Rozdział 1

3K 325 25
                                    


Kolejny weekend spędziłam leżąc w moim ukochanym łóżku, otoczona pustymi pudełkami po jedzeniu oraz z rozgrzanym laptopem na moich kolanach. Moja ciepła piżama w żyrafy była cała pomięta a włosy wcześniej związane w koka, już prawie całkowicie wylazły z gumki, z powrotem opadając mi na twarz. Okulary zsuwały mi się z nosa, ale nie widziałam potrzeby aby tego dnia zakładać soczewki. Tak spędzone dni były dla mnie naprawdę do zniesienia do puki się nie kończyły. Wtedy zazwyczaj zżerały mnie wyrzuty sumienia, że jak zawsze zmarnowałam cały weekend i nie zrobiłam nic pożytecznego.
Tyle że dzisiaj nie skupiałam się nawet na oglądanym serialu. Cały czas rozmyślałam w jaki sposób mogę zbliżyć się do chłopaka, który jest zdecydowanie poza moją ligą. Miesiąc to zdecydowanie zbyt mało czasu, żebym tego dokonała. W dodatku Alec, który myślałam, że będzie mnie wspierał, po usłyszeniu całej tej historii nie mógł przestać się śmiać i chwila dłużej, a pomyślałabym że udusi się przez własne łzy. I mimo że po dłuższym błaganiu obiecał mi pomóc, nadal nie wierzyłam w to, że się uda.
Historia jak z typowego filmu. Byłam średnio atrakcyjną dziewczyną. Moje brązowe włosy sięgały trochę za łopatki i były dziwnie pokręcone, szare oczy często się świeciły, a nos przekułam kiedyś w akcie młodzieńczego buntu. Miałam biust poniżej normy, płaski tyłek i jedyne czym mogłam się pochwalić to dosyć długie nogi, patrząc na mój niski wzrost. W dodatku nie przepadałam za sportem i unikałam wf-u jak ognia, co było zupełnym przeciwieństwem Ashtona. W zasadzie mieliśmy bardzo mało wspólnego, on był lubianym dzieciakiem, a ja pokręconą niewidzialną dziewczyną, Ashton lubił przedmioty ścisłe, a ja miałam z nimi ogromne kłopoty, chłopak dosyć często chodził na imprezy, a ja zazwyczaj puszczałam sobie głośno muzykę w domu i rzucałam się po pokoju myśląc, że dosyć dobrze tańczę. Co nas łączyło? Nie miałam pojęcia, może Green Day, którego oboje bardzo lubiliśmy i niechęć do pani Whistle, nauczycielki etyki.
Westchnęłam głośno, ściągając laptopa z moich kolan. Jedzenie mi się skończyło, a ja wyjątkowo miałam ochotę na ciastka. Szurając więc nogami o podłogę zeszłam na dół, gdzie mama siedziała przy stole kuchennym i czytała gazetę. Otwierałam każdą szafkę po kolei, za każdym razem jęcząc z niezadowolenia.
- Mamo - Mruknęłam - Ciastka wyszły.
Moja rodzicielka westchnęła teatralnie, robiąc łyk swojej kawy i spojrzała na mnie z politowaniem.
- To idź i sobie kup - Czy istniało na świecie coś piękniejszego niż wsparcie własnej rodziny? Nie wiedziałam, kochałam moją mamę ale czasami odnosiłam wrażenie, że nie do końca się rozumiemy. Może byłam adoptowana? Gdy moi rodzice w każdy piątek wieczorem, wychodzili biegać, ja udawałam że niezwykle źle się czuję, byleby tylko nie musieć wykonywać żadnego wysiłku fizycznego. W restauracji zawsze zamawiali jakieś wykwintne potrawy, co chwila próbując czegoś nowego, kiedy ja zawsze zostawałam przy tych samych kilku daniach.
- Ale kiedy mi się nie chce, jest zimno i pada, i... - Zaczęłam marudzić, chcąc wziąć ją na litość. Naprawdę chciałam te ciastka.
- Możesz zabrać samochód - Oznajmiła, wracając do czytania gazety. Wiedziałam już, że jestem na straconej pozycji więc mrucząc coś pod nosem chwyciłam kluczki i udałam się do przed pokoju. Nie miałam ochoty nawet się przebierać, w końcu nie jadę na żadne spotkanie i tylko wejdę do sklepu, wezmę ciastka, zapłacę i wyjdę.
Wciągnęłam na nogi moje trampki, a na ramiona zarzuciłam oliwkową cienką kurtkę i wyszłam z domu. Na zewnątrz było naprawdę nie przyjemnie, więc podciągnęłam kołnierz do góry i truchtem pobiegłam do auta. Od razu odpaliłam ogrzewanie, włączając jedną z moich ulubionych płyt Good Charlotte.
- Dla ciastek - Szepnęłam sama do siebie i odpaliłam samochód, wyjeżdżając z podjazdu. Dziękowałam sobie w duchu że zdecydowałam się zrobić prawo jazdy, bo na początku rękami i nogami broniłam się od tego egzaminu.
