Rozdział 6

2.1K 283 19
                                    

- Nienawidzę tego - Alec jęknął głośno, z hukiem odkładając swoją tacę z jedzeniem na stolik. Nie dziwiłam mu się, miałam podejrzenia, że stołówkowe mięso, obok prawdziwego mięsa nawet nie leżało i unikałam jedzenia go jak ognia. Jednak nasza szkoła była chyba fanem uprzykrzania uczniom życia i potrawy mięsne serwowane były praktycznie codziennie.
- I właśnie dlatego mam swój lunch - Wzruszyłam ramionami wyciągając z torby pudełeczko z sałatką i grzankami. Moja umowa z Alecem o robieniu mu jedzenia do szkoły wygasła idealnie wczoraj, na co miałam ochotę skakać do nieba i wyżej. Chłopak jako typowy przyjaciel, za każdym razem wybrzydzał i wymyślał coraz to dziwniejsze dania na jakie ma ochotę.
-Ugh - Alec zatopił widelec w potrawie, krzywiąc się gorzej niż przy jedzeniu cytryny - Chociaż tyle, że się nie rusza.
Westchnęłam z politowaniem na jego poczynania i odpakowałam mój lunch. Prawdę mówiąc, gdyby nie moja mama, byłabym skazana na te mięso podobne papki. Byłam zbyt leniwa, żeby samemu robić sobie jedzenie, a moja mama miała zbyt wielkie serce żeby pozostawić mnie na pastwę zatrucia pokarmowego.
Widziałam to błagalne spojrzenie w oczach Aleca, ale postanowiłam chociaż raz nie dać się złapać na jego maślane oczy.
Nagle Alec zmarszczył brwi, zaglądając za moje plecy.
- Nie odwracaj się Aspen - Mruknął - Ale kumple Ashtona właśnie na ciebie pokazują.
- Co?! - Pisnęłam i już miałam się odwrócić, gdy Alec pociągnął mnie za rękę, blokując jakiekolwiek większe ruchy.
- Chyba ci mówię „nie odwracaj się" - Wywrócił oczami, puszczając moje dłonie.
- Możesz mi powiedzieć, co dokładnie robią? - Zapytałam, w środku praktycznie wybuchając. Chciałam się odwrócić, o tak żeby zobaczyć czy Alec po raz kolejny nie robi sobie ze mnie żartów. Jednak postanowiłam mu zaufać i trzymać kciuki, że mówi prawdę. To znaczy miałam nadzieję, że to dobrze, że jego kumple na mnie pokazują. Bo przecież Ashton nie opowiadał im że się na niego gapię. Prawda?
- Więc - Zaczął chłopak - Szturchają Ashtona, on się śmieje i kręci głową, a oni pokazują na ciebie i dalej coś do niego mówią.
- Skąd wiesz, że na mnie?
- Nie no sory, to pewnie na mnie... - Prychnął, od razu się śmiejąc.
Przygryzłam kciuk, bijąc się z samą sobą. Naprawdę chciałam się odwrócić, chęć przekonania się o całym zdarzeniu na własnej oczy, była silniejsza ode mnie, ale z drugiej strony, Ashton już i tak zapewne myślał, że jestem dziwna i mam jakąś chorą obsesję na jego punkcie. A nie miałam... no przynajmniej on nie musiał o tym wiedzieć.
Jęknęłam głośno, przegrywając tę walkę i bardzo ostrożnie odwróciłam się w stronę stolika Ashtona. Właśnie w tym momencie, koledzy z jego drużyny mocno wypchnęli go z krzesła, a on zachwiał się przechodząc kilka kroków. Nie wyglądał na złego. Wręcz przeciwnie, zaśmiał się kręcąc głową, po czym odwrócił w kierunku stolika i idąc w naszą stronę, pokazał kumplom środkowy palec.
Pisnęłam cicho i wróciłam do grzebania w moim lunchu, licząc na to że Ashton wcale nie widział mojego wzroku i że wcale nie zmierza do naszego stolika.
- Cześć Aspen - Chłopak stanął nade mną, a ja z przerażoną twarzą spojrzałam na Aleca - Cześć Alec, będziesz miał coś przeciwko, jeśli porwę ci na chwilę towarzyszkę?
