chapter 8

86 13 4
                                    

Konnichiwa~! ^^ Po tak cholernie długiej przerwie witam Was z nowym rozdziałem w rączkach. Jak już wspomniałem w 'NEKO~' ochota na napisanie kolejnego rozdziału do 'Mondai' w końcu u mnie zawitała. No cóż, artblock jest uczuciem okrutnym i często nie pozwala mi na wyduszenie z siebie choć jednego nędznego zdania. :/ Jednak pocieszeniem jest fakt, że mój wiewiórczy musk powoli odzyskuje wolność (czyt. zdolność do myślenia xD). Dobra, żeby więcej nie przedłużać! Serdecznie zapraszam do czytania :3

     Nie mogłem się pozbierać. Tak bardzo płakałem, ogarnięty ciepłem dziewczyny, w jej ramionach coraz bardziej pogrążałem się w rozpaczy. Moja głowa była pusta, krążyła po niej jedynie myśl 'dlaczego ja..?'. Wiedziałem, że co bym nie zrobił, kogo bym nie pytał i tak nie dostanę odpowiedzi na to pytanie. Może los uznał, że zasłużyłem na taki obrót sprawy? Tego nie wiedziałem, za to byłem pewien jednej rzeczy, sprawcą tego całego wypadku był Mika.

     Jasnowłosa za moim pozwoleniem powiadomiła Shizuo o całym zajściu, czekaliśmy na niego w szpitalnej poczekalni. Nie wiem ile tam siedzieliśmy, ale nadal nie mogłem opanować łez. Grzywka przysłoniła moje zaczerwienione oczy, siedziałem skulony na krzesełku. Chciałem znaleźć się w domu. Tego dnia znienawidziłem to miejsce. Przypominało mi zdarzenie, które sprawiało mi mocniejszy ból niż przez wszystkie poprzednie lata. Miałem okropne myśli, jednak gdy już chciałem coś zrobić, przed oczami miałem obraz naszej 'rodzinnej fotografii, którą zrobiliśmy jakiś czas temu. Ja, Shizuo, mój tata, Yuko, Nukka.. nawett Yuuki. To oni właśnie stanowili blokadę. Wiedziałem, że dla ich dobra muszę żyć, muszę być silny.

     Zjawił się mój wybawca, książę, który zabierze mnie z tego okrutnego miejsca. Podczas wyczekiwania mój smutek powoli przeradzał się w złość. Z każdą minutą coraz mocniejszą, rosnącą w siłę nienawiść do sprawcy. Do zabójcy.
Shizuo wbiegł do budynku jakby przed czymś uciekał. Przez chwile błądził wzrokiem, lecz gdy nasze spojrzenia się spotkały w zaledwie chwilę znalazł się obok mnie.

- Takashi... jak sie czujesz ? - powiedział przytulając mnie do siebie. Gdy poczułem jego czule oplatające mnie ramiona, miałem ochotę rozpłakać się na nowo.

- Shi~chan... - wydusiłem jedynie przez łzy. Schowałem twarz między faudami materiału jego miękkiej bluzy i zacząłem płakać. Czułem jego słodki zapach, który po krótkiej chwili zdołał mnie uspokoić.

- Idź do samochodu, zaraz tam przyjdę, dobrze? - powiedział ocierając moje ostatnie łzy. Zrobiłem tak jak kazał. Jednak przed tym pożegnałem sie jeszcze z Miyuki, dziękując jej za wszystko. Wspierała mnie, za to byłem jej wdzięczny, mimo, że nawet sie nie znaliśmy.

     Siedziałem w samochodzie czekając na mojego partnera. Na parkingu nieopodal naszego pojazdu zauważyłem doskonale znane mi auto. Chwile patrzyłem w tamtą strone, tak jak sie spodziewałem, ze środka wysiadła zapłakana Yuko. Długo nie myśląc również wysiadłem. Widząc mnie rozpłakała się jeszcze bardziej. Podszedłem do dziewczyny i czule ją przytuliłem. Wiedziała co sie stało, przeczuwała, ze nim dojedzie z pracy będzie już za późno. Staliśmy wtuleni w siebie cicho szlochając.
Niedługo potem dołączył do nas Shizuo. Widząc nas również nas objął. Ludzie przechodzący koło nas patrzyli w naszą stronę, zależnie od człowieka, raz było to spojrzenie przesiąknięte współczuciem, a w innych przypadkach.. po prostu, wzrok wyrażający dosłowne 'Eee...?'. Nie obchodziło nas to, wtedy mieliśmy własne zmartwienia.

