Rozdział 3

2.8K 267 9
                                    

Luciano

Całe życie przeleciało mi przed oczami w jednej chwili. Kurwa mać. Ta kobieta miała w moim samochodzie granat i nawet się na ten temat nie zająknęła. Była jeszcze bardziej pierdolnięta niż myślałem.

Patrzyłem na mojego brata niezdolny się poruszyć. Wtedy on wykonał pierwszy ruch pociągając mnie za sobą.

- Spierdalamy – krzyknął Lorenzo.

Moje nogi zaczęły poruszać się jeszcze bardziej a umysł zaczął odliczanie. Jeden. Dwa. Rzuciliśmy się na ziemię jak najdalej od tej wybuchowej rzeczy. Trzy. Cztery. Pięć. Sześć. Siedem.

Im dłużej odliczałem tym bardziej zacząłem się niecierpliwić. Kurwa. Zamiast przejmować się tym, że ten granat mógł wybuchnąć czułem irytację, bo tego nie zrobił.

Leżałem na podjeździe jak jakiś zjeb, gdzie każdy mógł nas zobaczyć i pewnie, gdyby tak było pomyślałby, że coś jest z nami nie tak. Już miałem się podnieść, kiedy dosłownie wmurowało mnie jeszcze bardziej w ziemię, w momencie, gdy usłyszałem jej głos ociekający kpiną.

- Co wy robicie? – zapytała stojąc nad nami.

Spojrzałem w jej kierunku zasłaniając dłonią oczy przez padające z nieba promienie słoneczne. Jej niewyraźna sylwetka majaczyła nad nami a ręce na biodrach jasno wskazywały, że była wściekła.

- Co z granatem? – zapytał za to mój brat spoglądając na nią z ukosa. Rzucał spojrzenie pomiędzy nami a torbą leżącą przy samochodzie. Samochodzie, w którym siedział a raczej zwijał się ze śmiechu Leo.

- Jest zabezpieczony. – spojrzała na nas jak na kretynów. – Z kim ja mam mieszkać – pokręciła głową.

Podeszła do torby, wpakowała do niej to co wypadło i na tyle na ile jej się udało starała się ją wziąć na ręce. Nie było to łatwe ze względu na ogromną dziurę biegnącą wzdłuż suwaka na całej długości. Prychnęła jeszcze pod nosem i rzucając nam ostatnie spojrzenie zostawiła nas samych.

Dotarło do mnie, że faktycznie zawleczka nadal w nim tkwiła, kiedy potoczył się z torby a ja jak głupi wpadłem w panikę przez mojego głupiego brata. Brata, którego miałem zamiar zabić przy najbliższej nadarzającej się okazji. Albo poczekam na odpowiedni moment i zadam mu cios poniżej pasa. Wtedy zobaczy, jak to jest zbłaźnić się przed kobietą.

- Kretyn. – rzuciłem do niego podnosząc się z ziemi. – Wyszliśmy na kompletnych idiotów.

- Nie pierwszy raz. – otrzepał koszulę z ziemi z beztroskim wyrazem twarzy który miałem ochotę mu zamazać prawym sierpowym. Tak. To byłoby miłe uczucie.

- Weź idź już do domu. – machnąłem na niego ręką.

- Ale mieliśmy pić.

- Idź pij sam. – warknąłem. - Albo nie. Zaproś Graciellę. – wbiłem mu szpilę.

- To nie jest śmieszne. – momentalnie uśmiech zniknął z jego twarzy.

To był właśnie cios poniżej pasa, na który zawsze reagował. Jego narzeczona Graciella która była niczym wrzód na dupie i szczekający Chihuahua. Dlaczego nasz ojciec zgodził się na akurat taką przyszłą synową nie wiedziałem ani nie znałem dobrego powodu. Jej rodzina ani nie wyróżniała się niczym szczególnym a i tak wyszedł z chęcią małżeństwa. Wiedziałem, że nie jest głupi i z jakiegoś powodu to zrobił, ale nie znalazłem nic co mógłby być przydatne. Przekopałem dosłownie wszystko i nie znalazłem nic. A może to właśnie był powód? Musiałem nad tym jeszcze posiedzieć. To, że nie zawsze dogadywałem się z bratem to nie znaczy, że mogłem przejść obojętnie obok kiedy był nieszczęśliwy.

#5.Bracia Torrino. LucianoWhere stories live. Discover now