Rozdział 4

2.2K 285 29
                                    

Nadeszło piątkowe popołudnie. Już nie byłam umierającą osobą, jednak nadal nie czułam się wzorowo. Zdarzało się że kaszlałam i co moment pociągałam nosem, ale w porównaniu z wtorkowym stanem, byłam jak nowo narodzona. Dodatkowo znudziło mi się to uporczywe siedzenie w domu, a ilość moich seriali do obejrzenia zmniejszyła się do zera. Jednak nigdy nie przepadałam za maratonami filmowymi, w szczególności za tymi, które odbywały się w kinie, bo jedzenie było za drogie, fotele niewygodne a ja szybko robiłam się śpiąca, dlatego też rękami i nogami broniłam się od wyjścia w dzisiejszy wieczór razem z Alecem. Obiecałam mu, to prawda, ale nie przewidziałam tego, że moje zastałe przez cały tydzień kości, będą się buntować.

Po długich namowach oraz moich wielu nieudanych wymówkach, ubrana w gruby mięciutki sweter oraz zaopatrzona w torbę jedzenia, które miałam zamiar zgrabnie przemycić, siedziałam w samochodzie blondyna w drodze do kina. Temperatura nie była wysoka, a deszcz dodatkowo zniechęcał mnie do pozostania żywym do około szóstej nad ranem.

Alec odebrał nasze bilety, które kupił już dobre trzy tygodnie wcześniej i dokupując duży popcorn oraz colę, udaliśmy się do Sali aby zająć nasze miejsca, które nawiasem mówiąc były dosyć dobre, nie za wysoko, nie za nisko i w dodatku w samym środku rzędu.

- Nie mogłeś zabrać sobie jakiejś dziewczyny dzisiaj? - Zapytałam, starając się położyć torbę na ziemi w taki sposób, aby szeleściła jak najmniej. Średnio mi się to udało.

- Z tego co wiem to jesteś dziewczyną, powiedz mi jeśli się mylę - Wywróciłam oczami na jego słowa i usiadłam. Mimo że do początku maratonu zostało jeszcze pół godziny, osób było dosyć sporo. Przeklęłam pod nosem widząc dziewczynę, która zabrała ze sobą poduszkę, bo ja jak zawsze nie pomyślałam o tak prostej i praktycznej rzeczy. Z miną męczennika wydmuchałam nos, aby nie przeszkadzać innym podczas filmu i szczelnie opatuliłam się moim ukochanym swetrem, podkulając przy tym nogi na fotelu.

- Cześć Aspen, cześć Alec - Niespodziewanie rozbrzmiał nade mną jeden z moich ulubionych głosów, a ja z wrażenia kopnęłam nogą leżący na podłodze popcorn, który o mały włos się nie wysypał. Przymknęłam na chwilę powieki i boleśnie uszczypnęłam się w nadgarstek. To nie był sen.

- O Ashton! - Pisnęłam, automatycznie przeczesując ręką włosy. Boże, gdybym tylko wiedziała że tu będzie, na pewno starałabym się, żeby wyglądać lepiej - Co ty tutaj robisz?

- Pewnie przyszedł pograć w kosza - Alec prychnął za mną, a ja gdyby nie moje czerwone policzki, zapewne mroziłabym go wzrokiem. Znowu, gdy tylko Irwin pojawiał się w moim zasięgu, gadałam same głupoty.

- Okej przyszedłeś na maraton, to było głupie pytanie - Chłopak zaśmiał się cicho, ale nie wyglądał na zniechęconego czy odrzuconego - Zastanawia mnie tylko czemu sam.

- Jestem zdania, że do kina powinno chodzić się samemu. W końcu jesteś tu dla filmu, a nie dla rozmów - Wzruszył ramionami i wziął łyk swojego picia. - Oho, zaczyna się.

Światły zaczęły się ściemniać, a szepty momentalnie ucichły. Byłam rozdarta. Po słowach Ashtona wiedziałam, że ciche rozmowy nie wejdą w grę, jednak zostawały jeszcze całe dwie dwudziesto minutowe przerwy między filmami, które zamierzałam dobrze wykorzystać. Pytanie jakie sobie zadawałam było bardzo proste; jak miałam to zrobić? Musiałam działać. Ukradkiem wyciągnęłam telefon z kieszeni i wystukałam na nim wiadomość do Aleca.

Ja: Alec, cholera człowieku błagam cię, ZAMIEŃ SIĘ MIEJSCEM!

Usłyszałam ciche prychnięcie ze strony blondyna.

Alec: Chcesz siedzieć obok swojego kochasia huh?

Ja: Proszę, nie denerwuj mnie, nie dzisiaj.

Ja: Zamienisz się?

Alec: A co z tego będę miał?

Ja: Będę ci robić śniadania do szkoły przez tydzień!

Alec: Pamiętaj że nie lubię pomidorów!

- Uhm Aspen? - Powiedział trochę głośniej, specjalnie zwracając na siebie uwagę Ashtona. Przełknęłam głośno ślinę - Czy mogłabyś zamienić się ze mną miejscem? Siedzisz bliżej wyjścia a po takiej ilości Coli, będę pewnie często latał do łazienki.

- E tak, jasne - Kiwnęłam głową i szybko zamieniłam się z nim miejscami. Ashton posłał mi lekki uśmiech i wrócił wzrokiem na ekran, gdzie na razie kończyły się reklamy.

Już po pierwszym filmie moje powieki same się zamykały, a na przerwie prawie zasypiałam na stojąco i zamiast prowadzić żywą rozmowę z Ashtonem, ja opierałam się o Aleca starając się nie wywrócić. Takie maratony z całą pewnością nie były dla mnie, a już w szczególności nie w momencie, gdy byłam jeszcze nie do końca zdrowa. Co zabawne, gdy przyszło mi oglądać seriale do piątej nad ranem, robiłam to bez zmrużenia okiem.

- Ej Mała, nie zasypiaj - Rozbawiony głos Ashtona naprawdę mnie rozbudził. Przetarłam zaspane oczy i spojrzałam na niego. Chłopak podstawił mi pod nos jakiś napój energetyczny, który z podziękowaniem wzięłam i upiłam spory łyk - Czyli, że średnio ci się podoba co?

- To nie tak - Pokręciłam głową, gdy już wchodziliśmy z powrotem do naszej Sali. Było dosyć ciemno, a ja znajdowałam się w fazie „chwila dłużej i zasnę", więc prawie wywróciłam się na schodach - Chyba jeszcze do końca nie wyzdrowiałam.

Na potwierdzenie swoich słów kichnęłam cicho, od razu wykrzywiając twarz w grymasie. Nie znosiłam tego w jaki sposób kicham.

Światła zgasły całkowicie a ja starałam się skupić na trwającym filmie. Było to trudniejsze niż myślałam, bo co chwila gubiłam wątek i przyłapywałam się na tym, że ledwo kontaktuje. Nawet nie zorientowałam się, kiedy moja głowa oparła się o umięśnione ramię, a ja sama zasnęłam. Wydawało mi się jeszcze, jak ktoś kładzie na mnie coś na kształt kurtki i odgarnia moje jak zwykle nie ułożone włosy z czoła. Potem był już tylko błogi sen.

CjIt��C>eE

Kłamczucha | a.i.حيث تعيش القصص. اكتشف الآن