        Jechaliśmy własnie do domu. Załamana Yuko pojechała do swoich rodziców, nie chciałem ciągnąć jej do nas. Był wczesny ranek, słońce już niemalże całkowicie ukazało swe oblicze. Spoglądałem za okno, obserwowałem jak delikatne promienie przedostają się przez gałęzie. Wciąż jeszcze płakałem, co jakiś czas ocierałem pojedyncze słone łzy. Shi~chan trzymał mnie za rękę. Jak zawsze jego dłonie były tak przyjemnie ciepłe, kochałem jego miękki dotyk.

- Chcesz to załatwić? - zapytał nagle, zmniejszając nieco prędkość samochodu.

- Co? O czym Ty mówisz? - spojrzałem na niego lekko zdziwiony.

- Wiem, że chcesz się na nim zemścić. Jak Ty tego nie zrobisz, to ja to zrobie. - odrzekł stanowczo.

     Podjechaliśmy pod dom tego cholernika. Bez większego namysłu weszliśmy do środka. Sam gospodarz otworzył nam drzwi. Zapowiadała się ciekawa rozmowa. Usiedliśmy na ogromnej czarnej skórzanej kanapie. Była tak miękka, że można było w niej utonąć.
Wnętrze było pięknie urządzone. Mnóstwo drogich, luksusowych mebli, od groma cudownych obrazów. Dziwnie mi się tam siedziało, ale musiałem wytrzymać. Shizuo miał jakiś plan, którego nie znałem.

     Na początku zaczęliśmy normalną rozmowę, jak to się czasem mówi, tak o wszystkim i o niczym. Shi~chan zachowywał rzadko u niego spotykaną powagę, ale widziałem, że jego pewność siebie maleje z każdą chwilą. Jego dłonie od czasu do czasu delikatnie drgały co było dla mnie dość niepokojące. Po dłuższej chwili postanowiliśmy przejść do rzeczy.

- Co ze mnie za gospodarz... może chcecie coś do picia? - zapytał Mika wstawając z fotela stojącego na przeciwko nas.

-  Nie, nie trzeba. Nie przyszliśmy tu po to, żeby pić herbatki. - odrzekł stanowczo Shizuo. - Jesteśmy tu, aby zapytać Cie o jedną ważną sprawę, więc usiądź prosze. - dodał. Widziałem ten dziwny blask w jego oczach, wygrana była w jego rękach.

- Dobrze, no więc słucham. - wrócił na swe poprzednie miejsce.

- Stawiam teraz przed Tobą poważne pytanie, dlaczego to zrobiłeś? - gdy te słowa padły, mina Miki spoważniała w kilka sekund.

- Chodzi Ci o ojca Takashiego? No cóż.. wyraźnie mu ostatnio powiedziałem, że jeśli mi się nie odda, gorzko tego pożałuje. Uprzedzałem. - powiedział z wrednym uśmieszkiem.

- Mógłbyś mieć każdego, jesteś bogaty, przystojny. Odwal się od nas wreszcie! - krzyknąłem, ale Shi~chan szybko mnie uspokoił dając mi do zrozumienia, że to on będzie prowadził tę rozmowę.

- Nie rozumiem jednak, dlaczego kara spadła na jego ojca, mogłeś nie ranić innych tylko skupić sie na nas. - kontynuował czerwonowłosy.

- Miałbym krzywdzić tych, na których mi zależy? Ha! - zaczął chichotać po czym wstał i poszedł do okna. - Widzisz Shizuo, ojczulek był łatwiejszym celem. Poza tym była to osoba bliska dla was obu. Jego śmierć ułatwiła mi sprawę. Sam zobaczysz, jestem pewien, że Takashi jeszcze nie raz przyjdzie sie ze mną wykłócać, a wtedy doprowadzę go do takiego stanu załamania, że z łatwością mi się odda. Genialny plan, co? A śmierć ojczulka? Nie planowałem jej, miał tylko trafić do szpitala. No ale jak wyszło tak wyszło. Gomme... - powiedział śmiejąc się cicho.

- Nigdy Ci sie nie oddam, rozumiesz? Nigdy! - krzyknąłem znów po czym wyszedłem na zewnątrz. Usiadłem w samochodzie i zacząłem płakać. Nie wiem ile czasu minęło, ale dołączył do mnie również Shizuo. Popatrzyłem na niego, siedział z opartą głową na fotelu, a na jego twarzy widniał szczery uśmiech.

- Nie martw sie, Takashi-kun. - szepnął i pokazał mi wyświetlacz swojego telefonu.

'DYKTAFON: Czas nagrania 01:03:21'.

- Shi~chan, jesteś geniuszem. - powiedziałem i zacząłem się śmiać.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 10, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Mondai~ | K.S. part 3.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz