Rozdział 14

64 12 14
                                    

Sonic's pov

Wraz z Espio, udaliśmy się długim korytarzem uciekają od tamtego miejsca. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się słysząc jakieś odgłosy w jednych z pokoi. Staneliśmy przy drzwiach nastawiając uszy.
Spojrzałem na Espio, a on na mnie.
- Kto tam może być?.. - Zapytałem szepcząc.
- Nie mam bladego pojęcia.. - Odparł również szepcząc.
Z pomieszczenia było słychać czyjeś jęki. Jęki wywoływane przez ból. Ryzykując swoim życiem, wszedłem gwałtownie do pokoju, a to co zobaczyłem, na zawsze zostanie w mojej pamięci.. Leżał tam Azzel cały zakrwawiony, a obok niego była rozbita kapsuła, a wszędzie były kawałki szkła.
- Azzel! - Krzyknąłem do niego chcąc podbiec, ale nagłym ruchem odrzuciło mnie w bok, przez co poleciałem na ziemię.
Spojrzałem w górę zauważając Infinite.
- Sonic! - Krzyknął Espio, ale Infinite od razu wyrzucił w jego stronę swoją moc, przez co i ten poleciał na ziemię.
- E-Espio! - Próbowałem się podnieść, ale poczułem duży ucisk w klatce piersiowej.
Wróg podszedł do mnie bliżej i zaczął przyciskać swoją nogą o moje plecy.
- Taki bezradny.. Wiesz co nawet mi cię szkoda. - Prychnął mocniej przyciskając swoją nogę o moje plecy. Jęknąłem ponownie z bólu aż nagle rzucił się na niego Azzel który jakimś cudem wygramolił się z tej podłogi.
Podczas gdy Azzel walczył z Infinite wstałem i podbiegłem do Espio.
- Nic Ci nie jest?! - Zapytałem, pomagając mu wstać.
- N-Nie, jest dobrze. - Rzeknął, ocierając nadgarstkiem swoją krwawiącą dolną wargę.
Azzel odparł atak, przez co nasz wróg poleciał uderzając mocno z hukiem o ścianę.
- Ugh.. - Wymamrotał i zniknął zostawiając mnie, Azzela i Espio w pomieszczeniu.
- Azzel? Wszystko w porządku - Spojrzałem na niego i podeszłem bliżej.
Ten potakował głową na co ja spojrzałem na jego rany.
- Jesteś bardzo ranny.. Musisz natychmiast stąd uciekać. -
- Nie mogę was tutaj tak zostawić! -Oparł się ręką o ścianę i zaczął głośniej oddychać.
- Ale musisz. - Dodał Espio, podchodząc do nas. - Narażasz się. Musisz odpocząć przed ostateczną walką. - Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
Azzel przez chwile zastanawiał się nad sytuacją, ale po niedłuższym czasie kiwnął głową na znak że mamy racje.
- Dasz radę biec? Czy cię ponieść? - Zapytałem.
- Nie, nie. Nie trzeba, dam radę. - Odparł wybiegając z pokoju.
Wraz z Espio wybiegliśmy za nim.

Po jakimś czasie, na naszej drodze ucieczki z tego przeklętego miejsca stanęły 6 dużych robotów.
- Co jest kurwa. Jeszcze te złomy?! No chyba sobie żartujecie! - Krzyknąłem stając przed Espio i Azzel'a z wyciągniętymi pięściami.
- Espio zabierz Azzel'a stąd jak najdalej, znajdźcie wyjście! - Warknąłem, na co jeden robot ruszył na nas. Od razu broniąc moich przyjaciół ruszyłem do ataku.
- Ale Sonic! Nie możemy cię zostawić! - Krzyknął Espio.
- Ale musicie! Szybko! -
Espio zabrał pod ramię Azzel'a i szybko zaczął z nim uciekać zostawiając mnie z robotami.
Zaatakowałem 2 roboty na raz niszcząc je.
Po niedługim czasie udało mi się pokonać je wszystkie.
- Co za złomy.. - sapnąłem do siebie, stając i dysząc ze zmęczenia.
Nagle moje ucho poruszyło się w bok słysząc głośne kroki. Spojrzałem za siebie i nastałem następne 5 robotów.
- Ugh!! Poważnie??! - Warknąłem znów szykując się do ataku. Ponownie ruszyłem na złomy lecz były silniejsze przez co dostałem mocno w brzuch odrzucając mnie na samiutki koniec korytarza z wielką siłą. Syknąłem z bólu chwytając się za brzuch. Zacząłem intensywnie kaszleć krwią, wypluwając na bok i ciężko oddychając. Jeden z robotów podszedł do mnie i gdy miał nastąpić najprawdopodobniej mój koniec nagle...
- Włócznia chaosu! -
Pociski zniszczyły robota przede mną, a ja otworzyłem szerzej oczy dostrzegając Shadowa.
- Sh-Shadow? - Wyjąkałem spoglądając w góre, nie dowierzając że to on.
Stanął przede mną, gotów poświęcić się dla mnie..
Spoglądałem tylko jak walczyl z nimi.. Aż w końcu, pokonał ich wszystkich. Podszedł do mnie i bez słowa podał mi rękę. Luknąłem na jego dłoń, a potem znów na niego. Lekko zacząłem się rumienić, nie wiedząc co się dzieje. Przełknąłem głośno ślinę i wstałem z jego pomocą.
- Gdzie jest Mephiles?.. - Zapytałem patrząc się na jego czerwone świecące oczy.
- Na jakiś czas został pokonany. - Wymamrotał.
Uśmiechnąłem się i mocno go przytuliłem.
Odwzajemnił uścisk na co ja sam byłem zdziwiony.
- Cieszę się że się nie poddałeś.. - Szepnąłem kładąc swoją głowę na jego ramieniu.
Bez słowa lekko odsunął się od uścisku nadal mając swoje ręcę na moich plecach. Cały czas spoglądałem na jego hipnotyzujące oczy.. Byliśmy tak blisko siebie, że moje serce zaczęło bić szybciej. Spojrzałem ryzykownie na jego usta, a on również tak postąpił gdy tylko zauważył gdzie mój wzrok wylądował.
Spojrzałem ponownie na jego oczy, a on również tak zrobił. Głęboko patrzyliśmy na swoje oczy, po czym lekko przybliżyliśmy się twarzą. Sam nie wiedziałem co chcę w tamtym momencie..
Ale jego oczy były tak hipnotyzujące..
Po niedłuższym czasie nasze usta stykneły się w delikatnym pocałunku. Przymknąłem oczy bojąc się większego odwzajemnienia. Bardzo podobała mi się ta chwila.
Poczułem jak ręcę mojego "niby największego wroga" zniżyły się i zatrzymały się na mojej talii.

Gdy Shadow wreszcie zrozumiał co robi szybko odsunął się i wytarł swoje usta o nadgarstek.
- ugh.. Zapomnij o tym durny jeżu. - Wymamrotał, spoglądając w bok.
Zachichotałem nieśmiale i przeprosiłem go za to co odwaliłem. Oby dwaj w ciszy udaliśmy się w stronę schodów szukając wyjścia z tego przeklętego miejsca.

Wiedziałem że tak się zachowa. Nie wiem czemu to zrobił, dlaczego mi się spodobało ale wiem tyle..

Że nasza relacja uległa zmianie..

Memories - | Sonadow |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz