zgorszenie poruszenie

4.1K 455 39
                                    


Dostałem leki i zjadłem śniadanie. Nie chciałem jechać do domu. Żyjąc nadzieją na to, że uda mi się tego powrotu uniknąć, poszedłem do świetlicy i udawałem. Udawałem, że dobrze się bawię.

A w istocie grałem w tenisa [penisa, hehe] stołowego i chciałem umrzeć. A kiedy ujrzałem swoją ciotkę, chciałem umrzeć jeszcze bardziej i jeszcze szybciej. Ani trochę się nie zmieniła od naszego ostatniego spotkania i wyglądała zupełnie jak ktoś, kto znalazł sobie kolejnego faceta ze skłonnościami do przemocy domowej.

Ciotka była chuda i nie miała w zwyczaju poprawiać swojej urody makijażem. Chyba wychodziła z założenia, że z gówna tortu nie ulepisz.

Stała i patrzyła na mnie tymi swoimi załzawionymi oczami, a ja nie wiedziałem, co przeciętny człowiek o zdrowych zmysłach zrobiłby w podobnej sytuacji. Podszedłem do niej bliżej i spytałem, jak miewa się jej pies po kastracji. Nie była gotowa na pytanie o takiej treści i chyba dlatego nie otrzymałem odpowiedzi. I muszę wam powiedzieć, że do dziś zastanawiam się, jak się miewał.

Stałem się starym zgredem z wypaczonym poglądem na relacje międzyludzkie, więc w dupie miałem fakt, że ciotka tamtego dnia bardzo się starała i zadbała o najmniejsze szczegóły. Na samą myśl o powrocie dostawałem drgawek . Ta patologia przeraża mnie. Boję się tej hipokryzji.

Hihihitler, hihihipokryzja [śmiech].

Kiedy udało jej się wyprowadzić mnie ze szpitala, pojechaliśmy taksówką na dworzec.

Na dworcu kupiła mi ciastko i spytała, jak się czuję. A ja odpowiedziałem, że czuję się zupełnie tak, jak jej jebany pies po kastracji. Byłem metafizycznym psem po kastracji, któremu zamiast kutasa obcięto głowę i wypruto serce.

A wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ten jej pies zdechł. Stosownego porównania użyłem, nie?

Ciotka poszła na peron. Wlokłem się za nią. Szedłem i nie umiałem wziąć się w garść.

Istny armakurwagedon. Wszystkie dworce są takie same. Tacy sami są też ci cholerni ludzie, którzy całują innych ludzi, wsiadają do pociągu i patrzą na świat zza brudnych firanek. Lepiej myślę niż piszę. Bo kiedy myślę, w moim chorym mózgu zachodzą przeróżne procesy i jednocześnie wyobrażam sobie dworzec bez przygnębiającej atmosfery smutku. A czasem kreuję we łbie łysych ludzi w płomieniach, moją ciotkę nago, wykastrowanego psa, wizję idealnego życia i elektron dążący do uzyskania oktetu. Czy tylko ja jestem przez kogoś mordowany? Szaleństwo ludzi normalnych podnieca mnie. Nie wiem.

Nieee wiem nic [śmiech].

A jeśli piszę to, moi drodzy, zwracam uwagę na szczegóły. I dlatego napiszę wam o chłopaku, który do mnie podszedł. Szczegółem było to, że podszedł. A nieszczegółem to, że miał źrenice nieludzkich rozmiarów, przekrwione oczy, zdrapane kolano i to, że ciotka wcale nie chciała go widzieć. Tak naprawdę było na odwrót. Poprosił mnie o pieniądze, bo rzekomo został okradziony i nie miał za co wrócić do domu. Dałem mu dwadzieścia złotych na heroinę.

Bo kiedy ją kupi, będzie w domu. W swoim jebanym, ćpuńskim świecie, w którym od dawna powinien być. Wróci tam.

Ciotka wyglądała na złą. Przyjechał pociąg. Zająłem miejsce siedzące, zamówiłem kawę i jechałem. Świat zza tych mokrych szyb wyglądał na cholernie wrogi. Symptom najbardziej srogiego upadku. Materia. Ta materia.

Ta, kurwa, materia. Jedynym dowodem na istnienie materii jest czas, a nie dotknięcie własnej ręki. Czas. W pociągu wyciągnąłem jakiś erotyczny magazyn, który kupiłem na dworcu za 7 złotych i 99 groszy. Zacząłem przyglądać się modelkom, a ciotka zaczęła przyglądać się mnie. Wręcz czułem na ciele jej perfidny i ciężki, przeszywający wzrok. W jej oczach byłem dewiantem, pierdolonym frustratem seksualnym. A to świadczy jedynie o niej samej. To ona myśli o seksie, kiedy patrzy na modelkę i dlatego podejrzewa mnie o podobnie perwersyjne myśli. A prawda jest taka, że patrzę na modelki tak samo, jak patrzę na śmietniki. Sądzę, że można dużo do nich włożyć, ale i tak nie mam zamiaru się z nimi ruchać.

mainstreamowe opowiadanie o szaleńcachWhere stories live. Discover now