Rozdział 18

2.3K 265 23
                                    


Usłyszałam ciche szmery gdzieś w okolicy mojej głowy, ale nie dawałam za wygraną, ciągle uporczywie wtykając nos w pachnącą poduszkę.

Nie chciałam przerywać rozgrywających się w mojej głowie wspomnień w wczorajszej nocy. Bal. Może ominę całą serię moich przygotowań, przeplataną wiązanką przekleństw i tysiącem telefonów do Katy, prosząc ją o pomoc, a przejdę do ciekawszych elementów, jakimi był Ashton Irwin no i oczywiście bal. Blondyn odebrał mnie punktualnie, oczywiście wcześniej zdobywając serca moich rodziców, którzy nie szczędzili sobie żenujących historii z mojego życia. Na całe szczęście potem było już tylko lepiej. Weszliśmy do Sali, którą ku mojej uciesze, udało nam się uratować. Muzyka już cicho grała, a ludzie zajmowali swoje miejsca, czekając aż dyrektor oficjalnie rozpocznie zabawę. Na początku byłam odrobinę skrępowana, w końcu byłam na balu z Ashtonem, chłopakiem którego znał każdy i o ile ja mogłam się pochwalić swoim partnerem, tak on nie za bardzo miał czym. Nie chciałam przynieść mu wstydu, dlatego nie nalegałam na taniec czy inne okazjonalne czynności. Jednak Ashton był Ashtonem i jakby czytał mi w myślach, prosząc mnie do tańca już podczas pierwszej piosenki. Można by rzec, że prawie jako pierwsi wyszliśmy na parkiet, a to właśnie pierwszych i ostatnich się zapamiętuje. Co było potem? Ashton co chwila mnie rozśmieszał i w przerwie między tańcem, rzucał dowcipami na prawo i lewo, sprawiając, że prawie popłakałam się ze śmiechu. Był miły, czarujący, zabawny. Dokładnie taki, jakim zawsze go sobie wyobrażałam. I chyba dopiero czując jego dłonie na moich biodrach, patrząc prosto w oczy i kołysząc się do piosenki Aerosmith, zrozumiałam, że moje pewnego rodzaju marzenie się spełniło.

Bal skończył się koło pierwszej w nocy, ale mimo mojego fizycznego zmęczenia, psychicznie byłam pełna energii. Ashton nie odwiózł mnie do rodziców, stwierdził, że nie byłoby to ekonomicznym podejściem i mogę przecież zostać na noc u niego, a on sam prześpi się na kanapie. Nie miałam zbytnio siły żeby się sprzeczać, to prawda, ale spojrzenie Ashtona i tak mówiło, że on nie przyjmuje sprzeciwów, więc nawet nie próbowałam.

Jego mama już dawno spała, więc staraliśmy się jak najciszej dostać do pokoju chłopaka. Ashton cały czas trzymał mnie za rękę i może nie okazywałam tego zewnętrznie, ale byłam bardziej szczęśliwa, niż wtedy gdy na szóste urodziny dostałam lalkę, o której marzyłam prawie cały rok.

Bardzo długo później rozmawialiśmy, oparci o ścianę przy łóżku chłopaka i przykryci jego kołdrą. Opierałam głowę o ramię Ashtona, a on obejmował mnie ręką, przez co byliśmy naprawdę blisko.

No cóż, człowiek jednak potrzebuje snu, a ja nie byłabym w stanie bić rekordów Guinessa i w pewnym momencie po prostu zasnęłam. A może to Ashton poszedł spać pierwszy? To nie było tak ważne, bo jedyne o czym myślałam, to jak bardzo udany był ten wieczór i jak bardzo skręcało mnie w żołądku za każdym razem, gdy ruchy Irwina w stosunku do mnie były inne niż koleżeńskie.

Uśmiechnęłam się pod nosem, nadal tkwiąc w fazie półsnu. Było mi tak ciepło, przyjemnie, że było zbyt pięknie aby mogło trwać tak dłużej, bo już moment później poczułam jak coś ciężkiego dosłownie wtacza się na mój bok aby już tak zostać.

- Aspen, wstawaj - Może dla wyjaśnienia wspomnę tylko, że w skali moich priorytetów spanie zajmowało miejsce nie wiele gorsze niż jedzenie i niestety, lub przeciwnie, Ashton był zaraz za nimi. Dlatego też nawet jego lekko zachrypnięty głos o poranku, nie był wystarczającą motywacją abym wstała.

- Proszę, nie - Jęknęłam, nie tylko dlatego, że byłam wyjątkowo zaspana, ale chłopak nie należał do wyjątkowo lekkich.

- Mama zrobiła tosty i jajecznicę, trzeba uczcić to że w końcu przygotowała mi śniadanie.

Kłamczucha | a.i.Where stories live. Discover now