45. Znaleźli ją.

380 36 2
                                    


Po wyjściu, ze szkoły i pożegnaniu się z Emmą. Zadzwoniłam do Rachel, która zasypywała mnie wiadomościami i nie miały one końca. Wybierając numer, patrzyłam na moją czarnowłosą, która właśnie zakładała swój czarny kask. Wyczuła mój wzrok, po czym puściła mi oczko i odjechała swoją czarną Yamahą. Wpatrywałam się jeszcze w jej plecy, zanim zniknęła za zakrętem. Namawiała mnie wcześniej, że może mnie podwieźć, ale nie skorzystałam z tej propozycji, bo już byłam umówiona z moim bratem.

Rachel odbierała po trzech sygnałach. Słyszałam z tle gwar i rozmowy. Gdzie ona była?- pomyślałam.

- Gdzie ty jesteś? - spytałam zaciekawiona.

W odpowiedzi uzyskałam szybkie i chaotyczne tłumaczenie się, że jest z mamą na zakupach. Było to dość podejrzane, bo przecież jej mama nie znosi zakupów i stara się ich unikać jak tylko może. Postanowiłam nie dopytywać. Jeśli coś ukrywa to prędzej czy później mi o tym powie.

- Rozumiem. Będziesz mieć czas potem się spotkać?

- Raczej nie, ale dam ci jeszcze znać - odezwała się po czym nagle się rozłączyła. Wpatrywałam się w wyświetlacz w lekkim szoku. Nie pamiętam, kiedy tak zrobiła. To było dziwne.

Z zamyślenia wyrwało mnie trąbienie, podskoczyłam przestraszona po czym spojrzałam w bok i zobaczyłam uśmiechającego się brata, który nie krył się, że rozbawiło go to.
Ruszyłam do jego czarnego mercedesa, usiadłam na miejscu kierowcy. Zerknęłam kątem oka na niego po czym rzuciłam torbę do tyłu i westchnęłam męczeńsko zapinając pas.

- Ciężki dzień? - ruszył z parkingu w kierunku domu oczekując na moją odpowiedź.

- Żebyś wiedział. Sporo się ostatnio wydarzyło i nie wiem co o tym wszystkim myśleć.

- Wiem, siostra, ale ważne, że mamy siebie. Wszystko się ułoży - położył na moim kolanie rękę w pocieszającym geście, a ja tylko uśmiechnęłam się delikatnie.

- Wiem, ale dobija mnie myśl, że.. - urwałam, wdychając ciężko - a zresztą nieważne.

- Wiesz, że możesz, ze mną pogadać o wszystkim, co cię trapi?

- Wiem.

Louis zaparkował auto na naszym podjeździe. Odpięłam swój pas po czym jedną ręką próbowałam zabrać z tylnych siedzeń moją torbę. Oczywiście nie mogłam jej wyszukać. Mogłam jej tam nie wrzucać?! W końcu udało mi się zabrać torbę i pośpiesznie wyszłam z samochodu.

Ruszyłam w stronę drzwi, lecz nagle odbiłam się od czyjś pleców. Prawie bym upadła na nasz trawnik, lecz w porę udało mi się złapać za maskę samochodu. Co jest do jasnej cholery? Rozejrzałam się dookoła. Pierwsze co zobaczyłam to stojący nieopodal naszego domu policyjne auto, a potem stojącego jak słup soli mojego brata. Nie miałam pojęcia co się dzieje, ale w mojej głowie pojawiały się same złe scenariusze.

- Nie stój tak, tylko chodź. Stojąc tak niczego się nie dowiemy - zerknął na mnie kątem oka. Widziałam, że on też czuje, że będą z tego kłopoty. Złapałam go lekko za ramię i pociągnęłam w stronę drzwi wejściowych do naszego domu.

Otworzyłam niepewnie drzwi. Pierwsze co usłyszałam to dwa nieznane mi męskie głosy. Dobiegały one z kuchni. Zarzuciłam kurtkę na wieszak, a buty położyłam obok. Louis zrobił to samo. Oboje przerażeni weszliśmy do pomieszczenia. Zobaczyłam dwóch policjantów. Bodajże byli po 30 - stce. Jeden z nich był brunetem. Miał na oko jakieś sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu. Jako pierwszy mnie zauważył i zerknął na nas z przymrużonych powiek.

- To pana dzieci? - zwrócił się do naszego taty. Potwierdził odpowiedz skinięciem głowy.

- Powinien pan im powiedzieć. To już wszystko z naszej strony i proszę o kontakt i dać nam co pan zadecydował - odparł drugi po czym położył na stole wizytówkę - Do widzenia. - pożegnali się i wyszli.

Byłam jeszcze bardziej skołowana. O co chodziło. Spojrzałam na ojca, który ukrył twarz w dłoniach. Podeszłam do niego i położyłam rękę na jego plecach.

- Tato, co się dzieje? - szepnęłam, siadając na wolnym krześle barowym.

- Znaleźli ją - wychrypiał ledwo słyszalnie.

- O czym ty mówisz? - zapytał Louis, który usiadł obok mnie. Fakt przyszła mi do głowy pewna myśl, ale przecież to nie mogło się zdarzyć. To przecież niemożliwe?! Liczyłam, że się mylę, a ojciec powie kompletnie co innego.

Po chwili wstał, wziął butelkę whisky z szafki oraz czystą szklankę i nalał sobie po czym wypił jednym duszkiem. Już chciał nalać sobie kolejną, ale powstrzymałam go kładąc dłoń na butelce. Spojrzałam na niego karcąco. Spojrzał na mnie, a ja zobaczyłam w jego brązowych tęczówkach smutek i ból. Wystarczyło to jedno spojrzenie i już wiedziałam, że to była prawda. Prawda, która wrzasnęła mną tak, że sama przez chwilę chciałam nalać sobie alkoholu. To nie mogła być prawda?! Mój umysł krzyczał. Pokręciłam przecząco głową. Ta myśl nie docierała do mnie.

- Może mi ktoś powiedzieć o co chodzi, a nie tylko zerkacie na siebie porozumiewawczo? - wymamrotał Louis patrząc to na mnie to na ojca.

- Nigdy nie byłeś zbyt domyślny - sarknęłam w jego stronę.

- A ty nigdy nie byłaś dla mnie taka wredna - odpysknął wystawiając w moim kierunku język. I on niby jest dorosły i starszy ode mnie.

- Ludzie się zmieniają, a wredna byłam zawsze, a teraz moja wrodzona wredota tylko ewoluowała - odparłam posyłając mu zadziorny uśmiech.

- Uspokójcie się, proszę. To nie czas na zaczepki - fuknął na nas ojciec, uciszając nas.

- To dowiem się o co w końcu chodzi? Kto kogo znalazł?

Westchnął po czym spojrzał smutno na Louisa. Widziałam jak ciężko mu wypowiedzieć te słowa, więc postanowiłam, że to ja powiem. Złapałam jego rękę, leżącą na blacie. Spojrzała na mnie, a ja dałam mu znać, że powiem to za niego. Podziękował mi bezgłośnie i znów ukrył twarz w dłoniach.

Odwróciłam się twarzą do brata i zebrałam się w sobie, aby to powiedzieć. Wzięłam ostatni głęboki wdech i wydech.

- Ci policjanci byli tutaj, aby nas poinformować, że znaleźli naszą matkę.

____________________________________

I' m back! Cieszycie się? Hah

Kolejny już jutro, do zobaczenia!

Nie taki był planWhere stories live. Discover now