Rozdział 13

3.4K 301 7
                                    

Mia

Wyszłam razem ze wszystkimi, ale nie czułam się z tym dobrze zostawiając go tam samego. To moja wina i ja musiałam ponieść za to konsekwencje, ale nie on. Nie spodziewałam się, że moimi działaniami mogę kogoś postawić w niewygodnej sytuacji.

- Nie martw się da sobie radę. – Lorenzo poklepał mnie po ramieniu jakbyśmy byli dobrymi znajomymi.

- Nie martwię się.

- Ta jasne. – parsknął. – Ale jak chcesz. – wzruszył ramionami oddalając się z resztą rodziny.

No pięknie. Każdy się zwinął, ale zostawił mnie. Samą. Na podjeździe. Nie żebym sobie nie poradziła, ale jakoś tak niezręcznie było mi przebywać tutaj samej, zwłaszcza że nie znałam całego terenu posesji.

Jedyne co mogłam w tej chwili zrobić to poczekać na Luciano więc usiadłam na schodach i z łokciami na kolanach i rękami pod brodą rozglądałam się na boki. Tak dla nudów sprawdziłam rozlokowanie ludzi, którzy na pierwszy rzut oka mogli być niewidoczni, ale nie dla mnie. Zauważyłam kilku w strategicznych miejscach gotowych do ataku w razie zagrożenia. Gdzieniegdzie zauważyłam szerokokątne kamery, które cały czas nadawały sygnał.

Wysoki na dwa i pól metra mur mógł być wykonany z wysokiej klasy kamienia a w środku zapewne był wzmacniany metalowym stelażem. Z tej odległości nie mogłam określić jakiej jest grubości, ale i przy tym też ktoś się pewnie napracował. W dodatku te drzewa, które ktoś zasadził tak żeby odgradzały wszystkich od drogi, ale były na tyle daleko od muru, że nie dało się po nich wspiąć.

- Ares – usłyszałam ciche wołanie, które dobiegało zza domu.

Podniosłam się ze schodów i ruszyłam w kierunku głosu, który wydawał mi się niczym melodia dla uszu. Należał do dziecka, ale miał w sobie łagodność, do której chciałam iść.

- Ares. – słyszałam coraz głośniejsze wołanie.

Dotarłam prawie do celu, kiedy w moim kierunku wybiegł pies szczerząc się i szczekając. Patrzyłam na niego zaskoczona, że nie spotkałam go wcześniej, ale co ja sobie myślałam w tej chwili. Dopiero drugi raz byłam w tym domu więc nic dziwnego.

Psiak zatrzymał się przede mną i położył łapy na moich butach. Miał w sobie coś takiego, że bezwiednie wyciągnęłam dłoń i pogłaskałam go po głowie. A może odezwała się moja natura, która uwielbiała zwierzęta.

- No cześć. – powiedziałam z czułością.

- Ares nie rób tak. – zanim zdążyłam pogłaskać go jeszcze raz stała przede mną mała dziewczynka. W sumie nie taka mała. Może dziesięcioletnia.

Miała piękne brązowe włosy które spływały jej falami na ramiona i plecy a oczami w takim samym kolorze wyglądało to uroczo. Biała sukienka i białe trampki dodawały jej niewinności. A w dodatku ten uśmiech, który mi posłała sprawił, że poczułam trzepotanie w piersi.

- Dzień dobry. – dygnęłam przyciągając psa do siebie za smycz.

- Cześć. – odpowiedziałam.

- Przepraszam za niego, ale czasami nie potrafi się powstrzymać.

- Nic nie szkodzi.

- Chcesz się ze mną pobawić? – jej bezpośredniość bardzo mnie zaskoczyła.

- Nie wiem czy...

#5.Bracia Torrino. LucianoWhere stories live. Discover now