Sprawę w sklepie załatwiłam naprawdę szybko, o dziwo nie było nawet kolejki i spokojnie mogłam wrócić do ciepłego samochodu. Ułożyłam pudełko na siedzeniu pasażera i wyjąc do Girls&Boys, wyjechałam na drogę. Było naprawdę ciemno i ślisko, przez co jechałam zdecydowanie za wolno, ale nie czułam się jeszcze zbyt pewnie za kółkiem, zresztą podejrzewałam że nigdy nie będę. W dodatku deszcz nie dawał za wygraną w ciężkim starciu z moimi wycieraczkami, które już ledwo dawały sobie rade.
- Girls don't like boys, girls like cars and money, Boys will laugh at girls when... O MATKO! - Pisnęłam głośno, wytężając wzrok. Czarne obcisłe spodnie, blond kręcone włosy oraz charakterystyczna skórzana kurtka. To musiał być on. Ashton Irwin całkowicie mokry przez spadający z nieba deszcz. Wzięłam głęboki wdech. To była moja szansa.
Gdy byłam wystarczająco blisko chłopaka, otworzyłam okno. Krople deszczu od razu wdarły się do środka, ale nie poddawałam się.
- Uhm, Ashton! Hej! - Krzyknęłam. Chłopak na początku mnie nie usłyszał, ale w końcu ze zmarszczonym nosem spojrzał w moją stronę - Podwieźć cię?
Przez chwilę tak po prostu wpatrywał się w mnie, zapewne chcąc przypomnieć sobie czy mnie zna, ale chwilę później jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech, przez który prawie zapomniałam o tak prostej czynności jak oddychanie. Ashton przebiegł przez ulicę i wcisnął się na miejsce pasażera, ówcześnie zabierając stamtąd moje ukochane ciastka.
- Dzięki... uhm Aspen prawda? - Podrapał się niezręcznie po karku, a ja nie wiedząc co zrobić po prostu lekko kiwnęłam głową. Więc wiedział jak się nazywam. W środku eksplodowałam, mimo że na zewnątrz starałam się zachować tak jak przystało.
Na moment zapadła cisza, zakłócana jedynie muzyką z radia. Nie mogłam uwierzyć w to co się działo. Od ponad roku wprost błagałam o sytuację taką jak ta, wyobrażając sobie wszystkie tematy jakie mogłabym poruszyć. A gdy wreszcie to nastąpiło, siedziałam jak kołek bojąc się odezwać. Czułam się onieśmielona i zwykłe przełknięcie śliny przychodziło mi z ogromnym trudem.
- Hej, czy to Good Charlotte? - Ashton podniósł się na siedzeniu, i lekko pogłośnił sprzęt. Cały czas się uśmiechał, a jego dołeczki aż błagały o więcej uwagi - Uwielbiam ich!
- Naprawdę? - Pisnęłam, na co Ashton zaśmiał się cicho. Odkaszlnęłam starając się przywrócić mój głos do normy oraz opanować moje czerwieniące się policzki.
- Tak, pierwszy koncert na jakim byłem to właśnie Good Charlotte. Nie wiedziałem, że ich słuchasz.
Pomyślałam o tym, że to najdłuższe zdanie jakie Ashton Irwin kiedykolwiek do mnie powiedział. I wcale nie pytał o zadanie z angielskiego, o numer sali w której jego koledzy mają lekcje czy o cokolwiek innego związanego ze szkołą. Po prostu ze mną rozmawiał.
- Uhm mój tata jest ich fanem i trochę mnie tym zaraził - Wzruszyłam ramionami, skręcając na zakręcie. Pociły mi się ręce a serce biło zdecydowanie za szybko.
Kiwnął głową na znak, że rozumie, a ja otwarłam szerzej oczy bojąc się, że to już koniec naszej rozmowy. Nie, nie, nie, nie, proszę nie.
- Więc czemu chodziłeś wieczorem w deszczu? - Rzuciłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. To pytanie zabrzmiało bardzo dziwnie, a moje policzki już piekły z przypływającego gorąca.
Irwin znowu cicho się zaśmiał.
- Czasami lubię chodzić w deszczu, takie hobby - Wyjaśnił, wprawiając mnie w jeszcze większe zakłopotanie - A tak naprawdę, to kilka dni temu zepsuł mi się samochód i jestem skazany na komunikację miejską.
Podjechaliśmy pod dom Ashtona i chyba byłam mu wdzięczna za to, że nie zapytał skąd wiedziałam gdzie mieszka. Wiedziałam o nim znacznie więcej, jak to że ma dwójkę rodzeństwa, czy to, że jego rodzice rozwiedli się parę lat temu i mieszkał tylko z mamą.
- Dzięki za podwózkę - Rzucił otwierając drzwi. Gdy miał je zamykać, zatrzymał się i popatrzył na mnie chwile, uśmiechając się szeroko - Przy okazji, fajne spodnie Aspen.
Zatrzasnął drzwi, a ja automatycznie spojrzałam w dół.
- No nie - Jęknęłam, opierając głowę o kierownicę. Pieprzone żyrafy. Pieprzone ciastka. Cudowny Ashton Irwin.

Kłamczucha | a.i.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz