Biały Kruk - EchooX

257 32 6
                                    

Biały Kruk

Nie wierzyłem w magię ani przeznaczenie aż do jesieni ubiegłego roku.

Uważałem horoskopy za bzdury, śmiałem się z ludzi chodzących do wróżek i patrzyłem z przymrużeniem oka na dzieci czekające na Świętego Mikołaja.

Dopóki nie spotkałem tamtej dziewczynki...

*

Była siedemnasta po południu, 14 października. Wracałem wtedy z korków z matmy, których udzielała mi bardzo sympatyczna staruszka. Miałem wszystkiego dość po całym dniu w szkole, a mój mózg zachowywał się tak, jakby miał zaraz eksplodować. Dodatkowo babcia miała zły nawyk rozpylania zabójczych dawek odświeżacza powietrza w całym domu, więc nawet po wyjściu czułem w nosie zapach „Kwiatowego Ogrodu".

Przedzierałem się przez tłum ludzi, kłębiący się jak zwykle na ulicach śródmieścia. Przeskakiwałem nad gołębiami walczącymi o okruszki i wymijałem biznesmenów w garniturach, z aktówkami w rękach. Dzień był dobijająco zwyczajny.

Aż nagle zobaczyłem JĄ.

Maleńka dziewczynka w wieku jakichś siedmiu lat tańczyła na środku chodnika. Miała na sobie ekstrawagancką bluzkę w indiańskim stylu i czarne legginsy, a wokół głowy latały jej czarne loczki, ścięte do ramion. Uśmiechała się jak szalona i kręciła w rytmie muzyki, której nie słyszał nikt inny.

Nie była tak dziwna, by o od razu przykuć wzrok. Wydawała się przeciętnym dzieckiem o nieco specyficznym guście. Jednak zwróciła moją uwagę z jednego bardzo prostego powodu - żaden inny człowiek jej nie dostrzegał.

Ona wirowała wokół przechodniów, śmiała im się w twarz i pokazywała język, a nikt nawet nie mrugnął. W pewnym momencie przebiegła nawet przed maską samochodu dostawczego, a kierowca ani na moment nie zmienił znudzonego wyrazu twarzy. Było to tak osobliwe, że od razu się zatrzymałem i uniosłem brwi.

Natychmiast wpadł na mnie ktoś idący z tyłu, więc odsunąłem się i grzecznie przeprosiłem, żeby potem z powrotem popatrzeć na nieznajomą.

Jednak już jej tam nie było.

Odruchowo rozejrzałem się wokół i omal nie dostałem zawału, gdy zobaczyłem jej zadarty nosek milimetry od swojego oka.

- Boże! - wrzasnąłem i cofnąłem się o krok.

Dziewczynka tylko uśmiechnęła się szeroko.

- Nie mów do siebie, bo ktoś może cię uznać za wariata.

Otworzyłem usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Nieznajoma roześmiała się perliście i zrobiła piruet, a potem zaczęła obiegać mnie radośnie. Próbowałem za nią nadążyć, ale jedynie zakręciło mi się w głowie, a kilka osób spojrzało na mnie dziwnie i przeszło na drugą stronę ulicy.

- Kim jesteś? - zapytałem i zrobiłem kolejny krok do tyłu. Oparłem się plecami o ścianę, więc nieznajoma straciła możliwość wirowania wokół mnie.

Wydęła usta z irytacją.

- Ty naprawdę mnie widzisz - mruknęła. - Niedobrze. Nie lubię wścibskich chłopców.

- Słucham? - Przycisnąłem się mocniej do budynku, a mój oddech przyśpieszył. Nagle to dziecko zaczęło mnie przerażać, mimo że byłem starszy i teoretycznie silniejszy.

- Mam dla ciebie wróżbę! - Dziewczynka zaklaskała wesoło. - Chcesz ją usłyszeć?

Od razu pomyślałem, że może dzięki temu uda mi się od niej uwolnić. Nie miałem czasu na takie zabawy, musiałem wracać do domu, wyprowadzić psa i nauczyć się do chemii, bo inaczej profesor Godlewski wstawiłby mi kolejną kosę.

Nauka KreatywnościOù les histoires vivent. Découvrez maintenant