rozdział VII

191 2 1
                                    

     Okres po wyborach był ciemny, ponury i spowity mgłą. Nastały czasy smutków i boleści. Nienawiść zastąpił szczery żal. Mateusza kuło serce. Żałował tego co zrobił. Czy Krzyś by mu wybaczył za to co powiedział i jak odrzucił jego rękę? To była chwila głupoty. Spierdolił po całości. Tak naprawdę to chce, by było miedzy nimi inaczej. Teraz nie mogli spojrzeć sobie w oczy, a on chciał je widzieć. Chciał się w nie  wpatrywać i czujnie przyglądać każdemu najmniejszemu detalowi.

   Czuł jak rozrywa się w pół gdy widział go przygnębionego. Ostatnio ten widok był częsty. Zawsze dopadło go wtedy poczucie winy. Raz Mateusz zzedł na lekcję polskiego z profesorem Ananasem, gdy nagle wpadł na niego Krzyś. Jego ciemne jak noc oczy, były zaczerwienione od łez, które dalej spływały po jego policzkach. Ledwo się trzymał na jego chudych otoczonych skinny jeansami nóżkach. Jego włosy były roztrzepane, a jednak był w pewien sposób przystojny dla Mateusza.

   Ich spojrzenia się zetknęły, lecz brunet szybko zerwał kontakt, zebrał się i uciekł, pozostawiając drugiego w szoku. Blondyn mógł go nie lubić, ale nie był potworem. Gdy zebrał myśli to zaczął w pewnym sensie martwić się o Krzysia. Dlaczego on płakał? Tak bardzo chciał znać odpowiedź. Krzysztof wbiegł do pustej klasy, przynajmniej tak myślał. Zaczął łkać.

- Krzyś? Co się stało? - wybrzmiał głos z tyłu klasy. Gdy chłopak odwrócił się, zobaczył swojego przyjaciela. Czuł potrzebę wyrzucenia tego wszystkiego z siebie.

- Nie wiem, to wszystko mnie zbytnio przytłacza, te całe wybory. Myślałem, że moi rodzice w końcu będą ze mnie dumni, a oni są wściekli bo myślą, że nie będę miał czasu na naukę. Ja już nie mam siły się z nimi kłócić. W szkole cały czas się czuję oceniany. Cały czas czuję wzrok wszystkich ludzi na sobie. Oni chcą zobaczyć moją porażkę, jak upadam. Jeszcze nie mogę wytrzymać spotykania Mateusza na korytarzu. Nie rozumiem. Naprawdę zabolały mnie jego słowa. Boli mnie to jak sie nie dogadujemy. Nie umiem na niego patrzeć, a jednak chce tego więcej. Tak strasznie się kłócimy, a jednak zawsze nie mogę doczekać się momentu, aż w końcu go zobaczę. Chciałbym żeby po prostu było dobrze między nami. Nie radzę sobie z tym wszystkim - powiedział, po czym nastała krótka cisza.

- Krzysiu, może ty... kochasz Mateusza? - spytał niepewnie chłopak.

- Nie, to niemożliwe - odparł.

- Przecież widzę jak się na niego patrzysz - powiedział miękko przyjaciel. Bał się, że jeden nieodpowiedni ruch spłoszy bruneta.

- Ja nie jestem kurwa gejem! - wrzasnął Krzyś. Łzy znów zaczęły napływać mu do oczu - ja nie jestem gejem...

   Nagle do sali wszedł profesor Smash. Spojrzał na obu chłopców, po czym pokiwał im głową z groźnym spojrzeniem. Był to znak, żeby jak najszybciej opuścili salę.

   Pan Smash był specyficznym człowiekiem, nieco zakręconym we własnym świecie. Kochał rozmawiać z przypadkowymi uczniami. Szczególnie tymi, którzy chodzą na jego konkursy, więc nie dziwne, że to co usłyszał, powiedział pierwszemu lepszemu napotkanemu chłopcu na drodze. Akurat gdy wyszedł z klasy, obok niego przechodził Marcin Łaska.

- Właśnie widziałem, jak ten on. Jak mu tam? Krzyś. Ja się nie spodziewałem, że przewodniczacy może być gejem. Ja nie wiem, czasy się niesamowicie zmieniają, co nie? Kurcze to jest niesamowite. - Powiedział ledwo zrozumiałym ciągiem zdania, w charakterystyczny sposób udając "podpitego" - Ale dobrze, każdy może kochać kogo chce. Jest dwudziesty pierwszy wiek. Teraz chłopcy się podkochują w chłopcach. -
Pan Smash nie dał nawet dojść Marcinowi do słowa i odszedł. Chłopak stał jak wryty, dopóki z myśli nie wyrwał go Maksymilian Czampinią.

Enemies to lovers ~ Krzysiu Skinnyqueen & Mateusz PaprykaWo Geschichten leben. Entdecke jetzt