Urlop

245 15 17
                                    



Charles

Wszedłem spóźniony do garażu ferrari. Podeszło do mnie kilku mechaników.

- Jak się czujesz? Dasz rade jechać dziś cały dzień?

- Dam radę. - Gdy tylko odpowiedziałem podszedł Carlos z Fredem u boku. Wyglądał jakby coś go rozśmieszyło.

- On jest bardzo wypoczęty. Widzisz Fred, jaki on jest szczęśliwy. Ciekawe dlaczego się spóźnił. Kto ci tak ładnie zmienił opatrunek Charles? - Spojrzał na mnie z rozbawieniem. Zabiję go.

- Wszystko u ciebie w porządku? - Spytałem Hiszpana udając, że nie mam bladego pojęcia o co mu chodzi.

- Wybacz Carlos ale musze omówić z Charlesem kilka spraw na osobności. - Powiedział Fred i zaprowadził mnie do bufetu.

(...)

- Nie wpuszczę cię dziś do bolidu. - Powiedział jak siadaliśmy do stolika.

- Co? Czemu nie? Czuję się lepiej.

- Charles. - Spojrzał na mnie, jakbym powiedział najgłupszą rzecz na świecie.

- Nic mi nie jest naprawdę. Przysięgam.

- Nie wpuszczę cię do bolidu. Daję ci tydzień urlopu. Jeśli zobaczę cię w pobliżu padoku, to w wyścigu nie pojedziesz rozumiesz. - Nawet się sezon nie zaczął, a ja już mam "urlop". Pięknie.

- Wiesz jakie to ryzyko? Będę musiał jechać bolidem którego nawet nie testowałem. Pozwól mi jechać, ja naprawdę czuję się dobrze. - To nie była do końca prawda. Odkąd wstałem mam ochotę zwymiotować i kręci mi się w głowie, ale dam radę, jeździłem w gorszych warunkach i żyje.

- To nie podlega dyskusji Charles. Większym ryzykiem będzie, jak wypuszczę cię dziś na tor. Carlos pojedzie z tobą i dopilnuję żebyś z łóżka nie wstał.

- Nie mam pięciu lat. - Powiedziałem zdenerwowany.

- Czasami zachowujesz się jak czteroletnie dziecko, obrażone na cały świat bo ktoś ci zabrał zabawkę.

- Pozwól mi chociaż na jeden przejazd.

- Klamka zapadła. Masz 10 minut, żeby opuścić padok. Jeśli zobaczę, że dalej się tu kręcisz, możesz się pożegnać z Bahrajnem. - Wstał i wyszedł.

Siedziałem zapatrzony we własne ręce gdy dosiadł się do mnie Carlos.

- Chodź Percival, bo cię jeszcze Fred zobaczy.

- Czemu nie chcę mnie wypuścić chociaż na jedno okrążenie? - zwiesiłem głowę i głośno wypuściłem powietrze.

- Bo wyglądasz jak siedem nieszczęść i ledwo chodzisz. Charles gdyby coś ci się stało na torze, to zamiast testów ominął byś co najmniej trzy pierwsze wyścigi. - Ma racje, ale jednak. Czekałem na testy bardziej niż na cokolwiek innego, a teraz mam siedzieć i nic nie robić.

- Chodź bo Max już czeka.

- Co? - Podniosłem głowę tak szybko, że Hiszpan ledwo zdążył się odsunąć.

- Nie chcę mi się jeździć tam i  z powrotem więc napisałem do Maxa czy cię odwiezie do mieszkania i czy się tobą nie zajmie. Wybacz przyjacielu, ale ja za twoją niańkę robić nie będę.

- Norrisa byś już niańczył co? - Spytałem uśmiechnięty. Gdy tylko usłyszałem, że Max przyjechał, humor mi się trochę poprawił. Boże nie. To jest tylko przyjaciel. Przyjaciel.

- Idź pracuś bo ci robota ucieknie. - Zaśmiał się i odprowadził mnie do wyjścia.

Wyszedłem z budynku i od razu zobaczyłem samochód Holendra.



