CHAPTER 5.

1.7K 40 17
                                    

Leżałam na łóżku, obracając w dłoni sygnet z czaszką. Usłyszałam przeraźliwy dźwięk metalu, pocieranego o inny metal. Zakryłam uszy, chowając głowę pod siebie i jednocześnie unosząc wzrok w kierunku źródła. Wsunęłam chłodny metal na swój palec i zeszłam z łóżka. Kiedy miałam wyjść z sypialni, wyrósł przede mną postawny mężczyzna. Miał prawie dwa metry, miał na sobie tylko jeansy i skórzany pasek, a jego twarz zakrywała przerażająca maska. Tatuaże tworzyły jakby zbroję, która miała chronić jego wewnętrzny brak moralności i zło, przed jakimkolwiek okruchem dobra. W dłoni trzymał maczetę. Cholerną, wielką, maczetę. Chciałam krzyknąć, ale zacisnął dłoń na moim gardle, uniemożliwiając mi wydanie z siebie jakiegokolwiek dźwięku.
— Jeśli obudzisz swojego, pożal się boże, chłopaka... Zmuszę cię, żebyś rozszarpała mu gardło własnymi zębami i patrzyła, jak wykrwawia się. Nie radzę wydać z siebie dźwięku... Przyszedłem po swoją własność, albo mi ją oddasz, albo utnę ten piękny palec... — wycedził przez zaciśnięte zęby. Cholera, jak na złość, nie chciał zejść z mojego kciuka.
— Nie... Nie mogę... — wyszeptałam przerażona, a on pchnął mnie na łóżko.
— Może trzeba nawilżyć... Wsadź w siebie palce, głęboko. Pozwól by soki spłynęły po całej dłoni. — rozkazywał, a ja byłam tak przerażona, że spełniałam każde polecenie. — Dobra suka... Tak, jak lubię najbardziej... — maniakalny śmiech wypełnił pokój, a ja spojrzałam na leżącego obok Chrisa, który spał nieświadomy tego, co się dzieje. — Nie tak... Czy ty kiedykolwiek w ogóle się masturbowałaś? — strzelił mnie w rękę, aż zasyczałam z bólu. Wsunął we mnie dwa wielkie palce, aż zapiszczałam. Z precyzją chirurga trafił w mój punkt G. Stymulował go w taki sposób, że traciłam kontrolę nad własnym ciałem. Wiłam się z jego ręka w sobie, dopóki nie tryskałam, jak fontanna. Podsunął maskę do góry i ujrzałam długą, poprzeczną bliznę na jego gardle. Już miał zanurzyć we mnie język.
— Midnight...? — zapytałam, a on zatrzymał się...

Zerwałam się z krzykiem na ustach. Moja twarz była mokra, nie wiedziałam, czy od łez, czy od zimnych potów, które czułam dosłownie wszędzie. Moje sny przerażały mnie coraz bardziej i szczerze mówiąc zastanawiałam się nad pójściem do terapeuty.
— Abigail...? — cichy szept Chrisa wyrwał mnie z zamyślenia. — Wszystko w porządku, krzyczałaś?
— Tak, to tylko... To tylko zły sen. — wydusiłam z siebie i sięgnęłam po wodę stojącą na mojej szafce nocnej. Czułam suchość w gardle, która była nieznośna. Za mało wody, musiałam iść po więcej. Złapałam za telefon i odpaliłam latarkę, złapałam go tak, żeby w razie czego móc nim uderzyć. Podeszłam do drzwi sypialni i wzięłam głęboki wdech, kiedy moja wyobraźnia płatała mi nieśmieszne figle. Pchnęłam drzwi, jednak mieszkanie było puste. Poszłam do lodówki po wodę i usiadłam przy stoliku w kuchni, spoglądając na miasto za oknem. Wszyscy zdawali się słodko spać, a mnie męczyły koszmary. Serio to był jego pierścionek? Przecież zapytał o niego, gdyby był jego, zażądałby zwrotu, prawda? Wariujesz Abi, za dużo informacji, za dużo wyobrażeń. Serce podskoczyło mi do gardła, kiedy zauważyłam ruch na balkonie. Podeszłam powoli do drzwi, moje gołe stopy ledwo dotykały podłogi, starając się nie wydać żadnego dźwięku. Wydawało mi się, że tylko moje walące serce zdradza moje położenie. Złapałam za klamkę od drzwi balkonowych i pchnęłam je z impetem. O mało nie dostałam zawału, kiedy wiewiórka zeskoczyła na ulicę. — Jebany