Rozdział 2 Bez śladu

19 7 5
                                    


                                                                           
                        🔪  Nadin 🔪
   

     Minęła właśnie piąta godzina od kiedy nie ma żadnej informacji o ojcu. Jestem wściekła, nikt nie chce mi nic powiedzieć.                                     
  Każdy traktuje mnie jakbym była małym dzieckiem, a ja się martwię, czy jeszcze żyje.
    Wszyscy biegają po domu i mam wrażenie, że sami nie wiedzą, co zrobić. Ciągle słychać dźwięk telefonu, który nie milknie.
Bez celu chodzę po schodach z jednego piętra na drugie piętro i myślę, co mogło się wydarzyć.
    Analizuje wszystko, co wydarzyło się w kawiarnii, jednak może być to ślepy zaułek.
Postanawiam się wymknąć, tak aby nikt mnie nie zauważył.

   Wychodzę przez okno w swoim pokoju i kieruję się w stronę zachodniej furtki od ogrodu, która porośnięta jest przez róże. Tata zawsze tendyk wraca, od niego się tego nauczyłam, aby wychodzić niepostrzeżenie.  Jednak wciąż myślę o tym, że ktoś może mnie obserwować i rozglądam się za siebie, czy nikt nie idzie za mną lub nie chowa się w pobliskich krzakach. Głośno wzdycham i biegnę przed siebie, aż w stronę kawiarni. Po drodze jednak nie ma żadnego śladu po ojcu.

     Kiedy stoję na uliczce pełnej ludzi dostrzegam naszą ulubioną kawiarnię, a przy niej jakiegoś młodego chłopaka, który próbuje siłą dostać się do wewnątrz. Zaciekawiona całą tą sytuacją postanawiam wejść do środka, ale od strony śmietników, gdzie zawsze schowany jest klucz.  Nogą odsuwam śmietnik, a na ziemi leży błyszczący klucz, który od razu wkładam do drzwi.

      Do knajpy wchodzę na palcach, aby nie narobić hałasu, przechodzę przez kuchnię i z blatu biorę ogromny nóż do mięsa. Im bliżej jestem głównej sali, tym dźwięki są wyraźniejsze, że w środku ktoś jest.
  
    Stoję w progu i widzę młodego chłopaka, który je pozostawiony makaron na stole, wygląda to dość komicznie. Przyglądam mu się jeszcze bardziej, aby zapamiętać, jak wygląda. Jest szatynem o czekoladowych oczach. Ile może mieć lat? Myślę, że może być starszy ode mnie góra trzy lata. Jest dobrze zbudowany i wyższy ode mnie. jednak bije od niego miła aura. Postanowiłam się odezwać, aby go speszyć.

— Mają tutaj najlepszy makaron w całym mieście, ale to nie powód, aby się wkradać. — Wyciągam przed siebie nóż.

Chłopak się zakrztusił i patrzy na mnie z przerażeniem.

— Nie myślałem, że tutaj ktoś będzie.  — Powoli się wycofuje do drzwi, jak tchórz.

— Raczej nie przyszedłeś tylko po makaron. Właściciele nie są na tyle bogaci, aby jeszcze ich okradać.  — Podchodzę do niego bliżej.

   Widzę, jak w kieszeni ma pochowane trochę gotówki. Postanawiam mu wyciągnąć.

— Nie dam się okraść, a zwłaszcza jakieś małolacie. — Przytrzymuje mi moją rękę.

— Nie wiesz z kim zadarłeś. — Wyrywam swoje dłonie, a kiedy to robię on urywa mi mój złoty łańcuszek.

— Masz rację, nie wiem kim jesteś, ale to złotko zabieram ze sobą. — Sparaliżowana stoję przez chwilę.

  Wybiegam za nim i próbuję go dogonić, zatrzymuję się przy ślepej uliczce i widzę tylko jego jak wspina się po dachu.

— Nie wierzę, dałam się okraść, jakiemuś złodziejowi. — Łapię szybko oddech.

   Jednak nie daje za wygraną, dach kiedyś musi się skończyć i wtedy zejdzie na ziemię. Na końcu uliczki jest koniec budynku, może wtedy uda mi się go złapać.

Mów mi Nadin Where stories live. Discover now