Zaczęłam delikatnie kręcić głową, żeby Alec się nie zgadzał. Nie byłam gotowa na samotne chwile z Irwinem. Mój strój nie wyglądał jak z wybiegu, moja twarz nie miała dzisiaj najlepszych dni, a moje włosy wołały o pomstę do nieba. Jednak mój przyjaciel z bożej łaski, uśmiechnął się szeroko, posyłając w moją stronę tryumfujące spojrzenie.
- Tylko zwróć ją w jednym kawałku - Odparł, wracając do mieszania swojego lunchu.
- Aspen? - Tym razem Ashton zwrócił się w moim kierunku, na co posłałam mu uśmiech, który miałam nadzieję, nie wyglądał tak sztucznie, jak mi się zdawało. Odsunęłam krzesło i wstałam, podążając za nim. Oddaliliśmy się w kąt stołówki, gdzie nie słyszało nas za wiele osób, a ja z nerwów wyciągnęłam prawie całą nitkę z mojego ukochanego swetra.
- Trochę głupio mi o to pytać - Irwin podrapał się po karku, uciekając wzrokiem, a ja pisałam w mojej głowie tysiące pięknych scenariuszy. Chciał mnie zaprosić na randkę?! O mój boże, czy Ashton Irwin naprawdę chciał mnie zaprosić na randkę?!
- Nie wygłupiaj się, dawaj - Ponagliłam go, szczerząc się prawdopodobnie gorzej niż przysłowiowy głupi do sera.
- Więc, jakoś tak wyszło, nawet nie wiem jak - Zaczął - Że... Ugh, po prostu chłopcy dowiedzieli się, że robisz serio fajne zdjęcia, a że trochę gadamy, to wypchnęli mnie żebym zapytał, czy nie chciałabyś zrobić nam kilku fotek na najbliższych zawodach.
Starałam się ukryć to, jak bardzo byłam zawiedziona. W rzeczywistości moje oczekiwania były zbyt duże, jednak nadzieja umiera ostatnia, czyż nie? Gdyby Alec mieszkał w moim mózgu, zapewne zaśmiałby się, że nadzieja matką głupich.
- Aspen?
- Uhm, tak, tak jasne - Uśmiechnęłam się - Kiedy gracie ten mecz?
- Za dwa tygodnie, wyślę ci dokładną datę. Super, że się zgodziłaś - Jego uśmiech był jak miód na moje poturbowane serce. Ashton dosłownie na sekundę otulił mnie swoimi ramionami, żeby zaraz potem rzucić krótkie „dziękuję, jesteś najlepsza" i odbiec do kolegów. Jego ostatnie słowa obijały się w mojej głowie tak długo, dopóki nie wróciłam do stolika.
- I co chciał Ashton? - Alec odezwał się z pełnymi ustami i już miałam mu opowiedzieć tę smutną historię, gdy uświadomiłam sobie fakt, że Alec nie zjadłby tej papki, która nazwana została lunchem...
- Czy ty... - Zaczęłam, ale jedno spojrzenie na moje pudełko z lunchem wystarczyło - Alec!
- No co?!
- Zeżarłeś moje jedzenie!
- Nic mi nie udowodnisz - Założył ręce na klatkę piersiową i oparł się o krzesło. Spojrzałam na niego, wzdychając głośno.
- Ubrudziłeś się sosem matole, sosem z mojej sałatki.
- Więc... jak poszło z Ashtonem? - No tak, typowy Alec, co złego to nie on.
- Sprytnie zmieniasz temat - Westchnęłam, zajmując moje poprzednie miejsce - Nijak, poprosił żebym robiła zdjęcia na następnych zawodach.
- To źle? - Zapytał, bez skrupułów wyjadając to, co zostało z mojego lunchu. Był facetem, faceci nie rozumieją takich rzeczy.
- Ani źle, ani dobrze - Wzruszyłam ramionami.
Bo tak właśnie było. Ani źle, ani dobrze. Cieszyłam się, że to właśnie mnie o to poprosili, mogłam się pokazać z dobrej strony, ale miałam aspiracje na coś o wiele większego. I gdyby nie goniący mnie czas, zapewne latałabym ze szczęścia. Trzy tygodnie. Westchnęłam. Będzie ciekawie.

Kłamczucha | a.i.Where stories live. Discover now