ⅣKoło Fortuny
Mam zaszczyt przedstawić moją dziewczynę, Padmę.
Odebrało mi mowę, poraziło oddech, nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa. Tymczasem Dean w najlepsze nawijał o wystawie, obrazach, malarskich inspiracjach. Plótł romantyczne bzdury o mnie jako muzie i największym natchnieniu, i elokwentnie chwalił dzieła pozostałych malarzy, czyniąc subtelne aluzje, że jako artysta pobierał nauki na renomowanych uczelniach Europy. Sprzedawał się najlepiej, jak tylko potrafił, a ja stałam obok niczym dumna dziewczyna, którą tymczasowo byłam, co jakiś czas kiwając głową na znak potwierdzenia i posyłając państwu Lawrence serie sympatycznych uśmiechów.
Wydawali się zachwyceni.
— Świetnie, świetnie! — Pani Lawrence piała z zachwytu. — Właśnie pana potrzebujemy, panie Thomas. Już od dłuższego czasu poszukujemy malarza godnego współpracy.
— Służę pomocą, madame. — Na ustach Deana zatańczył olśniewający uśmiech. Widziałam, jak bardzo mu zależy i w duchu wzywałam całą trójcę Dew, Trimurti, do sprzymierzenia sił, żeby wyszedł z tego bankietu bogatszy o umowę sponsorską.
— Chcielibyśmy zamówić rodzinne portrety — odezwał się w końcu pan Lawrence.
Zacisnęłam szybko zęby, mnąc w ustach przekleństwa. Zawód na twarzy Deana złamał mi serce.
— Oczywiście — odrzekł Dean, natychmiast przywołując na twarz swój zwyczajowy uśmiech. — Z największą przyjemnością podejmę się z państwem współpracy. Przekazuję adres warsztatu — sięgnął do wewnętrznej klapy marynarki i wyciągnął z niej wizytówkę — a na najbliższej wizycie ustalimy szczegóły projektu.
— Wspaniale, dziękujemy, panie Thomas. — Pani Lawrence wetknęła wizytówkę do małej torebki w kształcie pierożka i wysunęła otwartą dłoń przed siebie, wpierw żegnając się ze mną, a później z Deanem. — Nie zajmujemy już więcej waszej uwagi. Życzymy miłego wieczoru i owocnej licytacji!
I zanim któreś z nas zdołało odburknąć choćby miałkie „Dziękujemy, wzajemnie", państwo Lawrence rozmyli się w tłumie.
— Dean... — wymamrotałam cicho, widząc, jak przymyka ciężko powieki.
— Trudno. — Dean otworzył oczy i zmusił się do bladego uśmiechu. — Jak nie ci, to następni. Chodź na deser, mają tu dobre pączki.
Myśląc o pączkach, natychmiast poczułam spadek cukru wywołany całokształtem wydarzeń zaistniałych na wernisażu. Irytowałam się na wspomnienie Duboisa, wkurzałam na natarczywe Francuzki. Przeklinałam w myślach rozczarowujący charakter współpracy z Lawrence'ami, który może by tak rozczarowujący nie był, gdyby tylko Lawrence'owie na samym początku powiedzieli, czego oczekują.
YOU ARE READING
Kwiat Hibiskusa • Padma Patil
FanfictionRok 2004. Padma ma wszystko, o czym zawsze marzyła. Atelier mody na Pokątnej, mnóstwo pomysłów na nowe kolekcje, własną, nikomu niezawdzięczoną renomę artystki. Tylko życie jej się nie układa. Wspomnienie nieudanych związków tłumi smakiem Kwiatu Hi...