II

76 21 68
                                    

~ OSKAR ~

Wszedłem do przyczepy i trzasnąłem głośno drzwiami. Butelki walały się wszędzie – jakby ojciec nie mógł ograniczyć się do picia w karczmie.

Ze złością kopnąłem jedną z nich i zakląłem, skacząc na jednej nodze. Zdecydowanie nie przemyślałem tego ruchu.

Wyjąłem drugą marchewkę, mniejszą od tej, którą chciałem dać Liesel. Tamta była na pokaz, tą wziąłem dla siebie na kolację. Koniec końców zostały mi obie.

Moja frustracja nasiliła się, gdy pomyślałem o dziewczynie. Odkąd tu przyjechaliśmy, nienawidzi mnie. Z początku myślałem, że to z powodu mojego ojca i naszej sytuacji, ale to chyba nie w tym tkwił problem – w końcu ona sama też kisiła się z rodzeństwem i niedomagającą matką, więc to raczej nie bieda ją odrzucała.

Przypomniałem sobie, jak ślicznie wyglądała wtedy, na ścieżce. Włosy miała w nieładzie, rozwiane, a twarz opaloną od słońca. Górne guziki koszuli rozpięła. Pełne usta nabrały koloru od soku z owocu. Tylko ta jej szczupłość... wiedziałem, że nie dojada, bo większość oddaje rodzinie, ale że aż tak... W opiętych od potu ubraniach jej delikatne rysy i wystające kości były jeszcze lepiej widoczne.

Na dworze wzmógł się wiatr, a po chwili usłyszałem krople deszczu uderzające o dach naszego „domu”. Woda, cienką strużką, spływała wprost na moje łóżko.

Tylko tego brakowało... Wstałem i wziąłem narzędzia. Musiałem szybko to załatać, by mieć gdzie spać.

Wyjrzałem przez malutkie okienko, wycięte z boku wozu. Ostry błysk przeciął niebo na pół, a chwilę potem rozległ się głośny grzmot.
Akurat skończyłem łatanie, gdy drzwi otworzyły się na oścież i do środka wtoczył się mężczyzna, którego szczerze nienawidziłem.

Mój tata.

To przez niego byliśmy zmuszeni tułać się po kraju, gdy tylko ktoś zorientował się, że nielegalnie mieszkamy w starym wozie nakrytym grubą plandeką, parkując na nieużytkach. Ale stąd już się nie ruszę, choćby mnie siłą wywlekali. Bo tu była ona – Lisel. Dziewczyna, która swoją antypatią do mojej osoby utrzymywała mnie przy życiu.

Od rodzica cuchniało gorzałą, gdy, kolebiąc się na boki, ciężko rzucił się na posłanie.

– Co dziś tak wcześnie? – spytałem opryskliwie.

– Burza szła, a w oberży mi nie pozwalają nocować. – wybełkotał. – Tu już nie pierdol, mały, tylko idź spać.

Spojrzałem w sufit, prosząc bóstwa o cierpliwość. Na moje szczęście pijak szybko odpłynął w objęcia Morfeusza, mamrocząc coś przez sen.

Nie mogło być z nim tak źle, skoro trafił do domu – nieraz nocował pod płotem, bramą zajazdu albo w rowie. A ja musiałem go później zbierać.

Po skąpej kolacji również się położyłem. Zgasiłem światło i leżałem, patrząc się tępo w sufit. Muszę spróbować jeszcze raz zaprosić ją na ten festyn. Skoro moje spektakularne kradzieże nie robią na niej wrażenia, może przyda jej się pomoc?

______________________________________________

Wstałem wcześniej i ubrałem się pospiesznie. Na Boga, jak ona daje radę codziennie zrywać się o tak nieludzkiej godzinie?!

„Hej, Liesel, pomóc ci wydoić krowę? A może trzeba ugotować obiad? Albo pomóc ci z rodzeństwem? Wbić gwoździa?” – powtarzałem w myślach, by niczego nie pomieszać.

Pełen nadziei, podszedłem pod jej chałupę. Idealnie – akurat wychodziła. W ręce niosła stołek i wiadro. Wyskoczyłem z krzaków i pobiegłem za nią.

– Liesel! – krzyknąłem. – Czekaj!

Odwróciła się gwałtownie. Gdy tylko mnie zobaczyła, jej śliczną twarz przeciął grymas irytacji, przeznaczony tylko dla mnie. Zawsze to coś, pomyślałem.

– Śledzisz mnie? – spytała groźnie.

– N-nie, ja tylko... – usiłowałem sobie przypomnieć przygotowany wcześniej tekst. – Może pomóc ci coś wydoić, krowo? Znaczy nie!!! To nie tak! Chodziło mi o to, że trzeba ugotować rodzeństwo... – plątałem się. Jej brew wędrowała coraz wyżej, a oczy patrzyły z politowaniem wymieszanym z drwiną. – Nie, od początku... Ugotować gwoździa?

– Zupa z gwoździa? – zakpiła. – Nie, dzięki. Krowa da radę sama.

– Nie to miałem na myśli! – zawołałem, zdesperowany. – Nie jesteś krową, poczekaj!

Nie zwracając uwagi na moje okrzyki, zamknęła się w oborze.

– Świetnie. – pochwaliłem samego siebie. – Wyzwałeś ją, a potem zagroziłeś uśmierceniem sióstr i brata. Brzmi jak świetny początek związku, nie ma co!

Wyszła z pomieszczenia, dwoma rękami trzymając naczynie.

– Nadal tu jesteś? A może chcesz zaproponować mi coś jeszcze? – niesforne kosmyki opadały jej na twarz. W ostatniej chwili powstrzymałem się, by ich nie poprawić. Chyba by mi odgryzła rękę.

– Nie, już idę. – starałem się utrzymać resztki godności, jakie jeszcze mi pozostały. – Jakbyś chciała...

– Zrobić zupę z gwoździa to mam cię zawołać, wiem. – przerwała mi. – A teraz przestań mnie nękać i wracaj do siebie.

Posłusznie odwróciłem się na pięcie. Nic tu po mnie.

______________________________________________

Przyjrzałem się owocom leżącym na stoisku. W mojej głowie zrodził się pewien plan.
Poczekałem, aż przekupka odwróci głowę, by obsłużyć kolejną osobę, i szybkim ruchem wsunąłem do kieszeni dwie najładniejsze kiście winogron, będące tutaj towarem deficytowym. Nikt nie zauważył mojego ruchu.

Ponownie podszedłem pod jej dom i położyłem winogrona na ścieżce, prowadzącej do obory. Może w ten sposób będę mógł choć trochę ją żywić.

Odsunąłem się, by ocenić swoje dzieło. Nie dało się ich przegapić.

______________________________________________

Czytałem książkę, bardzo zadowolony z siebie. Miałem szczęście, że matka, nim odeszła, nauczyła mnie czytać i pisać – niewielu posiadało tą umiejętność. Mój dobry humor wywołała nieobecność ojca i sprawiony prezent.

Nagle drzwi otworzyły się na oścież, wpuszczając do środka falę powietrza. Stała w nich niska, ale bardzo wściekła osoba.

– To ty? – rzuciła we mnie plonem winorośli. – Kradzione nie tuczy.

Nie wiedziałem, co powiedzieć, całkiem zapomniałem języka w gębie.

– Ja. – przyznałem w końcu.

– Co ty, do jasnej cholery, masz z tym śledzeniem mnie! – wrzasnęła. – Gdzie się nie odwrócę, tam jesteś! Zostaw mnie w spokoju!

– Dobrze, dobrze. – przytaknąłem pokornie.

Nie powiedziała nic więcej, tylko wyszła, trzaskając drzwiami z taką siłą, że od framugi odeszły drzazgi.

______________________________________________

Obiecany wtorkowy rozdział ❤️

W piątek też raczej będzie, bo mam już połowę, więc powinnam się wyrobić ;)
Jak wrażenia? Lepiej, gorzej? Zepsułam coś?

Złodziej serc Where stories live. Discover now