Część 11

38 3 0
                                    

Dosyć szybko wdrożyli się w nowe obowiązki, choć nie było łatwo dostosować się do trybu pracy rolnika. Wstawali teraz bladym świtem, a czasami jeszcze przed wschodem słońca, które pojawiało się za drzewami, gdy stawali we czterech obok siebie, każdy w swojej linii. W śmiesznym rozkroku przesuwali się z rzędem żonkili między nogami. Była to niewygodna i nieco uwłaczająca pozycja, ale zdecydowanie najbardziej efektywna w tej pracy — Draco próbował działać inaczej i nic lepszego nie wymyślił. A trzeba było się spieszyć, przynajmniej rano; przed ósmą odjeżdżała pierwsza, skromna dostawa kwiatów do kilku zaprzyjaźnionych kwiaciarni w najbliższych miasteczkach i na targ — i to był jedyny pewny zarobek w ciągu dnia, więc szefowi zależało na tym, by kwiatów było jak najwięcej. Drugi transport szedł o dwunastej, jeśli było zapotrzebowanie, a później zwykle mieli wolne, chyba że pojawiało się specjalne zamówienie albo jakaś inna praca.

Rano pracowali razem z gospodarzem — który poniewczasie przedstawił się jako Diggs, ale nie określił, czy to imię, nazwisko czy jakieś przezwisko — więc spieszyli się nawet nie ze względu na utarg, ale dlatego, że narzucał szybkie tempo. Niby nic nie mówił, ale kiedy zostawiał ich daleko tyle, nieraz pędząc dwa rządki dalej niż oni, mimochodem próbowali go doścignąć. Początkowo szło im beznadziejnie, bo powoli zrywali kwiaty o odpowiednio rozwiniętych pąkach — to znaczy wcale nierozwiniętych, według Dracona — i nie radzili sobie ze scyzorykiem, którym należało obciąć równo łodyżki w całym pęczku przed rzuceniem go między rzędy, skąd później, po skończeniu dwóch linii, zbierali wszystkie. Potem trochę się wyrobili — Potter i Weasley radzili sobie znacznie lepiej niż Draco — ale tempa Diggsa nie osiągnęli.

Później, kiedy szef jechał z dostawą, automatycznie nieco zwalniali, ale nie odczuwali jego nieobecności jako momentu wytchnienia. W gruncie rzeczy lubili z nim pracować, bo często odwracał się do nich i coś opowiadał, podrzucał wodę i mówił, że jak chcą, to mogą sobie zrobić chwilę przerwy na kanapkę, chociaż wiedzieli, że to nieodpowiedni moment. Zachowywał się tak, jakby to nie on udzielał im schronienia, ale — jakby oni robili mu przysługę, że u niego pracują. Może zresztą tak było, biorąc pod uwagę, że istotnie niewiele im płacił jak na codzienną, siedmiogodzinną pracę. Mugole, których zatrudniał ten drugi rolnik, zapewne zarabiali znacznie więcej, ale i pracowali dłużej w znacznie szybszym tempie. Widzieli się co parę dni, kiedy tamta grupa zajmowała się polem przylegającym do ich, które początkowo wzięli za teren Diggsa. Szybko jednak okazało się, że wielkie połacie żonkili należały do sąsiada, podczas gdy ich gospodarz miał względnie niewielki obszar. Draco pomyślał, że dobrze się stało, że pierwszego dnia nie poszli w tamtym kierunku, bo moc amuletu mogłaby się wyczerpać, zanim zdążyliby wrócić do Diggsa.

Wszyscy trzej z zaciekawieniem obserwowali, jak pracują tamci, bo też nigdy — przynajmniej Draco i Weasley — nie widzieli tak dużej grupy mugoli w naturalnym środowisku, na co dzień, a nie w tłumie na mugolskiej ulicy. Weasley zresztą nie poprzestał na patrzeniu. Któregoś popołudnia wypsnęło mu się, że podczas swoich wieczornych spacerów zajrzał do sąsiadów; i to więcej niż raz.

— To Chorwaci — poinformował ich przy kolacji. — Bardzo sympatyczni. Nie wszyscy mówią po angielsku, ale z tymi, co mówią, można pogadać, są bardzo mili.

Coś w jego twarzy — uciekające spojrzenie i cień rumieńca na policzkach — podpowiadało, że wśród tych „miłych" musiała być jakaś dziewczyna. Albo nawet kilka.

Weasley bardzo aktywnie korzystał z nowo odzyskanej swobody: szwendał się po okolicy i nawet po miasteczku w niemal każde wolne popołudnie, a nierzadko i wieczorami, chociaż Potter twierdził, że to niebezpieczne; nie tyle ze względu na śmierciożerców, co drobnych złodziejaszków i innych mugolskich chuliganów szukających rozrywki. Draco przejmowałby się raczej tymi pierwszymi i to właśnie powiedział chłopakom, ale od ataku w Thetford Weasley stał się zaskakująco hardy.

Naprzeciwko. Intermedium || dramione ||  ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now