Rozdział 7

2K 300 24
                                    


Poprawiłam koszulkę i rozejrzałam się dookoła. Nasza szkoła co roku organizowała piknik ekologiczny dla dzieci z pobliskiego sierocińca, było tam pełno dmuchanych zjeżdżalni, gier terenowych czy innych atrakcji, co było dobrym z pożytecznym. Niestety w tym roku pogoda zbytnio nam nie dopisała i już w połowie października, temperatury były dosyć niskie, dlatego też cała impreza musiała się przenieść do środka.

Zielono białe balony rozwieszone były prawie w całej szkole, a w Sali gimnastycznej, gdzie odbywała się główna część pikniku, było pełno uczniów oraz dzieci pod opieką ich nauczycieli i wychowawców. Nasza szkoła starała się, aby wszystko wypadło idealnie, tym dzieciakom należała się chociaż chwila radości. W tle grała przyjemna, zabawna muzyka, a na stolikach leżało pełno kolorowego jedzenia.

Razem z Alecem nie byliśmy przypisani do niczego konkretnego, ale obecność na pikniku podnosiła ocenę z zachowania oraz zwalniała z jednego z obowiązkowych do zrobienia projektów. Dlatego też, w białych podkoszulkach z hasłem przewodnim imprezy, chodziliśmy tam i z powrotem, pytając czy mamy w czymś pomóc.

- Mam dość – Alec sapnął, opierając się o stolik z napojami i gdy nikt nie patrzył, gwizdnął kubeczek z sokiem jabłkowym i duszkiem pochłonął całą zawartość – W ogóle nie jesteśmy tu potrzebni.

- Nie marudź tak – Szturchnęłam go lekko, na co objął mnie ramieniem. Wtuliłam się delikatnie w jego ramię, ale gdy tylko minęła nas jakaś ładna blondynka, Alec szybko mnie od siebie odepchnął i udając, że mnie nie zna, pomachał tej dziewczynie. Możliwe, że jeszcze parę lat temu bym się zdenerwowała, teraz po prostu ciężko westchnęłam. Palant.

- Okay, ja się tu nie przydam więc spieprzam do domu – Zaczął – Ale ty Aspen, masz cudowną okazję żeby podejść do Ashtona Irwina i pomóc mu rozdawać cukierki tym małym dzieciom.

Podążyłam wzrokiem za jego ręką i wciągnęłam powietrze. Rzeczywiście, chłopak wyglądał jakby dzieci go osaczyły a on mimo wesołego i naprawdę szerokiego uśmiechu, ledwo dawał sobie radę. Czy chciałam do niego podejść? Bardzo, ale nie chciałam też, aby Ashton pomyślał że jestem nachalna. I gdyby nie mocne popchnięcie Aleca, stałabym tam jak ostatnia oferma wpatrując się w profil Irwina.

Odwróciłam się jeszcze w stronę przyjaciela, na co posłał mi szeroki uśmiech i podniósł do góry dwa kciuki. Okej Aspen, dasz radę.

- Uhm, cześć Ash...ton – O matko, no i już zepsułam. Przecież nie byłam na takim etapie znajomości z chłopakiem, żeby zdrabniać jego imię. A co jak tego nie lubił? – Potrzebujesz może pomocy?

Blondyn uniósł głowę do góry, podnosząc się do pozycji stojącej po czym ogarnął wzrokiem nie kończącą się gromadkę roześmianych i piszczących dzieciaków.

- O rany, tak – Przetarł twarz dłońmi i wręczył mi do rąk koszyk z cukierkami, a sam odszedł kawałek, biorąc ze stoiska kolejny. Podszedł naprawdę blisko mnie, po czym lekko się schylił nachylając nade mną – Nie żebym narzekał, ale te dzieci to potwory. Zrobią wszystko dla cukierków.

Zaśmiałam się cicho, delikatnie kręcąc głową.

Piknik trwał jeszcze trzy godziny, a my z Ashtonem już do jego zakończenia pracowaliśmy razem. Zabawialiśmy dzieci, zadając im łatwe do odgadnięcia zagadki, a w nagrodę wręczaliśmy cukierki. Ashton próbował nawet robić zwierzątka z balonów, ale jego umiejętności manualne kończyły się na nie do końca nadmuchanym wężu. Każdą jego kolejną próbę komentowałam śmiechem, bo wyglądało jakby naprawdę się starał. I jeśli kiedykolwiek mówiłam, że Ashton Irwin to najsłodsza istota na ziemi, tak teraz chłopak całkowicie przekroczył tę skalę.

Kłamczucha | a.i.Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin