❖ 1 cz. 2 ❖

969 98 46
                                    

Tego samego zdania był również i w sali tronowej, ale nie rozchodziło się już o zapach więdnących roślin. Grupa chłopów gromadziła się przy wejściu do pomieszczenia, lecz strażnicy pozwalali przejść dalej tylko jednej osobie. Gdy ta kończyła mówić, odchodziła w kąt pomieszczenia i nie miała już prawa do zabrania głosu. Zwykle, a raczej w czasach przed pojawieniem się bestii, wysłuchany chłop bądź chłopka wychodzili z zamku. Teraz jednak, gdy największym zmartwieniem rolnika nie były kiepskie plony, a potwór pożerający trzodę i bydło, na końcu każdego spotkania z najniższą warstwą społeczną ogłaszano, jakie zostaną powzięte kroki, aby uchronić ich przed bestią.

Gdy Shirumi zasiadł na swym miejscu, po prawicy ojca, w jednej chwili zrozumiał, że powinien albo przyjść na czas, albo nie pokazywać się wcale (co pewnie bardziej rozwścieczyłoby króla, ale dzięki temu chłopak uniknąłby jego wrogiego spojrzenia przed poddanymi). Rulan Cracet prezentował się dostojnie, mimo że nieustannie przybywało mu nowych zmarszczek i siwych włosów na głowie i brodzie. W ostatnim czasie gorzej też sypiał, na co wskazywały fioletowe sińce pod oczami. Mina władcy była pozbawiona radości i serdeczności — okazywała jedynie jego status i dominację. Gdyby nie dwadzieścia lat spędzonych w jednym zamku, Shirumi uznałby, że ta złowroga postawa spowodowana jest sytuacją w stolicy. Jednak zbyt często wpatrywał się w nią po zrobieniu czegoś niedopuszczalnego dla księcia, aby teraz brać to jedynie za przejaw nienawiści do bestii zamieszkującej puszczę sąsiadującą z miastem. Król miał tę minę dlatego, że był zły na niego — bo Shirumi ośmielił się spóźnić.

Teraz mógł poratować się jedynie udzieleniem dobrej rady któremuś z poddanych. Patrząc jednak na pokaźną grupę stojącą pod jedną ze ścian, tę już wysłuchaną, i na przerzedzony tłumek czekający przed wejściem na swoją kolej, zrozumiał, że nie będzie to takie proste.

— Składam najszczersze wyrazy uznania dla Jego Wysokości, a także królewskich dzieci, księcia i księżniczki. — Chłop ukląkł na czerwonym dywanie, parę metrów przed podwyższeniem, na którym stały trony. — Niech bogowie mają w opiece naszego czcigodnego władcę i cały ród Cracet.

Mimo że te pozdrowienia były nieco przesadzone, Shirumi docenił chęci poddanego. Chłop nieco się trząsł, a jego słowa były pospieszne i nerwowe — książę mógłby też przysiąc, że towarzysząca im czkawka spowodowana była płaczem, jednak gdy chciał pochylić się do przodu, aby lepiej usłyszeć słowa poddanego, tubalny, władczy głos mężczyzny siedzącego z boku natychmiast sprawił, że Shirumi napiął się i nie ośmielił ruszyć.

— Podaj nam swoje imię — powiedział król, poprawiając uchwyt na oparciu tronu. — I powód, dla którego tu przybyłeś.

— Ervan Westlan, wasza wysokość — zaczął starzec, unosząc przy tym głowę. Wśród licznych zmarszczek i bruzd Shirumi dostrzegł także załzawione, zaczerwienione oczy opuchnięte od płaczu. Chłop nie przyszedł tu po to, by ponarzekać na podatki i swojego właściciela ziemskiego. Chodziło o coś znacznie poważniejszego. Nieopodal tronów jeden z urzędników zapisywał słowa mężczyzny na niedawno rozwiniętym pergaminie. — Bestia zamieszkująca Las Złotego Mchu... Za pokonanie jej król wyznaczył nagrodę zdolną ze zwykłego chłopa zrobić szlachcica. Mój syn — przerwał na chwilę, aby otrzeć twarz — a właściwie dziecko, które przygarnąłem i wychowałem jak własne... chciał zapewnić nam dobrobyt i wyruszył, aby zabić potwora. Niestety ten pochwycił go i... i zrzucił z wysokości najwyższego drzewa w puszczy, gdzie tam też go odnalazł drwal.

Parę kobiet stojących pod ścianą i przed wejściem zakryło usta dłońmi i spróbowało stłumić okrzyki. Śmierć dziecka, nawet jeśli nie pochodziło z jego krwi, to niewyobrażalne katusze dla rodzica, który starał się dać potomstwu wszystko, co najlepsze, a także zapewnić mu bezpieczeństwo. Taki starzec jak ten chłop powinien cieszyć się teraz wnukami, a nie martwić się synem spoczywającym pod ziemią. W szczególności, że spadając z takiej wysokości, chłopak musiał umierać ze strachem większym niż kiedykolwiek — świadomością, że zaraz zginie. A po śmierci jego ciało na pewno nie przypominało człowieka — wszyscy mogli sobie jedynie wyobrażać ten makabryczny widok z połamanymi kośćmi, powyginanymi kończynami i twarzą, która nie wyrażała spokoju ducha.

Łuski pokryte siarkąМесто, где живут истории. Откройте их для себя