gryzoń... — wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Wróciłam do środka i usiadłam nad papierami, ode chciało mi się zupełnie spać, więc postanowiłam oddać się pracy. Zgodnie z poleceniem klienta stworzyłam listę wszystkich nazwisk, które przewinęły się w dokumentacji. Lista zajęła mi całą stronę A4, kiedy spojrzałam przez okno zaczynało świtać. Mój telefon zaczął dzwonić, informując mnie, że pora wstać, a ja oddałabym wszystko, by wrócić teraz do łóżka. Zrobiłam sobie następną kawę i upiłam kilka łyków, błagając by trzeci kubek postawił mnie na nogi. Postanowiłam się ubrać po cywilnemu. Nie miałam najmniejszej ochoty na strojenie się i mój klient musiał to zaakceptować. Ubrałam leginsy i czarną za dużą bluzę. Spojrzałam na toaletkę, ale aż mnie odrzuciło, kiedy pomyślałam o robieniu makijażu. Nie miałam chęci nawet mrugać, a co dopiero stroić się. Moje umiejętności nie zależały od mojego ubioru i musiał to zaakceptować. Boże... Czemu ja się przejmowałam, co pożal się Hrabia, o mnie pomyśli? Zluzuj Abigail, jego arystokratyczny tyłek nie ma nic do gadania. Spakowałam laptopa, dokumenty i notatnik w aktówkę i zerknęłam przez okno. Maybach jeszcze się nie pojawił, więc wykorzystałam kilka minut na szybkiego papierosa. Już miałam zejść na dół, kiedy usłyszałam za sobą znajomy głos.
— Nie pożegnasz się? — zaspany Chris stał w przejściu.
— Już. Myślałam, że jeszcze śpisz, nie chciałam cię budzić. — podeszłam do niego i pocałowałam go. — Miłego dnia, nie wiem, o której wrócę, ale dzisiaj raczej będę później.
— Miłego dnia, gdyby cię niepokoił, daj mi znać... Przyjadę po ciebie. — takich słów się nie spodziewałam. Czyżby poczuł się zagrożony, czy moje krzyki go przeraziły? Wzięłam głęboki oddech i zmusiłam się do uśmiechu.
— Dziękuję, będę pamiętać. — wyszłam z domu, nie chcąc ciągnąć tej rozmowy dalej. Dobrze, że nie wiedział, jak Midnight wyglądał, bo wtedy nie byłby taki odważny. Miałam wrażenie, że gdyby Chris do niego wyleciał z rękoma, Hrabia zmiótłby go jednym palcem. Cieszę się, że podpisałam umowę o milczeniu, bo przynajmniej nie muszę opowiadać mojemu facetowi, całej tej historii. Nie wypuściłby mnie z domu, a to dopiero był początek i wiedziałam, że poznam jeszcze wiele mrocznych zdarzeń z jego życia. Podeszłam do samochodu, kiedy szofer wysiadł i otworzył przede mną drzwi. — Dzień dobry. — przywitałam się, starając się uśmiechnąć do niego.
— Dzień dobry pani Henderson. Jak samopoczucie? — mężczyzna w średnim wieku odwzajemnił uśmiech.
— Bywało lepiej, ale życie to życie. Trzeba się wziąć do roboty. — skwitowałam i zajęłam miejsce pasażera na tylnej kanapie. Położyłam swoje rzeczy i wyciągnęłam telefon z kieszeni, przeglądając media społecznościowe. Nie wiedziałam, co mnie podkusiło, ale zaczęłam przeszukiwać Instagram, w poszukiwaniu swojego klienta, jednak nic nie znalazłam. Jakby nie istniał w sieci. Może ma jakiś mroczny profil na Dark Webie? To by do niego pasowało. Z jednej strony jest arystokratą, z drugiej płatnym mordercą. Miałoby to sens, gdyby nie fakt, że spał na pieniądzach i na bank nie musiał pracować do końca swojego życia. Zaśmiałam się do siebie, ale uciszyłam się, zasłaniając usta dłonią, kiedy ujrzałam wzrok szofera we wstecznym lusterku. Zajechaliśmy pod Crystal Palace i moje serce po raz kolejny połaskotało moje migdałki, kiedy go ujrzałam. Gdyby nie fakt, że kolor garnituru się zmienił, posądziłabym go o spanie w nim. Błagam, niech ktoś mnie trzaśnie w łeb, bo podsuwał mi widoki z mojego snu. Zachowanie profesjonalizmu zakrawało o cud.
