Rozdział 5 Jak dziecko we mgle

12 4 0
                                    


Z dedykacją dla kobiety, dzięki której powstał ten rozdział.
Aby wena zawsze była przy nas.
Niech nasze opowiadania wiecznie żyją.

Dziękuję

Blondieonthewave

🔪Alex 🔪

Mrowienie jest pierwszym, co czuję tuż po otwarciu oczu. Delikatnie rozchylam powieki, jednak zaraz muszę je zmrużyć, by uzyskać jakąś ostrość widzenia. Kolejne mrowienie połączone z ogromnym bólem pojawiło się w okolicach tyłu mojej głowy, już wiem, że mam przejebane.
Znajduje się w kompletnie nieznanym mi pomieszczeniu, a gdy ostatkami sił rozglądam się dookoła, ignorując sztywność karku, dostrzegam brak okien.
Myślę, że trzymany jestem w jakiejś ciemnej piwnicy, jest tutaj bardzo mało miejsca i wilgotno. Co jakiś czas słyszę krople, które spadają na betonową podłogę. Czuję się, jakbym był w jakiejś klatce, codziennie o tej samej porze ktoś daje mi jedzenie, więc nie chce, abym zdechł.
Jest cała lista osób, która chciałaby mnie zabić, ale nawet nie mogę przypomnieć sobie jego głosu. Za to słyszę za ścianą jakieś odgłosy, które dobiegają z dworu, najczęściej są to zabawy dzieci i docierają do mnie jakieś pojedyncze słowa po francusku. Więc to ani trochę nie pomaga mi, gdzie mogę być. Nawet nie wiem, jaki mamy dzień.
Zerowa szansa na ucieczkę. Wzdycham głośno i pojękując, próbuję wstać, zakuty jedynie metalowymi kajdankami. To jest kompletna amatorszczyzna ze strony tych, którzy mnie porwali. Olgierd nie raz, nie dwa pokazywał mi, jak łatwo można się uwolnić, naruszając jedynie kciuk. Dosyć ważna część dłoni, ale czy musiałem się nim teraz przejmować, w obliczu prawie nieuchronnej śmierci? Absolutnie, że nie. Nie powiem, że był to łatwy wyczyn, w końcu otumaniony i ledwo przytomny szarpałem rękoma, niczym jeden z kolejnych więźniów.
Ku mojemu zdziwieniu znowu drzwi się otwierają, pod drzwiami nie ma jedynie tacy z jedzeniem, ale stoi mężczyzna, który może być w moim wieku. Nie kojarzę go z wyglądu, a na mojej liście wrogów jeszcze go nie było, ale to szybko może się zmienić. Nie odzywam się, czekam na pierwszy ruch.

- Nie zginiesz tak szybko, musisz zobaczyć, jak umiera twoja rodzina. - Siada naprzeciwko mnie na krześle.

Czuję, jak robię się cały czerwony z nerwów, szarpię się z całych sił, jednak nie udaje mi się wydostać z kajdanek. . Patrzę na mężczyznę z chęcią zamordowania jego.

- Nikt z mojej rodziny nie umrze! A na pewno z twoich rąk pierdolony cwelu! - Pluje na jego twarz.

Dostaję w twarz z pięści, co jeszcze bardziej mnie ośmiela, aby ciągnąć nasz dialog.

- Tylko na tyle cię stać? Dawaj mocniej, no przypierdol mi! - Wypluwam krew.

- Zdechniesz, jak twój brat. - Mężczyzna wstaje i jedynie się uśmiecha. Nie daje się bardziej sprowokować.

Nie wiem jaki dzień, ale jego słowa mi uświadomiły, że może być już lub za jakiś czas dziesiąta rocznica śmierci Olgierda. Może mój porywacz był z tym związany.
Przeżyłem z Olgierdem kilka wspaniałych lat, gdyby teraz żył, to wiele nauczyłby Nadin. Nigdy nie znaleźliśmy jego ciała, jedynie dostaliśmy pudełko, a w nim palec. Moi ludzie sprawdzili, że to jego kciuk i został pośmiertnie obcięty. Nie ma tutaj miejsca na jakieś błędy.
Jednak wciąż czuję jego obecność, jakby był cały czas obok mnie. W każdym miejscu widzę jego twarz, ale nie mogę jej dotknąć. Jego zapach wciąż mi towarzyszy, jakby był jakąś zjawą, która chowa się po kątach. Olgierd jest moim aniołem stróżem. Dzięki niemu wiem, że przeżyję to wszystko.
Czuję, że robi mi się zimno, a oczy powoli mi się zamykają.
Gdy nadchodzi fala kolejnego pisku i bólu z tyłu głowy, słyszę dziecięcy śmiech. Nie brzmi jak głos Nadin i mam szczerą nadzieję, że ona również się tu nie znajduje. Błagałem, żeby razem z Anną były bezpieczne.
Wzdłuż ciemnego korytarza zauważam małą, szczupłą istotkę, biegnącą w prawo. Ciągnęła za sobą drewnianego konika, łudząco podobnego do tego, którym lata temu bawiłem się w Sarajewie. Muszę dowiedzieć się, kim jest owa postać, więc zebrawszy w sobie resztki sił, wyrwam rękę z kajdan. Chwytam się jednej ze starych, metalowych rur, zapewne niepamiętających strug wody i próbuję wstać. Na marne, upadam po chwili, orientując się, że mam uszkodzoną kostkę.
No do cholery, gorzej poturbować mnie nie mogli.
Kolejny pisk, ból, a później huk, brzmiący bardzo podobnie do tego, który był przyczyną utraty mojego domu rodzinnego w Bośni i Hercegowinie. Tu, gdzie się znajduję, musiała toczyć się wojna. Po dłuższym odpoczynku na chłodnej, betonowej podłodze, wstaję i przylegam do ściany. Czołgam się w stronę źródła dziecięcego śmiechu, z ogromnymi zawrotami głowy. Jednak nie jest to dla mnie teraz tak istotne. Najważniejsze jest odnalezienie dziecka i ucieczka z tego przeklętego miejsca. Sunę po niekończącej się ścianie bólu i cierpienia, z nadzieją na szybki ratunek.
W końcu pojawia się on. Mały, przestraszony chłopiec, łudząco podobny do mnie. Spogląda wielkimi czarnymi oczyma, kuląc się w kącie. Nachylam się do niego, oferując rękę, jednak tuż obok pojawia się dziewczynka o blond włosach splecionych w warkocz. Nosi na sobie czystą, niebieską sukienkę i klęka obok chłopca, mocno go przytula.
Czuję, jakbym już kiedyś przeżywał tę sytuację, tak jakbym to ja był nieznajomym, którego tuliła złotowłosa. Tak, jakbym to był ja i Anna.

Mów mi Nadin Where stories live. Discover now