V

53 19 23
                                    

~ LIESEL ~

Wsunęłam się do łóżka w ubraniu. Byłam zbyt zmęczona dyżurem w oberży, a spotkanie ojca Oskara mnie przeraziło. Byłam wściekła, że nazwał mnie dziwką, ale kiedy chciał się na mnie rzucić, po raz pierwszy od dawna poczułam strach.

Byłam wdzięczna chłopakowi, że go powstrzymał.

Właśnie... trzeba wymyślić dla niego pierwszą część wyzwania. To musi być coś naprawdę niemożliwego, bo nie chcę iść z nim na ten bzdurny festyn. „Jutro nad tym pomyślę” – postanowiłam i odpłynęłam.
_______________________________________________
Wstałam i przeciągnęłam się. W mojej głowie pojawiła się paniczna myśl: „zaspałam!”. Szybko jednak przypomniałam sobie, że obowiązek dojenia Belli zrzuciłam na siostrę Norę, a mnie praca czeka dopiero po południu.

No to czas pomyśleć nad zadaniem dla naszego złodzieja, pomyślałam z przekąsem. Miałam kilka pomysłów, ale żaden nie wydawał mi się szczególnie trudny.
Wdzięczna, że Eleonora zajęła się mlekiem, poszłam na targ.

– Cześć, kuzynko! – pomachałam Esterce, podchodząc do jej straganu.

– Cześć, kochana! –uśmiechnęła się radośnie. – Co podać?

– Dziś mogę zaszaleć. – zaśmiałam się. Pieniądze z napiwków pobrzękiwały mi w kieszeni spodni. – Poproszę kilo ziemniaków, bochen chleba i garnek smalcu.

Dałam jej odliczoną kwotę i pochyliłam się, by nikt mnie nie usłyszał.

– Masz chwilkę? – zapytałam. Rozejrzała się, oceniając sytuację, i zawołała handlarkę z sąsiedniego straganu.

– Postoisz chwilę, Gryzeldo? – spytała. Bezzębna kobieta, którą znałam z widzenia, pokiwała głową twierdząco.

– Co się stało? – spytała krewna, patrząc na mnie zaniepokojona. – Coś z twoją mamą?

– Na szczęście nie. – powiedziałam. – Znasz Oskara?

– Tego... – urwała. – Syna alkoholika?

– Tak. – potwierdziłam. – Pewnie wiesz, że jest złodziejem?

– Jaki ojciec, taki syn. – zawyrokowała. Nie wiedzieć czemu, zirytowało mnie to generalizowanie. – Mogę się założyć, że ten nicpoń był także u mnie. Nieraz znikały rzeczy, ale nigdy nie udało mi się nakryć go na gorącym uczynku.

– Właśnie o to chodzi! – jęknęłam. – Założyłam się z nim, że dam mu trzy zadania, a jeśli nie wykona choć jednego, musi sprzątać oborę. Ale jeśli wygra, muszę z nim iść na tę idiotyczną zabawę! Moja duma tego nie przeżyje!!

– Oj, kochana, w tym ci niestety nie pomogę. – skrzywiła się. – Ale jeśli coś przyjdzie mi do głowy, powiem ci od razu.

– Dzięki! – wzięłam zakupy i poszłam. Gdy wróciłam, mamy i Geralda nie było. Czyżby poszli na spacer? To dobry znak. Wyjęłam warzywa i zaczęłam je obierać. Trzeba było ugotować zupę. Moje siostry też gdzieś uciekły, więc nie mogłam liczyć na pomoc.

Nie znoszę gotowania.

Pokrojone ziemniaki wrzuciłam do garnka i rozpaliłam ogień. Zadowolona, przysiadłam. Przypomniało mi się, że miałam załatać spodnie, które przetarły się na kolanach. Wyjęłam igłę i spokojnie zaczęłam zszywać.

– O, już jesteś? – matka zatrzymała się w progu, widząc mnie.

– Tak. – wstałam i wzięłam od niej braciszka. – Gotuję obiad, a potem muszę pójść do pracy.

Wzięła łyżkę, podmuchała i wypiła łyk potrawki. Natychmiast się skrzywiła.

– Co się stało? – zapytałam i też spróbowałam. – Fuj!

Przesoliłam... I to strasznie. Trudno, każdemu się zdarza, ale zjedzenie tego będzie katorgą.
_______________________________________________
Przebrałam się w inne ciuchy i westchnęłam cicho. Czekała mnie kolejna zmiana do północy. Czy miałam wybór? Niestety nie.

Wyszłam z domu. Po wczorajszej akcji lękliwie rozglądałam się na boki. Dobrze, że miałam wtedy kaptur, to może mnie nie rozpozna... Zresztą, jeśli położył się w takim stanie, to raczej mnie nie pamięta.

Weszłam do karczmy. Oskar już był i skinął mi dyskretnie. Wywróciłam oczami, choć bardziej dla zasady. Przejechałam palcem po szyi. Odwrócił się, żeby ukryć śmiech. Od razu przechwycił mnie jeden z kucharzy.

– Na czwórkę, do komisarza. – burknął.
Posłusznie wzięłam miski i zaniosłam do wskazanego stolika. Komisarz policji w naszym regionie siedział z kilkoma innymi mężczyznami, i głośno mówił o nowym zleceniu. Stałam cicho, nie chcąc mu przerywać.

– Przez nasze miasteczko będzie przejeżdżać hrabianka von Müller i zatrzyma się u nas jutro na noc. – „miasteczko” – sarknęłam w duchu. To jest zapyziała nora! Swoją drogą, czy ten idiota ma choć trochę oleju w głowie? Przez zajazd przewijają się takie kreatury... żebracy, włóczędzy, złodzieje z prawdziwego zdarzenia... ktoś może ukraść kosztowności hrabiny. Właśnie! Ukraść. W mojej głowie zrodził się pewien plan.

– Gdzie się zatrzyma? – spytał z zaciekawieniem jeden z słuchaczy. – „no tak, jeszcze daj mu klucz do zamka” – pomyślałam.

– U nas, na komisariacie, gdzie najbezpieczniej. – odpowiedział mu natychmiast.

– Zupa dla panów! – nie wytrzymałam i przerwałam ten pogrążający strażnika prawa dialog. Na jego prawej ręce dostrzegłam sygnet. Idealnie!

Skinął mi głową pospiesznie i wrócił do opowieści.

Zauważyłam, że ojciec Oskara wytacza się z knajpy wcześniej niż zwykle. Zmrużyłam podejrzliwie oczy i odnotowałam, by do domu wracać ostrożnie. Nie mogłam jednak za długo zaprzątać sobie tym głowy, bo roboty było mnóstwo – wszystkie stoły były zajęte.
_______________________________________________
Po mniej więcej godzinie, gdy zaczynałam już dyskretnie ziewać, drzwi otworzyły się i stanął w nich jeden z moich sąsiadów, mąż pani Inness.

– Na drodze doszło do wypadku. – wysapał. Wszyscy zamilkli, jak makiem zasiał. Ostrożnie odłożyłam naczynia na ladę. – Rozpędzona dorożka potrąciła starego Fitzgeralda. Czaił się na kogoś, miał nóż. Już go przewieźli do kostnicy.

Jego tata... Zachwiałam się. Dobrze, że wcześniej odstawiłam kubki, bo teraz bym je potukła. Zasadził się na mnie... Prawie zemdlałam. Otarłam się o śmierć, ocalił mnie właściwie przypadek.

– Pracujcie! – syknął mistrz, pojawiając się niespodziewanie. Posłusznie sięgnęłam po odstawione kufle. Unikałam wzroku Oskara.

_______________________________________________

Jest obiecany wtorkowy rozdział!!! Trochę się wydarzyło, prawda? Cóż... Kolejny w piątek❤️

Złodziej serc Where stories live. Discover now