Rozdział 6 Ryzykowna gra

15 5 0
                                    


    Przechodzę przez ogromny korytarz, który jest cały ciemny, nie ma nic, co się wyróżniałoby, każdy element jest czarny oraz  granatowy. Patrzę przez siebie i widzę, że ten korytarz się nie kończy.  Zaczynam biec po korytarzu, aby znaleźć wyjście.
 
   Spoglądam na ściany i widzę, jakby znajdowała się na nich jakaś ciecz, dotykam i wącham ją, aby upewnić się co to takiego. Jest to krew, która cieknie z sufitu, przerażona i ubrudzona krwią biegnę dalej. Po prawej stronie korytarza zauważam lekko uchylone drzwi. Jest odzwierciedleniem kolorystyki korytarza, jest on cały biały, a pośrodku znajduje się łóżko, z którego wystaje kawałek ręki, która wisi bez sił. 

   Z ciekawości podchodzę do łóżka i widzę mężczyznę, którego twarz jest zmasakrowana, przyglądam się bliżej i rozpoznaje jedynie oczy. Ręce zaczynają mi się trzęś, a oczy zalewają  mi się łzami.
   
— Tatusiu nie umieraj! Masz jeszcze tyle do zrobienia! Wstawaj! — Krzyczę na cały pokój, a po chwili czuję jak kręci mi się w głowie.

Oblewają mnie zimne poty i szybko wstaje z łóżka.

— To tylko koszmar Nadn i  nic więcej.  — Zerkam przez okno i widzę, że jest już rano.

    Leżę na łóżku w swoim pokoju, który jest ogromny. Uwielbiam żywe kolory, co widać w mojej sypialni. Ściany mają kolor turkusowy. Na suficie mam namalowane nocne niebo przez mamę. Nad łóżkiem wiszą różne kapelusze i czapki, które dostałam od rodziców z ich podróży. Łóżko zrobione jest z kolorowych desek, każda deska pomalowana jest na inny kolor.  Nawet moja szafka nocna jest pomalowana na turkusowo.
 
  W pokoju jest pełno kwiatów, które mnie uspokajają. Na każdej ścianie mam coś namalowanego przez moją mamę. Nad łóżkiem namalowany jest ogromny motyl, który składa się z małych kwiatków. Obok okna namalowana jest łąka słoneczników.
 
    Kiedy tak leżę i patrzę się w sufit, to w głowie mam wiele myśli i na pewno nie są one pozytywne. Na ten moment nie mogę sobie przypomnieć nic miłego. Wciąż myślę, co jeśli nigdy ich nie zobaczę i będę musiała sama żyć. Nie wyobrażam sobie, aby mogło ich wszystkich zabraknąć.
  
  Tego natłoku  negatywnych myśli muszę  się pozbyć, znam jedno dobre rozwiązanie. Dzięki temu będę mogła się wyrwać na chwilę z codzienności. 
 
  Zeskakuję z łóżka i zaczynam grzebać w ogromnej drewnianej szafie, gdzie chowam wszystkie swoje ulubione ubrania. Przez bałagan, który panuje, to nie mogę znaleźć dresu, w którym zawsze jeżdżę na łyżwach. Kiedy już wyciągnęłam cały stos ubrań, znajduję dres na dnie szafy.  Do sportowej torby pakuję łyżwy, a w cieplutki fioletowy dres od razu się przebieram.
  
  Schodzę na dół po drewnianych schodach, które skrzypią pod każdym moim krokiem. Czekam tylko, jak ktoś wychyli głowę z salonu, jednak nikt tego nie robi. Jestem  zdziwiona iq zerkam do salonu, ale nikogo nie widzę. Zaczynam spacerować po dole domu i słyszę, jak ktoś uderza palcami o klawiaturę. Z grzeczności pukam do gabinetu dziadka, nie chcę mu przeszkadzać.

— Wejdź dziecko drogie. — Słyszę głos dziadka, który jest pewnie zmęczony. Jego głos jest mocno chrypliwy.

— Chcę cię tylko poinformować, że wychodzę na łyżwy. Zabieram ze sobą telefon, abyś się nie martwił. — Stoję w progu. Widzę, jak dziadek jest zawalony papierami, które nawet leżą na kaflach.  Obok stoi karafka zapewne z whisky, która już w połowie jest pusta, ale szklanki nie ma obok.

— Jeśli chcesz iść to najwyżej zadzwoń po Harrego albo Victora. Nie puszczę cię samej na miasto. — Nawet nie spogląda na mnie, tylko wiąż, patrzy w stronę ekranu.

— Przecież lodowisko jest kilka ulic dalej. Co mogłoby mi się stać? — Jestem już lekko zirytowana, że traktuje mnie jak małe dziecko. Wiem, jaka jest teraz sytuacja, ale nie musi mnie tak trzymać w klatce.

Mów mi Nadin Where stories live. Discover now