Rozdział 10

2.1K 294 47
                                    

Dwadzieścia minut przed godziną dziewiątą, obładowana trzy kilowym statywem oraz niewiele lżejszym aparatem, dosłownie wytoczyłam się z samochodu mamy, z ledwością zatrzaskując za sobą drzwi. Odstawiłam bagaże na chodnik, naciągając moją cienką Beanie na głowę, po czym opuściłam rękawy czarnego płaszczyka. Może nie było jakoś przeraźliwie zimno, ale mogłam odczuć to, że zima zbliża się wielkimi krokami.

Chłopców z drużyny nie było jeszcze w umówionym miejscu, ale podejrzewałam, że to dlatego iż mieli odbyć jakieś spotkanie strategiczne z trenerem. Autobusy już stały na parkingu i co prawda mogłabym wejść do jednego z nich i się ogrzać, ale nie miałam pojęcia do którego. Oba były średniej wielkości i jechały na zawody.

Potarłam swoje ramiona, wypuszczając z ust kłębek pary. Cudownie. Modliłam się tylko aby bateria w aparacie nie padła na takim zimnie, bo zapomniałam zabrać zapasową, a nie chciałam zawieźć trenera ani chłopców, a przede wszystkim, nie chciałam zawieźć Ashtona.

Zamarzniętymi dłońmi wyciągnęłam z kieszeni telefon, sprawdzając godzinę. Powinni tu już być.

Nim się obejrzałam, ze szkoły wyszła grupa szczupłych dziewczyn, które roześmiane trzymały w dłoniach małe torby. Weszły do pierwszego autobusu, głośno między sobą plotkując. Cherleederki. Za nimi wyłoniła się mała gromadka wysokich chłopców, wśród których zauważyłam Ashtona oraz Luke'a.

Złapałam za mój sprzęt i odwróciłam się w ich kierunku.

- Cześć Aspen! – Luke krzyknął stojąc obok mnie, po czym szybko objął mnie ramionami i wszedł do autobusu, zostawiając mnie z Irwinem.

-Hej – Mruknęłam, uciekając spojrzeniem w bok. Ashton stał naprawdę blisko i nie tyle co krępowała mnie jego obecność, co wysoki wzrost i to jak nade mną górował – Chciałam się tylko zameldować i chyba powinnam iść do autobusu.

Wskazałam ręką na pojazd gdzie wsiadła reszta dziewczyn, bardzo powoli ruszając w tamtą stronę.

- Aspen ty sobie żartujesz – Zaśmiał się i dosłownie wyrwał torby z moich rąk – Ty jedziesz z nami.

Nie czekając na moją reakcję, wsiadł do autobusu, co może i wyszło mi na dobre, bo porządnie się zarumieniłam. Wdrapałam się do środka, rozglądając się dokoła. Autobus, a raczej bus, nie był duży, rzekłabym nawet że idealny dla drużyny i kilku zawodników rezerwowych. Pojazd ruszył gwałtownie, przez co zachwiałam się mimowolnie idąc kilka kroków w przód. Miałam zamiar zaszyć się gdzieś na pierwszych siedzeniach i w spokoju przeczekać tę półgodzinną jazdę, ale życie to nie koncert życzeń i rzadko dostajemy to, czego chcemy.

- Aspen! – Ręka Luke'a wystrzeliła do góry zza tylnych siedzeń – Ashton zajął ci miejsce, siadaj z nami!

Kiwnęłam lekko głową, chowając twarz głębiej w mój szalik. Zajęłam miejsce między Hemmingsem oraz Brianem, którego dane mi było poznać niecały rok temu. Był wysokim szatynem, o lekko latynoskiej urodzie, ale zapewne jak połowa tej szkoły, był naprawdę przystojny.

Przez całą drogę przesiedziałam dosłownie z nosem w bluzie Luke'a lub twarzą za plecami Briana. Co chwila rzucali jakieś kompletnie obce mi tematy, a ich ruchy oraz to jak blisko byli, sprawiały że traciłam kontrolę nad własnym ciałem, a oni robili ze mną co chcieli.

Na szczęście podróż nie trwała długo i gdy tylko zaparkowaliśmy pod odpowiednią szkołą, wyskoczyłam z autobusu jako pierwsza.

Podążyłam za trenerem, który mimo tak groźnego wyglądu okazał się być całkiem miły.

Kłamczucha | a.i.Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang