrzeć światło dzienne. To go wybroni z morderstwa, które popełnił. Reszta to ponoć tylko ściema, ale nie wiem... Z jakiegoś powodu mi zaufał i obiecał premię do ręki, o której nasz szef może tylko pomarzyć, więc może uda nam się na tym zarobić, jednak to nie zmienia faktu, że trzeba najpierw wygrać, bo jak przegramy i trafi do więzienia, to jego dni będą tam policzone. — westchnęłam lekko. 
— Abigail... Będzie ciężko, ale skoro wygryzłam przygłupa Aarona, to mamy szansę. Team work, rozbijmy bank, wygrajmy to, a potem polecimy na wakacje, skoro da dużą premię i wyluzujemy się. — brzmiało naprawdę super. 
— Zaczniemy od zwężenia teamu. Pójdziesz jutro do głównodowodzącego i powiesz mu, że skoro mamy klauzulę poufności, to zostajemy tylko my dwie i w razie czego poprosimy o pomoc, ale mają nam nie zadawać pytań, tylko robić, to co chcemy. Jutro będzie długi dzień, musze się wyspać. — mruknęłam i spojrzałam na zegarek, na którym dochodziła 20:00. Skoro mam wygrać tę sprawę, to sama musze podejść do wszystkiego bez większych emocji i profesjonalnie. Pierwsza fala szoku wylana, więc na drugą będę gotowa.

SZATAN KAZAŁ TAŃCZYĆ || Dark Romance {+18}Where stories live. Discover now