Rozdział 9.

5.7K 350 9
                                    

No dobra, będę niewyspana przez Davida na mojej randce z Eric'iem. Mówi się trudno. Pod regeneruję się w ciągu dnia trochę. Zamknę się w swoim sanktuarium, zwanym przez innych sypialnią, i zdrzemnę się. Może uda mi się nie wyglądać jak zombie. Nie wiem dlaczego, ale ciągnie mnie do pójścia na to spotkanie. Może dowiem się czegoś ciekawego o mojej drugiej części rodziny, a raczej rasy, bo na razie jestem wychowana na wilkołaka. Ech... Dlaczego nie mogłam się urodzić tylko wilkołakiem? Albo w ogóle nic nie wiedzącym człowiekiem? Tak mniej problemów... Meh... Obiecuję, że nie będę miała dzieci, żeby ich też nie męczyć takimi problemami. A po za tym, boję się co by ze mnie wyszło... Zwłaszcza jakbym związała się z kimś innym nadnaturalnym, albo po prostu nienormalnym. 

Postanowiłam jednak się najeść moim niecodziennym pożywieniem. Wkradłam się do szpitala i dotarłam do pomieszczenia, gdzie trzymają krew. Nie pytajcie, skąd wiem jak tam dojść. Zobaczyłam jakiej jest najwięcej. Tym razem A. A więc nasza kochana Adeline "pożyczyła" sobie dwa woreczki krwi grupy A, czyli mojej. Mniej więcej. Wróciłam do domu i zatrzasnęłam drzwi od swojego pokoju. Dziwnie się czułam pożywiając się tym w moim domu. Jeszcze nigdy tego nie robiłam. Jednak uspokoiłam pragnienie i spakowałam puste woreczki do siatki, po czym znowu zakradając się poszłam do śmietnika sąsiada i wyrzuciłam śmieci. Wolałam nie wyrzucać do swojego śmietnika, mogło by się to źle skończyć. Wróciłam do domu. 22.00. Mam jeszcze dwie godziny. Postanowiłam trochę się zdrzemnąć. Położyłam się do łóżka i już odpływałam, gdy ktoś zaczął pukać w moje drzwi. Pukać, raczej walić. Wstałam wkurzona i otworzyłam je. Oczywiście, że stał tam Arthur. Kto inny będzie zakłócał mój spokój o tej godzinie?

- Czego? - warknęłam.

- Uważaj, wyczułem tu niedaleko wampiry i zapach krwi. - na prawdę nie nadaje się na tajnego agenta, skoro ten kundel mnie wyniuchał. - Nie powinnaś sama wychodzić.

- Uważaj, bo mnie zje. - zakpiłam.

- Mówię na serio, nie chcę, żeby ci się coś stało.

- Ja też mówię poważnie. - zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Może... Może nie powinnam działać tak impulsywnie. Chciał dobrze. Mój głupi temperament! Dzięki tej okazji mogłam zażegnać niepotrzebne kłótnie z Arthurem. Mogłam, ale jak zwykle wszystko spieprzyłam. Westchnęłam i znów położyłam się do łóżka. Mimo tego co zrobiłam, nie powinnam się nad sobą użalać. W moim świecie nie ma na to czasu. Zasnęłam na chwilę i obudziłam się na pół godziny przed północą. Wyszłam przez okno i zaczęłam biec w stronę umówionego miejsca. Byłam dwie po. Czekał tam.

- Już myślałem, że nie przyjdziesz. - uśmiechnął się łobuzersko.

- Wiesz, lubię zaskakiwać. - powiedziałam sapiąc. Biegłam naprawdę szybko. Zmęczyłam się.

- Twoje serce... Wolno biję. Znaczy coraz wolniej, bo teraz jesteś zmęczona i odzyskujesz siły. Czyżbyś piła?

- No... Wpadłam na małe co nie co do szpitala, ale czy na prawdę chcesz o tym mówić? 

- Nie. Chciałem cię ze sobą zabrać.

- Gdzie?

- Na nowy teren. Tu jest za dużo wilkołaków. Niebezpiecznie dla nas. Obojga.

- David, nie wiem czy zauważyłeś, ale... Tu jest moja rodzina i nie znam cię, a ty chcesz, żebym z tobą odeszła? 

- Tak. - wzruszył ramionami. - Rodzina i tak cię porzuci, gdy się dowiedzą, kim jesteś, a my możemy się jeszcze poznać. - uśmiechnął się zalotnie. 

- Oni mnie chronią!

Proszę państwa, jedyna w życiu (żartuję, często się z tym spotykacie) okazja, na zobaczenie jak Adeline daje ciała! Tylko pojedynczo!

- Oni wiedzą, że jesteś wampirem? Że pijesz krew? I jeszcze żyjesz? - nieźle się zdziwił.

- To nie tak, znaczy... - westchnęłam. - Tak, wiedzą o wszystkim.  - przyznałam się. 

- Tym bardziej musisz uciekać. A jak im się coś odwidzi? A jak przypadkiem zabijesz kogoś dla nich ważnego lub cię sprowokują i ich zaatakujesz? Będzie po tobie. - mówił przejęty. Rany, na serio się o mnie bał. 

- David... Ja... Jeszcze nie wiem co zrobić. Znajdę cię i ci powiem, jak zdecyduje. 

- Jasne, ale nie będę tu bawił jeszcze długo. 

- Cześć. - pożegnałam się z nim i ruszyłam do domu.

- Cześć Ślicznotko.

***

Hej

Tak, wiem... Możecie na mnie krzyczeć

Wiem, że nie było bardzo długo rozdziałów, ale blokada twórcza mnie BARDZO ogranicza. Nawet nie zdziwię się jak wam nie przypadnie do gustu ten rozdział, bo pisałam go mając małe zalążki weny.

No, ale i tam mam nadzieję, że się wam spodoba :)

Do zobaczenia :*


Tajemnice LasuWhere stories live. Discover now