11. Pastereczka.

801 111 10
                                    

Dłońmi desperacko starałam się wygładzić śliski i naelektryzowany materiał na swoich biodrach, jęcząc cicho pod nosem kolejny stek przekleństw. Ledwie zdążyłam wyprostować swoją sylwetkę, a zasłona przebieralni, w której się znajdowałam, odsłoniła się za mną z głośnym szelestem, na chwilę oślepiając mnie blaskiem słońca wpływającym do pomieszczenia przez wielkie wykuszowe okna. Poczułam się naga i obnażona przed tłumem zebranym przed przebieralni. Siedzieli wygodnie na skórzanej, białej kanapie. Dół paskudnej sukni, którą miałam na sobie po raz setny podwinął mi się do góry i nie było siły na tym świecie, by było inaczej. Cholerna elektrostatyka.

Podniosłam wzrok na zebranych i przygryzłam wargę zdenerwowana. Ed ukrył śmiech w spontanicznym kasztu, patrząc na mnie jak na nieboskie stworzenie. Stella i jej najlepsza przyjaciółka - Victoria zmierzyły moją sylwetkę z góry na dół marszcząc mocno brwi, a matka Harrego (tak, brała udział w tym przedstawieniu) wypuściła powietrze ze świstem ze swoich płuc. Była załamana.

- Tak nie może być! - zawołała oburzona. Zanim się obejrzałam, podniosła się ze swojego miejsca i podeszła do mnie szybko, by wraz z organizatorką ślubną, szarpać za moją suknię. Siłą ściągnęły jej brzeg w dół i zrobiły krok do tyłu. Po raz kolejny spojrzały na mnie tak jakoś...strasznie.

- Nie ten fason. Ramiona wyglądają na zbyt szerokie, a uda na zbyt masywne.

Matka Harrego jedynie zacmokała z dezaprobatą.

- Żeby w takim wieku mieć taką figurę. Strasznie się zaniedbałaś.

- Noszę 10. To rozmiar większości kobiet – powiedziałam przez zęby, a kobieta posłała mi ostrzegawcze spojrzenie.

- Ale ty nie jesteś większością kobiet, prawda? Brakiem swojej silnej woli i łakomstwem pozbawiasz swoją ukochaną siostrę wymarzonego ślubu. Nie możesz zmieścić się w żadną z sukienek, które dla ciebie wybrałyśmy - musiałam na chwilę zamknąć oczy i nabrać głębokiego wdechu by nie rzucić się na stojącą przede mną kobietę z pazurami. Przysięgam, że miałam ochotę temu babsztylowi wydrapać oczy. Stojąca obok mnie młoda dziewczyna, której zawodem było pilnowanie, by teściowa wraz z siostrą Panny Młodej się nie pozabijały, wskoczyła między nas.

- Wiedziałyście, że nie jestem tak szczupła jak Stella! – zawołałam coraz bardziej wyprowadzona z równowagi. - Przekazałam Pani swoje wymiary - rzuciłam z wyrzutem w stronę organizatorki. Spłonęła gorącym rumieńcem. Jej wzrok niemalże błagał mnie o litość. Już wiedziałam kto zdecydował się na poniżanie mnie publicznie. Victoria patrzyła na mnie zza pleców matki Harrego z chytrym uśmiechem. To ta wiedźma musiała zaproponować mniejszy rozmiar. Pewnie dlatego, że była cholernym chodzącym Aniołkiem Victoria's Secret.

- Jakoś mnie to nie zaskakuje – wysyczała matka miłości mojego życia. - Zawsze musi być ta gorsza siostra – zamarłam w bezruchu zszokowana jej prostolinijnością. Ed poderwał się z kanapy równocześnie ze Stellą. Jednak to moja siostra odezwała się jako pierwsza. Choć jej ton był spokojny, wiedziałam, że i ona zaczęła tracić cierpliwość.

- Pani Bellafort myślę, że zamiast obrażać się nawzajem, powinniśmy po prostu poprosić o nową sukienkę – patrzyła na nas twardo, niemo prosząc mnie samą bym nie wszczynała kłótni. Nawet przestałam mieć na to ochotę. Czułam się na to zbyt poniżona. Ed za to zaczął krążyć po pokoju głośno tupiąc, w ten sposób starając się wyładować swoją złość. Matka Harrego na nowo spoczęła na kanapie, obciągając swój uroczy, błękitny komplecik, idealnie wypielęgnowanymi dłońmi. Blond jej włosów raz po raz oślepiał mnie w świetle rzucanym na nas przez słońce. Jej włosy w jego blasku wyglądały niczym aureola, a ona sama jak anioł, który zdecydował nie starzeć się z godnością. Gdyby chociaż była takiego rodzaju aniołem. Ale nie. Była jedynie jadowita, zepsuta i rozkapryszona. Botox wstrzyknięty w jej twarzy blokował idealnie jej emocje. I byłam za to wdzięczna. Miałam już dość jej pogardy. Victoria podniosła się ze swojego miejsca i odrzuciła ze swojej twarzy kotarę pięknych, lśniących, czarnych włosów. Jej czerwona sukienka wyglądała na niej oszałamiająco. Była przytłaczająco piękna. Szkoda, że jej charakter przegrał z jej pięknem zewnętrznym. Była fałszywa. Okrutna i zawistna. Stella nie miała o tym pojęcia, bo przy niej nigdy nie pokazała swojej prawdziwej twarzy. Uśmiechnęła się do mnie szeroko, ale uśmiech nie obejmował jej oczu. 

GOOD ENOUGHWhere stories live. Discover now