— Dzień dobry. — powiedział tym swoim chłodnym tonem i zmierzył mnie wzrokiem. — Mogłaś uprzedzić, że dzisiaj dzień po cywilnemu, nie stroiłbym się jak pajac.
— Stroiłeś się dla mnie? — wyśmiał mnie w odpowiedzi, a ja popatrzyłam na niego spode łba.
— Wiem, że o tym marzysz, ale obowiązuje mnie etykieta. O ile wczoraj wiedziałem, że się wystroisz, dzisiaj mnie zaskoczyłaś. Ciężka noc? — zapytał mnie, a ja tylko skinęłam potwierdzająco głową. — Chłopak nie pozwolił ci spać? — o mało nie udławiłam się własną śliną, słysząc to pytanie. Zaczęłam analizować w myślach, czy kiedykolwiek wyrwało mi się, ze jestem w związku, czy zapytał tak po prostu, nie wiedząc.
— Koszmary nie dały mi spać. Kiedy wyrwałam się z ich ramion, byłam na tyle wystraszona, że bałam się położyć spać. Zrobiłam za to robotę, o która prosiłeś. — odpowiedziałam, a on zaprosił mnie gestem do środka.
— Masz mój numer, trzeba było napisać, albo zadzwonić. Uspokoiłbym cię...
— Seks nie jest odpowiedzią na wszystko. — skwitowałam, nim zdążyłam dobrze się zastanowić, co mówię.
— Nie powiedziałem, że bym cię przeleciał, ale dobrze wiedzieć, że pragniesz tego. — moja twarz przybrała kolor buraka w mniej niż pół sekundy.
— Ja, nie... Nie to miałam na myśli...
— Winny się tłumaczy, Abigail. Jesteś prawnikiem, powinnaś wiedzieć to najlepiej. — mój żołądek zamienił się w wirówkę. Nie miałam nic na swoje usprawiedliwienie.
— Mój chłopak nie byłby zadowolony, gdybym w środku nocy zadzwoniła po nieznajomego. — wysiliłam się na odpowiedź.
— Czyli jednak masz chłopaka... Coś chłopakopodobnego... — przerzucił oczami. — Gdzie był zatem twój książę z bajki, który powinien dać ci na tyle poczucia bezpieczeństwa, żeby odgonić złe myśli i pozwolić ci spokojnie spać, kiedy on sam czuwałby nad tobą i twoim spokojnym snem? — powoli zabijał mnie tym pytaniem. Nawet nie uświadomiłam sobie wcześniej, że potrzebowałabym takiego ukojenia. Patrzyłam na niego, z gulą w gardle, którą było ciężko przełknąć. Wiedział, że jestem niewyspana, zmęczona, a jednak i tak atakował, wbijając szpilkę. Traktowanie mnie jak cholerną laleczkę voodoo, sprawiało mu przyjemność. Obróciłam głowę, żeby nie widzieć tych niebieskich oczu, które patrzyły tak, jakby prześwietlały mnie na wylot. — Jesteś tak zmęczona, że za chwilę się rozryczysz od obiektywnej uwagi... — zacisnęłam mocniej usta. — Abogail Henderson, gdzie twój profesjonalizm? — specjalnie dobijał mnie, chciał moich łez. — Taka wyjebana, na nic się zdasz... — westchnął. — Jadłaś coś? — pokręciłam przecząco głową. Uniosłam wzrok. Patrzył na mnie z wyższością i jakby z niewypowiedzianym rozczarowaniem. — Cokolwiek trafiło do twojego żołądka?
— Kawa... Trzy kawy i papieros. — poprawiłam się sama, kiedy pokręcił z niedowierzaniem głową.
— Powiedz mi, Abigail... Jakim trzeba być chujem, żeby wypuścić z domu głodną, zmęczoną kobietę? — westchnął. Wyglądał, jakby przez chwilę bił się z myślami. — Nie lubię się wtrącać, tam, gdzie nie trzeba, ale... Widzę, że desperacko potrzebujesz zobaczyć różnicę między posiadaniem chłopaka, a mężczyzny. Pytanie tylko, czy jesteś odważna? — zapytał, a ja przełknęłam ślinę. Mój mózg przypominał sieczkę i nie będąc pewną swojej odpowiedzi, pokiwałam twierdząco głową, zgadzając się na bycie odważną. Zmierzył mnie wzrokiem. — Zaczniemy od porządnego śniadania. John! Naszykuj dla panny Henderson duże, obfite śniadanie.
