❖ 4 cz. 4 ❖

550 77 35
                                    

— Nigdy wcześniej nie słyszałeś o baśniach z naszego królestwa?

Oczy Beracyounumy zaświeciły czerwienią, jakby wiedział, że chłopak znalazł w tym okazję do opowiedzenia mu kolejnych historii. Był obcokrajowcem, co więcej — magiczną istotą, a książę nie miał pewności, czy stworzenia, od kolebki wychowane w Lesie Złotego Mchu, słyszały opowieści, na których sam się wychował.

— Matka ciągle mi je opowiadała — dodał, starając się przekonać sam siebie, że mówienie o sobie wcale nie jest złym pomysłem.

— Moja wpoiła we mnie historie naszych przodków. — Mężczyzna rozsiadł się wygodnie, jakby przewidywał dłuższą pogawędkę. — Często też sugerowała, że jeśli nie wrócę do domu o określonej porze, to mnie spali.

Książę mimowolnie się roześmiał, ale zaraz zamilkł. Na chwilę wspomniał, czym mu groziła matka, jeśli przykładnie się nie zachowywał — brakiem baśni na dobranoc (zanim nauczył się czytać), później zakazem wstępu do biblioteki. Szybko się jednak opamiętał. Czym innym były groźby królowej, a czym innym smoczycy, która faktycznie potrafiła ziać ogniem.

— Jakie miałeś z nią stosunki? — zapytał. Od długiego opowiadania zaschło mu nieco w gardle, więc wolał, aby teraz to jego towarzysz przejął inicjatywę.

Na twarzy Beracyounumy pojawił się kwaśny wyraz.

— Raczej dobre — odparł krótko. — Mam z nią raczej dobre stosunki.

Dość delikatnie zasugerował, że jego matka żyje. Nie zdenerwowało to Shirumiego. Wręcz przeciwnie — w końcu ktoś nie rozpraszał się na wieść, że królowa zmarła. Do tej pory każdy rozmówca chłopaka peszył się, słysząc tę informację. Nie chciał mówić już nic o sobie, skupiając całą uwagę na współczujących słowach kierowanych do królewskiego dziedzica. Ale Beracyounuma był inny — nie interesował go status księcia.

Odłożył pieczeń, wstał i podszedł do jednej z ścian. Kiedy Shirumi wyraźniej się mu przyjrzał, spostrzegł, że w kamieniu widoczne są grube szczeliny.

— Powinienem wcześniej oprowadzić cię po swoim domu — oznajmił smok, widząc ciekawskie spojrzenie chłopaka. Wrócił do niego, w ręce trzymając misę z wodą. — Mam tu kilka skrytek, a w wąskim korytarzu na prawo jest kilka mniejszych grot. W jednej znajdziesz wiadro.

Podał mu wodę, a Shirumi ją przyjął i upił łyk. Nie mógł nie spostrzec, że Beracyounuma nie tylko zwrócił uwagę na jego suchość w gardle, ale także sugestywnie uniknął tematu własnej matki.

— Faktycznie, ta wiedza przydałaby mi się wcześniej — przytaknął. Na przykład wtedy, gdy musiał wyjść za potrzebą, a nie zdawał sobie sprawy, że wychodek znajduje się zaledwie parę kroków od niego.

Zwiedzenie całej jaskini bardzo go zainteresowało, ale postanowił się z tym jeszcze wstrzymać. Czuł, że jeśli teraz nie przyprze mężczyzny do muru, to przez długi czas niczego się od niego nie dowie.

— A jak z ojcem?

Na twarzy smoka ponownie zagościł grymas, tym razem jednak dużo łagodniejszy.

— Nie znam go. Byłem tylko z matką, a przynajmniej do momentu, aż gdzieś nie odleciała.

W jednej chwili Shirumi pożałował tej swojej ciekawości i niewyparzonego języka. Już chciał zacząć przepraszać, jak zwykł robić w obecności ojca, gdy dopuścił się niestosownego komentarza, gdy Beracyonuma zaczął mówić dalej, zapewne dostrzegając jego zmieszany wyraz twarzy:

— Znaczy, wiem mniej więcej, gdzie jest, ale nie czuję potrzeby, by ją odwiedzić. — Nabrał powietrza i odetchnął głęboko, zarzucając zielone włosy na plecy. — U smoków to normalne, że młode uczy się samodzielności. Czasami odnoszę jednak wrażenie, że matka odrzuciła przy okazji swoją ludzką stronę. Odkąd odstawiła mnie od piersi, jako człowieka widziałem ją zaledwie parę razy.

Łuski pokryte siarkąWhere stories live. Discover now