CHAPTER 29.

1.5K 57 21
                                    

Leżałam w łóżku, wpatrując się w sufit. Po udanym seksie zebrałam swoje ubrania i wyszłam z salonu, kierując się do sypialni. Nie wiem, co ja sobie myślałam, zgadzając się na to, ale dalej czułam ucisk w dolnej partii ciała. Miałam wrażenie, że i tak się powstrzymywał, że było go stać na więcej. Broń boże, nie narzekałam, ale zjadała mnie ciekawość. Kręciłam się na łóżku w prawo i lewo. Sen jednak nie nadchodził. Zawsze po seksie czułam się jakby ktoś wlał we mnie dwa Redbulle. Biłam się z myślami, czy powinnam do niego iść, czy chciał mnie w ogóle widzieć? Musiałam zaryzykować, bo spaczony umysł nie dawał mi spokoju. Podniosłam się i wyszłam z pokoju, po cichu przemierzyłam korytarz i weszłam na piętro, gdzie stanęłam przed wielkim drzwiami. Przysunęłam ucho do drzwi, ale usłyszałam muzykę, więc zgadywałam, że jeszcze nie śpi. Zapukałam kilka razy i czekałam na jakąś odpowiedź. Cisza wypełniała przestrzeń, co zaczynało mnie powoli irytować, kiedy nagle drzwi ustąpiły. Stanął w nich ubrany tylko w szare dresowe spodnie, świeżo po prysznicu z roztrzepanymi, mokrymi włosami. Przysięgam, że po raz kolejny zrobiło mi się dzisiaj mokro. 
— Coś się stało? — zapytał, opierając ramię o drzwi. Wręcz wisiał nade mną. 
— Nie mogę spać... Więc chciałam pogadać... — wymamrotałam, czując się nieco niezręcznie. 
— Powiedzmy, że domyśliłem się odpowiedzi. Wejdź. — przeklęłam siebie w myślach za zachowanie godne szesnastolatki. — Rozgość się. — powiedział, wskazując na łóżko i kanapę. Oczywiście znając mnie, nie usiadłam jak normalny człowiek na kanapie. To byłoby zbyt stereotypowe. Zasiadłam na skraju jego łoża i pomachałam nogami, szukając jegoś punktu zaczepienia. — Boże, mam cię przełożyć przez kolano żebyś to z siebie wydusiła? — zapytał, a ja się zarumieniłam. Czytał mi w myślach, czy co? 
— Może... Było fajnie... — rzuciłam bez większego namysłu i ściągnęłam sznurki od bluzy, zawijając ciasno kaptur wokół głowy.
— Panno Henderson, nie poznaję pani... Aż tak ci siadło...? — zapytał i podszedł do mnie. Zacisnął między swoimi nogami moje i zsunął mi z głowy kaptur. Uniósł moją twarz, zmuszając bym popatrzyła mu w te błękitne oczy. — Jesteś taka piękna, kiedy wyłączasz myślenie... — mruknął do mnie, a ja poczułam przyjemne ciepło, rozpływające się po moich plecach. Przełknęłam ślinę i przytuliłam policzek do jego dłoni. Jego ciepło wręcz paliło moją skórę, która prosiła o więcej. — Do tego jesteś tak zmęczona... Połóż się... 
— Tutaj? — zapytałam, jakby to nie było logiczne. 
— Tutaj. — powiedział i zaśmiał się lekko. 
— Położysz się ze mną? — zapytałam, zerkając na niego z nadzieją. 
— A twoja etyka pracy? — zaśmiał się pod nosem. 
— Chwilowo zerwałeś kontrakt. Nie pracujemy razem. — dodałam, a on uśmiechnął się tak, jakby tylko czekał na te słowa. Położył się z drugiej strony łóżka, a ja zmierzyłam go wzrokiem. Uśmiechnęłam się usatysfakcjonowana tym widokiem. Jednak zauważyłam siniaki, które wylewały się spod tatuaży.
— Pożresz mnie samym wzrokiem. Wiedziałem, że dobry seks ci potrzebny, ale że twoje zachowanie tak się zmieni... Zaskoczyłaś mnie, ale pozytywnie. Chodź się przytul. — powiedział, a ja nie mogłam się powstrzymać, by z tego nie skorzystać. —Dobra dziewczynka... 
— Boli...? — zapytałam dotykając opuszkami obitego miejsca na jego ciele.
— Trochę, ale to nic wielkiego. Ból nie robi na mnie najmniejszego wrażenia. — dodał z lekkim uśmiechem. — Nie przejmuj się tym. — łatwo było mu mówić... Ja też najchętniej powiedziałabym mu, żeby nie przejmował się postrzeleniem. Przecież to nic, zagoi się, możemy działać dalej. 
— Opowiesz mi o Azurze? — zapytałam, zmieniając temat, a on pokiwał twierdząco głową. 
— Miałem kiedyś zatarg z ruską mafią. Wyrwałem ją z ich łap, miała iść do wypchania i skończyć jako ozdoba przy kominku. Jednak, ktoś musiał ją mieć od małego w niewoli, nie była w stanie wrócić do środowiska naturalnego, więc stworzyłem jej tutaj dom. Nieco ją wytresowałem i tak zostaliśmy przyjaciółmi. 
— Pasuje ci taki zwierzak domowy. Sam jesteś groźny jak ona... Nie spodziewałam się, kiedy usłyszałam ten tupot, że przeskoczy nade mną czarna pantera. — zaśmiałam się lekko. — Masz dobre serce, że nie pozwoliłeś jej przerobić na trofeum, a do tego dałeś jej schronienie. 
— Ja wcale nie mam serca. — mruknął w odpowiedzi. 
— Tak sobie tłumacz... Sama widziałam cię w akcji. — zaśmiałam się lekko i ziewnęłam. 
— Ktoś jest śpiący i plecie bzdury... — mruknął do mnie i zaczął gładzić moje włosy. — Śpij, bo potrzebujesz tego bardziej, niż ci się wydaje. — powiedział z lekkim uśmiechem. Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam. Obudziłam się rano, kiedy na dworze było już jasno. Wysunęłam się spod objęć hrabiego i westchnęłam cicho. Zakochałam się i musiałam to przyznać przed samą sobą. Zgarnęłam jego papierosy z szafki i wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na swojej ulubionej ławeczce. 
— Azura...? — zawołałam cicho, kiedy usiadłam. Usłyszałam ryk w odpowiedzi, a po chwili ujrzałam tą głęboką czerń na czterech łapach. Podkuliłam nogi i obserwowałam ją. Nie była agresywna, nie wyglądała, jakby miała zaatakować, ale siedziało mi  z tyłu głowy, że to dalej dzikie zwierzę z wrodzonymi instynktami mordercy. Wysunęłam dłoń w jej kierunku. Trudno, bez ręki też się da żyć. Musiałam je dotknąć, bo inaczej oszalałabym. Podeszła do mnie powoli i powąchała moją rękę. — Tylko nie odgryź... — jęknęłam i przymknęłam oczy, kiedy wielki kot zaczął się ocierać o moją dłoń i łasić, jak zwykły statystyczny dachowiec. — No wiesz co? Spodziewałam się czegoś więcej. — zaśmiałam się do niej i zaczęłam głaskać jej wielki łeb. Jej głośne mruczenie sprawiało, że uśmiechnęłam się głośno. Nie spodziewałam się, takiego obrotu spraw, ale wiedziałam, że zwierzę upodobniało się do właściciela. Miała dobre serce, ale potrafiła być zabójcza. Znany schemat. Mój telefon rozdzwonił się, a ja ujrzałam imię szefa na wyświetlaczu. Westchnęłam głośno i odebrałam. — Halo?
— Przekonałaś go? 
— Nie, chyba nie... — odpowiedziałam, bo szczerze mówiąc nie wiedziałam, czy Midnight podpisze na nowo umowę. W sumie to nie poruszyłam z nim tego tematu na spokojnie.
— Wiesz, co to oznacza? Przyjedź do mojego biura. Porozmawiamy. — powiedział, a ja przerzuciłam oczami. 
— Tak wiem. Zaraz będę. — powiedziałam i rozłączyłam się. Pogłaskałam jeszcze kota przez chwilę. — Nie chcesz trochę świeżego mięsa. Jakbyś go rozdrapała, nie miałabym ci tego za złe... — zaśmiałam się. 
— Co się stało? — usłyszałam, widząc nad sobą Midiego. Złapał za moją twarz i zmusił bym na niego spojrzała. — Kto cię doprowadza do łez? 
— Szef dzwonił, musze jechać do biura i pewnie spakować swoje rzeczy. — westchnęłam ciężko. 
— Pojadę z tobą. Muszę pogadać z twoim szefem... — spojrzałam na niego z nadzieją, ale on pokręcił przecząco głową. — Nie, nie podpiszę umowy. Musisz być bezpieczna. — powiedział i ucałował moje czoło, a ja westchnęłam ciężko. — Zbieraj się i nie urabiaj mojego kota. — zaśmiał się lekko i odpalił papierosa. Poszłam się naszykować, zajęło mi to kilka dobrych minut. Kiedy wróciłam Midnight czekał ubrany w elegancki garnitur. Mimowolnie przygryzłam wargę, mierząc go wzrokiem. 
— Co, ubrudziłem się? 
— Nie, po prostu do twarzy ci w tym garniturze... 
— Ładnemu we wszystkim ładnie, nie wiedziałaś...? — zaśmiał się pod nosem. Jego skromność rozbrajała mnie. Zabrał kluczyki od lambo i podał mi dłoń. Prowadził mnie do garażu, gdzie otworzył przede mną drzwi do auta i pomógł wsiąść. Zajęłam miejsce i wzięłam głęboki oddech. Byłam już naprawdę zmęczona tym wszystkim i gdy tylko sprawa Midnighta się zakończy, uciekam na wakacje. Mój towarzysz odpalił samochód i ruszył w stronę siedziby firmy.  — Czemu aż tak się przejmujesz? Jesteś świetna... Znajdziesz pracę z pocałowaniem rączki... 
— Nie sądzę, raczej mi nie wystawi dobrych referencji, skoro tak strasznie go zawiodłam. 
— Przestań, nikogo nie zawiodłaś. Dupek ma wybujałe ego i dba, żeby nikt nie wybił się ponad niego. Nie może się pogodzić z faktem, że ktoś lepszy stanął na jego drodze. — może była w tym racja. Przecież naprawdę nie zrobiłam nic złego... Nawet zrobiłam więcej niż trzeba było. Nie moja wina, że oberwałam kulkę, a Midnight stwierdził, że nie chce mnie dalej wciągać w to szaleństwo. 
— Nie ważne, zrobi, co chce...
— Po moim trupie... — spojrzałam zaskoczona na hrabiego. Co on planował? Bo to było coś, czego on na pewno nie rzuciłby na wiatr. 
— Co ty kombinujesz? 
— Ja? Nic... Ale nie pozwolę, by gość pozwalał sobie na za dużo. Jeżeli nikt mu tego nie ukróci, to polecą następne głowy. — westchnęłam lekko. 
— Czyli będzie awantura? 
— Ja się nie awanturuję, skarbie. — zaśmiał się pod nosem i przyspieszył, wchodząc w zakręt. Westchnęłam lekko. Rozgryzienie tego faceta, graniczyło z cudem. Był nieprzewidywalny i kiedy myślę, że już niczym mnie nie zaskoczy, wyciąga z rękawa następnego asa. Wjechaliśmy na parking, gdzie zatrzymał auto. Otworzył mi drzwi i podał dłoń. Opuściłam pojazd i spojrzałam na budynek, który dzisiaj przyprawiał mnie o mdłości. Ruszyłam przodem, kiedy telefon Midnighta rozdzwonił się. — To ważne, musze odebrać. Idź. Dogonię cię. — skinęłam głową i ruszyłam w stronę biura. 

