1

1.5K 88 265
                                    

– Vaggie ja już nie wiem co mam robić – Charlie siedzi na kanapie i bawi się frędzlami poduszki. W powietrzu nadal unosi się zapach spalenizny, chociaż udało się ugasić pożar zanim płomienie opuściły biuro.

– Alastor zawsze był... specyficzny – uważnie dobrała słowa Vaggie. Osobiście wolała użyć słowa "popierdolony", lecz nie była w odpowiednim towarzystwie na dosłowne wyrażenie swoich myśli.

– To nie tak, że kiedykolwiek rozumiałam jego działania, ale to... trochę za dużo.

– Wiecie, że ja nadal tu jestem prawda? – odezwał się radiowy głos, a dziewczyny spojrzały w jego stronę. Alastor siedzi na przeciwko w wygodnym fotelu. Nic nie wskazuje na to, żeby jakkolwiek, był wzruszony całą sytuacją. Nie żeby byłoby to jakieś szokujące.

– I bardzo dobrze! – krzyknęła Vaggie wstając na równe nogi. Charlie podskoczyła na ten dźwięk – chociaż mamy cię na oku ty chory pojebie – zagroziła mu włócznią.

– Oh... Vaggie spokojnie, przecież wiesz, że tutaj nie uciekamy do rękoczynów. No już, wdechy, wydech – Zademonstrowała Charlie, a dziewczyna poszła w jej ślady. Włócznia jak i jej właścicielka z powrotem wróciła na obicie kanapy nie grożąc już nikomu.

– Właśnie, po co te wszystkie emocje. To tylko jakieś papiery – uśmiech Alastora wydał się jeszcze szerszy.

– Właściwie to... – zaczęła Charlie, ale Vaggie uciszyła ją ręką.

– To była cała cholerna dokumentacja hotelu! Wszystkie rachunki, akty własności, cholerne plany zajęć! Wszystko poszło w piach!

– Technicznie rzecz biorąc obróciło się w popiół — poprawił ją beztrosko demon.

– Po prostu przywróć to z powrotem! 

– Um... Nie. A teraz przepraszam, ale muszę coś załatwić – obwieścił i wyszedł jakby nigdy nic. Jego "coś do załatwienia" nie było kompletnym kłamstwem - po prostu jeszcze nie wymyślił co będzie robić. 

Krzyki niezadowolonej Vaggie było słychać jeszcze przez kilka metrów podróży korytarzem.

Nifty wyskoczyła z biura cała ubrudzona sądzą. Niosła wiadro z wodą prawie tak ciężkie jak ona sama. Alastor chciał jej pomóc, ale w porę się powstrzymał. Gdyby teraz posprzątał to wszystko byłoby to równoznaczne z przyznaniem się do błędu w momencie, gdy to wcale nie było błędem. Zrobił to co było konieczne. W innej sytuacji, by mu dziękowali... ale nie było innej sytuacji i ciężko byłoby wierzyć, że będzie. On jednak się nie poddawał.

Jego pokój był w największym uboczu bezpiecznie oddzielony od reszty rzędem wolnych pokoi. Nikt tu nie chodził oprócz niego samego, więc atmosfera miejsca wydawała się na opuszczoną. Zirytowany pchnął ciężkie drzwi i gdy tylko wszedł do środka padł na łóżko. Od razu tego pożałował, gdy rana odezwała się z kolejnym bólem. Dawno nie był tak żałosny.

Powinien zmienić opatrunek, ale zamiast tego zagłębił się w swoich myślach. Tylko tam mógł być w pełni sobą i czasem było to uwalniające. Były też takie dni, gdy wolałby stracić rozum jak Nifty. Takie myśli jednak szybko były przez niego odrzucane. Wtedy byłby już przegranym. Teraz woli jednak status "jeszcze nie wygrany".

Tak, deal dawał mu w kość codziennie.

Postawił się powoli do siadu. Po dniu udawania, że nic się nie wydarzyło był wdzięczny, że chociaż w zamkniętym pokoju może sobie pozwolić na odrobinę współczucia. Zdjął marynarkę i rzucił ją niedbale w najdalszy koniec pokoju.

Dlaczego ukrywał ranę? Miał dwie wersje, lecz po tylu latach udawania nie umiał już odróżnić, która była prawdziwa. Ciężko było stwierdzić czy nadal był sobą czy już dogłębnie został Radio Demonem.

Trust Me | RadioApple | Hazbin Hotel FFWhere stories live. Discover now