VI

47 18 15
                                    

~ OSKAR ~

Wszedłem do przyczepy. Byłem otępiały, nie dochodziło do mnie to, że on nie żyje. Zacisnąłem dłonie w pięści. Jak mógł?! Pieprzony pijak. Może to straszne, ale cieszyłem się, że ten dorożkarz w niego wpadł. Nie przeżył bym, gdyby coś stało się Liesel. Chyba sam bym go wtedy zabił...

Usiadłem na łóżku, roztrzęsiony, i tępo patrzyłem się w ścianę. Czy pozwolą mi tu mieszkać? Czy to jest w ogóle legalne? Z drugiej strony, patrząc na to, ile było tu włóczęgów, nie powinienem sprawiać problemów. Musiałem zasnąć na siedząco, bo obudziło mnie głośne pukanie w drzwi. Tylko jedna osoba mogła tak pukać.

Zerwałem się i jęknąłem, gdy tylko poczułem konsekwencje spania w takiej pozycji. Podszedłem do drzwi, masując kark.

– Cześć, Liesel. – uśmiechnąłem się delikatnie.

– Cześć. – sprawiała wrażenie podenerwowanej. – Jak... Się z tym... no wiesz, czujesz?

Zapadła między nami niezręczna cisza. Postanowiłem ją przerwać.

– Wiedziałaś, co chciał zrobić, prawda? – spochmurniałem. Skinęła głową niepewnie. Pierwszy raz widziałem ją pozbawioną tej hardości i pewności siebie, i był to widok dość dziwny.

– Zdajesz sobie sprawę, że gdyby cię skrzywdził, to ja bym go chyba zabił? – spytałem. Pocierała nerwowo dłonią o dłoń.
Szepnęła coś.

– Co powiedziałaś? – nachyliłem się.

– Tak. – powtórzyła trochę głośniej. Zaraz jednak wróciła dawna wersja jej, ta, którą kochałem.

– Właściwie nie po to tu przyszłam. – Uniosła głowę wyżej. – Chciałam ci powiedzieć, że wymyśliłam pierwsze wyzwanie dla ciebie.

– Zamieniam się w słuch. – oparłem się niedbale o framugę. Jak to jest możliwe, że ta dziewczyna tak na mnie działała?!

– Jutro będzie tędy przejeżdżać jakaś bogata hrabianka przewożąca kosztowności. – powiedziała z ożywieniem. Jej oczy zalśniły jak wschodzące słońce.

– Mam ukraść te kosztowności? – spytałem domyślnie.

– Co? Nieee. – wywróciła oczami. „Nie rób tak, bo ci tak zostanie” – usłyszałem głos matki. To chyba było kłamstwo, co ona powinna mieć już oczy w drugą stronę.– Ta bogata krowa zatrzyma się u komisarza. I tu jest właśnie twoje zadanie. Na prawej dłoni policjant ma sygnet. Musisz mu go zdjąć tak, by tego nie zauważył.

– W porządku. – niemal odetchnąłem z ulgą. Spodziewałem się czegoś gorszego. – Pojutrze będziesz mieć pierścionek. Wiedziałem, że kobiety lecą na błyskotki.

Żart przepłaciłem siarczystym policzkiem. Zawsze to jakiś postęp, prawda? Choć twarz piekła mnie jeszcze kilka godzin, nie mogłem przestać uśmiechać się jak debil.

_______________________________________________

Jest rozdział! Co prawda bardzoooo krótki, ale ostatnio mam problem z dłuższymi 🙈

Złodziej serc حيث تعيش القصص. اكتشف الآن