— Abi! Jak cię tutaj brakuje! — przyjaciółka rzuciła mi się na szyję. 
— Też za tobą tęsknię Emilly. Wiesz, czego on ode mnie chce? 
— Obawiam się najgorszego, bo chodzi zadowolony, jakby zamoczył... Nuci pod nosem jakieś pierdolety... Jak cię wykopie, to przysięgam, że odejdę z tobą. 
— Przestań, wcale tego nie wymagam. 
— Solidarność jajników. Otworzymy własny biznes. 
— Za wszy i mendy trzy. — zaśmiałyśmy się. 
— Henderson, do gabinetu! — usłyszałam za sobą głos szefa i przerzuciłam oczami. 
— Już idę... — odpowiedziałam i ruszyłam do biura szefa. — Chciał szef pogadać.
— Wiesz, że powinienem cię wyrzucić, bo przegrałaś zakład? — zaśmiała się. 
— Po prostu to zrób i miejmy to za sobą. Nie będę się płaszczyć i błagać o wybaczenie. — spojrzałam na mężczyznę, który podniósł się z krzesła i podszedł do mnie. 
— Jesteś pewna? Może jak ładnie poprosisz, to zapomnimy o tej porażce. Może nawet dam ci awans? — powiedział i przesunął dłonią po moim boku. Zadrżałam. 
— Przestań... — warknęłam, ale on dołożył drugą rękę z drugiej strony. Jeszcze tego mi było potrzeba, żeby wystartował do mnie z rękoma. 
— Abigail, jeżeli mi odmówisz... 
— Jeżeli ci odmówi, to co? — usłyszałam za sobą i przeszły mnie ciarki. Midnight wyminął mnie i chwycił go za gardło, rzucając nim o krzesło. — Dotknij ją jeszcze raz, a połamię coś więcej niż marne krzesło. Wynoś się z jej biura. 
— Co?! — zapytaliśmy oboje.
— Wykupiłem firmę, należy do mnie. Teraz się wynoś, bo właśnie zaszły zmiany w zarządzie. Nie tkniesz jej nigdy więcej i nie radzę nawet się zbliżyć. Takie ścierwo jak ty, powinno zamiatać ulicę, a nie siedzieć na wysokim stołku. — zasłoniłam usta, nie spodziewałam się tego. 
— Co? Ale jak to...? Nie możesz... Ty kurwo! — złapał mnie za nadgarstek, a ja tylko ujrzałam wściekłość w oczach hrabiego. 
— Błąd, duży błąd... — zamknęłam oczy, kiedy usłyszałam dźwięk łamanych kości i wycie z bólu. 
— Uprzedzałem... — powiedział Midnight swoim stanowczym, chłodnym tonem. — Wynoś się, nim cię rozszarpię. — mężczyzna dosłownie zaczął uciekać, płacząc przy tym jak dziecko. Blondyn podszedł do mnie i zaciągnął za ucho moje włosy. 
— Wszystko okej? — zapytał i wtulił mnie w siebie. 
— Jest okej. Naprawdę wykupiłeś firmę? — pokiwał twierdząco głowa i pokazał mi na telefonie dokument. 
— Czas na nowe, lepsze rządy... Zapomniałbym... Pora podpisać nową umowę. Zrobimy to razem. Obronię cię własną piersią, ale nie wyobrażam sobie jednak robić to samemu. 
— Spokojnie, oddajesz się w ręce specjalistów. — zaśmiałam się ciepło, mając w oczach łzy. Nie wiem, jak on to zrobił, ale przestawałam pamiętać życie bez niego i nie byłam w stanie wyobrazić sobie, żeby po sprawie z niego zniknął... 


Z okazji moich urodzin, daje wam dzisiaj możliwość na szybkie Q&A w komentarzach. Odpowiem wam na wszystkie pytania dotyczące mnie, książki i co was tam jeszcze nurtuje.
Całuję,
Angel Woodgett. <3

SZATAN KAZAŁ TAŃCZYĆ || Dark Romance {+18}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz