Rozdział 5.

6.9K 437 11
                                    

Abigail kazała mi iść do domu. Nie sprzeciwiłam jej się. Dobrze, że jedyny wolny pokój jaki został w naszym domu to ten na parterze obok pokoju Chris'a i Abi. Ja z mamą i Faith mamy pokoje na piętrze. Może jeśli będę wstawała wcześniej i po szkole będę zamykała się w swoim pokoju lub resztę dnia spędzała w lesie to zmniejszę ryzyko widywania się z Arthurem do minimum. Kilka dni jakoś to przetrwam. Może pojadę na kilka dni do ojca. To kusząca propozycja, chociaż jak wrócę to znowu będę oskarżana o to, że "śmierdzę wampirem". Ten to potrafi zrobić dobre pierwsze wrażenie. Nie ma co. Zaraz jak wróciłam poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic. Ubrałam się w moją ulubioną pidżamę i zasnęłam w łóżku. Rano obudził mnie budzik. Szósta. Na siódmą dwadzieścia do szkoły. Ubrałam się w granatową koszulkę, czarną bluzę z kapturem oraz jasne jeansy. Zeszłam na dół, żeby zjeść śniadanie i moim oczom ukazał się nie kto inny jak Arthur zajadający się MOIMI płatkami. 

- Smakuje? - spytałam stając w drzwiach. Założyłam ręce na piersi.

- A no. Są niezłe. To twoje? - powiedział biorąc opakowanie z zamiarem dosypanie sobie do miseczki z mlekiem.

- Tak. Pozwól, że coś ci powiem. - dzięki swojej wampirzej cesze znalazłam się szybko obok niego i wyjęłam z jego rąk opakowanie z płatkami. - To, że moja matka sama się zgłosiła, albo ktoś ją wrobił w niańczenie cię to nie znaczy, że jesteś traktowany jak pełnoprawny mieszkaniec tego domu. Jesteś tu obcy. Nie wiem co z resztą mojej rodziny, ale ja cię tu nie chcę, więc będę się bardzo cieszyła jak znikniesz z mojego domu raz na zawsze. A teraz zapamiętaj to: nie ruszaj moich rzeczy, nie pytaj o nic, a najlepiej w ogóle się do mnie nie odzywaj. Zrozumiałeś czy mam powtórzyć wszystko wolniej? - mówiłam to wszystko chłodno patrząc mu w oczy. Mam nadzieje, że zrozumiał przekaz. Jak nie to naprawdę jest tępą istotą.

- Em, jeszcze jedno... - zaczął trochę niepewnie.

- Czego? - za to ja groźnie. 

- Pokażesz mi co i jak w szkole? - Serio? Kto wpadł na ten pomysł, żeby ten debil chodził ze mną do szkoły? Boże, za jakie grzechy?

- Nie. - rzuciłam szybko i wzięłam się za przyrządzanie sobie śniadania.

- Ale...

- Nie. Mów. Nic. Do. Mnie. - nie ma to jak z rana zostać mega wkurzonym przez swojego niechcianego współlokatora. Chyba w końcu zrozumiał, że rozmowa ze mną mu nic nie da, bo wyszedł z kuchni. Ucieszyłam się. Zjadłam pośpiesznie płatki, ubrałam kurtkę i wyszłam do szkoły. Śnieg delikatnie padał. Na drzewach bez liści porobiły się maleńkie sopelki. Cały świat był biały. Wygląda to pięknie. Jakby cały świat był czysty, bez skazy. Niestety to tylko iluzja. A szkoda. Doszłam do szkoły kilka minut przed dzwonkiem. Przez tego debila prawię się spóźniłam. Dzisiaj pierwsza była matematyka. Weszłam do klasy i usiadłam w przedostatniej ławce. Tak już siedziała Jenny. Jest to dość zabawna dziewczyna, ale nie do końca ją lubię. Lubi się naśmiewać ze wszystkiego i wszystkich. Jeszcze niedawno siedziałam sama, ale babka od matmy ją przesadziła do mnie, bo gadała na lekcjach z Robin - jej przyjaciółką. Gdy weszła do klasy pani Ronson wszedł na nią ktoś inny. Niestety. Powtarzam, za jakie grzechy?! 

- Dzień dobry. Chciałabym wam przedstawić nowego ucznia. Oto Arthur. - powiedziała pani Ronson.

***

Hejo 

Dziewczyny mnie namówiły, żebym wam napisała, więc oto jest. ;)

Do zobaczenia :)


Tajemnice LasuWhere stories live. Discover now