Rozdział 16

318 27 12
                                    

William

Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie pragnąłem jej tak bardzo, jak wtedy. Ten cały ból i tęsknota za nią zanikał, bo w końcu była przy mnie. Cała moja.

Całowałem jej szyję, sunąc dłonią po jej biodrze. Wygięła lekko plecy w łuk, powodując na moich ustach uśmiech.

- Kocham cię. - Szepnąłem w jej skórę. Jej oddech przyspieszył, kiedy moja dłoń zetknęła się z jej gorącą skórą pod ubraniem. - Bardziej, niż ci się wydaje.

Ściągnąłem z niej koszulkę od piżamy, a sam widok jej półnagiej klatki piersiowej przyprawiał mnie o zawroty głowy.

- Jesteś, kurwa, perfekcyjna. - Wysyczałem, całując jej dekolt. Dyszała ciężko, a ja poczułem palce Mad na moim karku.

Od tak dawna za tym tęskniłem. Tęskniłem za jej dotykiem. Za jej ciepłem.

- Will, - Wysapała.

- Jestem, Maddy. - Wróciłem do jej ust, składając na nich zgłodniały pocałunek. - Cały twój.

Przejęła inicjatywę, co mnie lekko zaskoczyło. Obróciła mnie tak, że to ona górowała nade mną. Przygryzłem dolną wargę.

Usiadła okrakiem na moich kolanach, zabierając każdy dźwięk z moich ust. Jeszcze nigdy nie widziałem Madelyn w tej odsłonie. Chociaż szczerze mogłem przyznać, ta chyba nawet podobała mi się bardziej.

- Wiesz, - Zacząłem, unosząc kącik ust. - ta wersja ciebie chyba mi się bardziej podoba.

Zmarszczyła brwi, uśmiechając się delikatnie.

- To znaczy?

- Wiesz, o co mi chodzi.

Udawała zdziwioną.

- Nie, nie wiem.

Syknąłem, zamykając oczy, kiedy jej palce dotknęły mojego torsu pod koszulką. Jej rozpalona skóra idealnie pasowała do mojej. Zimnej i martwej.

- Madelyn... - Warknąłem, moje oczy z pewnością pociemniały. Nie interesowało mnie, czy ktoś nas widzi, bądź słyszy. Liczyliśmy się tylko my. Tylko ona.

Pociągnąłem ją lekko za włosy, odchylając jej głowę. Moje usta zostawiały mokre pocałunki na jej ciepłej szyi, która doprowadzała mnie do szaleństwa. Jej oddech stał się cięższy, a klatka piersiowa unosiła się i nierównomiernie opadała. Teraz to ja przejąłem inicjatywę.

Obróciłem ją tak, że teraz ona była zdana na moją łaskę. Złapałem jej oba nadgarstki dłonią i uniosłem nad jej głowę, unieruchamiając ją. Moja druga ręką kreśliła wzory na jej nagich łydkach, powoli i delikatnie podchodząc do góry.

- Eric może nas usłyszeć. - Wysapała, lekko rozchylając powieki. - Lepiej przestańmy.

Chyba sobie ze mnie żartowała.

Rozchyliłem jej nogi, a jej głowa jeszcze bardziej się zakopała w miękkiej poduszce. Oblizałem wargi, puszczając jej nadgarstki.

To cholerne ciepło, które dawało mi poczucie bezpieczeństwa pokrywało się z moją lodowatą skórą. To uczucie było nie dość, że przyjemne, to wręcz uzależniające.

Bloody Angel EyesWhere stories live. Discover now