— Tak panie Scarborn. — mężczyzna ukłonił się i zniknął za drzwiami.
— Midnight nie jestem...
— Jesteś. — powiedział. — Kawa i papieros nie pozwolą ci pracować na najwyższych obrotach, a tego będę wymagać. Od jutra będziesz przyjeżdżać tutaj na siódmą rano i będę pilnować, żebyś zjadła. Musisz być produktywna, mieć siłę do działania. — jego lokaj przyniósł mi tacę ze śniadaniem. Kucał przy mnie, jak cerber, pilnując, bym jadła. Wszystko ciężko przechodziło mi przez gardło, chociaż było naprawdę smaczne. Nie byłam przyzwyczajona do jedzenia tak wcześnie. — Dobra dziewczynka... Jeszcze trochę... — poczułam się, jak małe dziecko, które trzeba motywować, ale w jakiś sposób było to całkiem przyjemne.
— Nie dam rady więcej, jestem pełna... — wyszeptałam, patrząc na talerz. Zjadłam ponad połowę.
— Dzisiaj ci odpuszczę. — zabrał ode mnie tacę i oddał swojemu lokajowi. — Gotowa na następny punkt wycieczki? — zapytał, a ja na chwilę wstrzymałam oddech. Co jeszcze siedziało w jego głowie, poza wpychaniem we mnie na siłę jedzenia.
— Co chcesz mi zrobić? — zapytałam, patrząc na niego. Przeczesał swoje włosy palcami i spojrzał na mnie z tym swoim diabelskim uśmieszkiem.
— Pokażę ci, co twój facet ma z tobą robić. — zaśmiał się. — Nie bój się... Wiem, że jesteś zboczona, ale nie chodzi o seks. Jesteś za słaba, by móc znieść moje upodobania łóżkowe. Potrzebuję twojego trzeźwego umysłu... — zabrał ode mnie aktówkę, a ja przełknęłam głośno ślinę. Wsunął pode mnie ręce. — Złap mnie mocno za szyję. — wykonałam polecenie, a on uniósł mnie z łatwością. — Musisz się lepiej odżywiać, bo przy mocniejszym wietrze, zdmuchnie cię. — dodał tylko, a ja patrzyłam na niego w szoku. Obiecałam być odważna i zamierzałam spełnić dane słowo. Niósł mnie przez swój pałac. Wszedł powoli na piętro i stanął przed wielkimi podwójnymi drzwiami. Otworzył je łokciem i pchnął. Ustąpiły, a ja weszłam w intymny świat Midnighta Scarborna. Jego sypialnia była, jakby wyrwana z przyszłości. Nie pasowało do klasycznego stylu posiadłości. Czarne ściany, ozdobione ledami. Komputer z trzema monitorami i gamingowym fotelem. Ogromne łoże z czarną, jedwabną pościelą. Na tyle wielkie, że mogłabym śmiało spać w poprzek. Skórzany zestaw wypoczynkowy i szklany stolik. Podszedł ze mną do łóżka i położył mnie na ciemnej pościeli. — Poczekaj tu na mnie. — cofnął się kilka kroków. Zsunął z siebie marynarkę i zaczął rozpinać guziki. Przełknęłam ślinę, wyglądał jakby go sam Michał Anioł dłutem wyrzeźbił i idę o zakład, że w skale. — Kładź się na prosto i ani drgnij. — to nie była prośba, to był cholerny rozkaz. Jego dłoń zacisnęła się na moim gardle. Oczy rozszerzyły się w szoku. Zaczęłam instynktownie z nim walczyć. — Dobrze, spal to złudzenie energii... Jesteś tak słaba, a zgrywasz tak silną... — wychrypiał do mojego ucha. Powtórzył to kilka razy, odcinając mnie od tlenu prawie do omdlenia.
— Przestań... Nie mam siły... — uśmiechnął się triumfalnie.
— To chciałem usłyszeć. — położył się obok i przesunął mnie na swoją pierś. — Wsłuchaj się w bicie mojego serca Abigail. Zrównaj z tym swój rytm. Rozluźnij mięśnie, nie walcz z tym. Nie panikuj, to tylko kawał wytatuowanego mięsa. Nic nie znaczy... — wsłuchiwałam się w jego głos i starałam się wykonać każde polecenie, by tylko znowu nie wpadł na pomysł duszenia mnie. Nie wiem, jakiej czarnej magii na mnie użył, ale zasnęłam na nim...

SZATAN KAZAŁ TAŃCZYĆ || Dark Romance {+18}Where stories live. Discover now