Max



Gdy wsiadł do auta, wyglądał jak rozjechana żaba. Zawsze się przepracowywał i nigdy nie wiedział kiedy przestać. Od małego twierdził, że musi wszystkim udowodnić, że się nadaje do bycia kierowcą Ferrari. Ktoś musi mu w końcu uświadomić, że przepracowywanie się tylko mu zaszkodzi. 

- Cześć. - Powiedział radośnie. Nie mogłem odgadnąć czy był szczęśliwy, zły czy smutny. Niby się uśmiechał, ale dopiero co przed chwilą dostał przymusowy urlop.

- Czemu nie zostałeś w domu? - Rzuciłem prosto z mostu. 

- Bo czuje się dobrze. Nie jesteś moją matką Max, nie próbuj mi rozkazywać i mówić co jest dla mnie dobre. 

- Ty o siebie nie dbasz! Wiesz, że możesz sobie tym zrobić krzywdę! Nie musisz nic nikomu udowadniać Charles. - Wyjechałem z parkingu i ruszyłem w stronę mieszkania Leclerca.



(...)



Przez całą drogę siedział zapatrzony w szybę. Może w końcu zrozumiał, że takim zachowaniem sobie szkodzi.

- Dzięki za podwózkę. - Powiedział i wysiadł z samochodu.

- Ty wiesz, że ja się nigdzie stąd nie ruszam. - Powiedziałem wyjmując z bagażnika swoje rzeczy.

- Nie potrzebuje twojej troski Max.

- Może i nie ale ja i tak się stąd nie ruszam, a poza tym potrzebuję dachu nad głową.

- Wyrzucili cię z hotelu? - Rozumiem, że jestem agresywny, ale chyba nie aż tak, prawda?

- Nie, po prostu miałem wracać do domu, gdy zadzwonił Carlos i powiedział, że masz skłonności do autodestrukcji i ktoś musi się tobą zająć. - Zaśmiał się i zaprowadził mnie do środka.

- Nie mam skłonności do autodestrukcji. - Powiedział zamykając drzwi.

- Ignorowanie swoich dolegliwości to też skłonności autodestrukcyjne Charlie.

- Chcesz coś do picia. - Poszedł do kuchni i wyjął szklanki z szafki.

- Idź się połóż bo zaraz mi tu zemdlejesz, a ja się wszystkim zajmę.

- Nie jestem zmęczony. 

- To połóż się chociaż na kanapie i poszukaj jakiegoś filmu. 

- Od kiedy ty chcesz ze mną coś oglądać? - Spojrzał na mnie, uśmiechnięty od ucha do ucha.

- Od wtedy, gdy musze cię namówić byś odpoczął. - Oddałbym wszystko, żeby nigdy nie przestawał się uśmiechać.

Nie kłócił się ze mną dłużej i poszedł wybrać film, a ja za ten czas przygotowałem picie i przekąski.

- Brałeś leki?! - Krzyknąłem z kuchni. Przyszedł po chwili i je wziął. - To jest kolejny powód, który potwierdza to, że trzeba się tobą zająć. -  Wytknął mi język i wrócił na kanapę. No dzieciak. 

Wziąłem przekąski i usiadłem na fotelu.

- Chodź tu. - Wskazał miejsce obok siebie na kanapie. - Bo inaczej nie będę odpoczywał. - Szantażysta. Usiadłem obok i zobaczyłem jaki film wybrał. Spojrzał na mnie ucieszony.

- Maraton Harrego Pottera! - Mogłem się tego spodziewać. Pokręciłem głową z rozbawieniem i podałem mu picie.





(...)





Nie minęła godzina, a Monakijczyk zasnął oparty na moim ramieniu. Nie chciałem go budzić i nie chciałem też odchodzić więc odłożyłem powoli swoją szklankę z piciem i wyłączyłem telewizor. Okryłem nas kocem i go przytuliłem. Zanim zasnąłem usłyszałem jak Charlie mówi przez sen.

- Nie zostawiaj mnie. - Jeszcze mocniej się we mnie wtulił.

- Nie zostawię cię Charlie. - Już nigdy więcej go nie zostawię. 

Zamknąłem oczy i śniłem. O nim.






__________________________

tym razem koleżanko z łóżka nie spadnij hshshshsh

BOŻE JAKIE TO UROCZE (płakałam ze wzruszenia jak to pisałam)





Our future  / LestappenDove le storie prendono vita. Scoprilo ora