Dwudziesty trzeci

8.8K 792 51
                                    




Gdy ułożyła matkę do snu, Hadesa już nie było. Nic nie mogła poradzić na nutkę rozczarowania, którą poczuła. Patrzenie na nieszczęśliwą matkę dodatkowo ją wyczerpało, ale była zdeterminowana. Należało wziąć sprawy w swoje ręce.

Gdy stała przed drzwiami wydawało jej się naglę, że jej plan jest najgłupszym pomysłem na świcie. Nie była skora do tego typu akcji, wolałabym już chyba ugryzienie kery, ale przecież nikt nigdy nie pytał jej czego chce. Z trudem przełknęła ślinę. Przez myśl przeszło jej, aby napić się wody, którą przygotowała na wypadek kainitów, ale wiedziała jak bardzo bezsensowny byłby to ruch. Pogładziła dłonią włosy i uniosła dłoń by zapukać. Przewróciła oczami, miała ochotę na Relziel, miała ochotę na trzy tłuste tabletki i puszkę coli. Pieprzyć to. Pomyślała i uderzyła pięścią w drzwi. Lepiej się nie zastanawiać, bo jeszcze okażę się, że to kompletna głupota.

Przez moment nic się nie działo i spłynęło na nią coś na kształt ulgi, może jednak Eryka nie ma w domu. Nie minęły jednak trzy sekundy nim usłyszała ciężkie kroki, po drugiej stronie drewnianych drzwi. Musiała mu powiedzieć, że Ewa wciąż go chce. Był przecież na tyle głupi, by tego nie wiedzieć.

Drzwi otworzyły się gwałtownie. Eryk miał na sobie koszulkę polo i jasne spodnie. Jedynym niepasującym do tego tatusiowego wizerunku elementem, był dwudniowy zarost.

— Kora? — brzmiał na najeżonego.

Nie cieszył go jej widok i był ostrożny. Miał ją za tą, która rozwaliła mu związek.

— Dzień dobry. Przyszłam do Nataniela — skłamała szybko, jakby nagle zabrakło jej odwagi.

Wzięła głęboki oddech.

— Nie ma go — odburknął mężczyzna.

Wyglądał jakby przed trzaśnięciem jej drzwiami przed nosem trzymało go tylko dobre wychowanie.

— Okej, zbieram się. Dobra, powiem to. Wystarczy, że odezwie się pan do mamy jeszcze raz, ma miękkie serce, weźmie pana z powrotem.

Pokręciła głową zmieszana własnym zachowaniem. Nie wierzyła, że po raz kolejny musi łatać dziury w życiu matki. Ruszyła zanim, zdążył coś odpowiedzieć, zrobiłam to co powinnam. Koniec, nie kiwnę już palcem. Pomyślała, schodząc ze schodów. Czuła się zdenerwowana i zmęczona. Wciąż była taka zmęczona, jakby żyła i starała się na złość świtu. Jakby dźwigała ciężar Atlasa na ramionach. Na zewnątrz było wciąż odrobinę zimno i wietrznie. Kopnęła pustą paczkę po LMach i ruszyła do pobliskiej bramy. Znalazłszy się wewnątrz ciemnego tunelu, przyległa plecami do zimnej ściany i na moment zamknęła oczy.

— Hadesie — wyszeptała w ciemność, będąc pewną, że ją usłyszy.

I tak jak przypuszczała. Pojawił się rzadki, gryzący dym i po kilka chwilach mogłą już zobaczyć w cieniu bramy, ulubioną twarz. Nie nosił jednak ani uśmiechu drwiny, ale znudzonej ekspresji. Był lekko zły, zniesmaczony.

— Co się stało? — zapytał jakby już znał odpowiedź.

Zdziwiła się, sądziła, że czeka na jej sygnał. Spojrzała na swoje buty, nagle niepewna własnego planu.

— Załatwiłam wszystko, pomyślałam, że chcesz się spotkać.

Prychnął pogardliwie i poprawił kaptur. Widziała teraz tylko ułamek jego twarzy. Zerwał się wiatr, jakby nawet on był wzburzony. Hades zbliżył się do niej gwałtownym ruchem, ujmując jedną dłonią jej twarz. Mocno zacisnął palce na jej szczęce. Nie śmiała się poruszyć, nie chciała okazać strachu.

— Myślisz, że jestem na skinienie twojego palca? — odezwał się, godząc ją zimnym spojrzeniem.

— Tak — powiedziała dobitnie, sprawiając sobie większy ból.

Poruszył dłonią, a otaczający ich mrok zadrgał. Nie miał zamiaru jej straszyć, nie planował zupełnie ani tego spotkania, ani swoich słów. Reagował na jedyny znany sobie sposób, podświadomie złoszcząc się na jej wcześniejszy brak zainteresowania. Zraniła go, miał jej to za złe.

— Może jednak jesteś zbyt głupia na królową — mruknął, wlepiając spojrzenie gdzieś w ścianę za jej głową.

Poruszyła się gwałtownie w jej uścisku.

— Jestem nią — sapnęła, zanim zdążyła pomyśleć.

Zabrzmiało to tak żałośnie, że poczuła to na języku. Oblała ją gorycz, uderzyła go obiema dłońmi w pierś. Przerwała swoją grę, czuła się poniżona.

— Odejdź, zniknij. Nie potrzebuje cię, więcej cię nie zawołam — krzyknęła, czując w oczach szczypiące łzy.

Była królową, nie mógł jej zabrać czegoś co do niego nie należało. Przyzwyczaiła się już do myśli, że jest królową, za którą ma ją Hades. Wytrzymywała jego obecność, znosiła wahania nastrojów, oczekiwała pocałunków i czułych słów pochwały. Była w jego królestwie, bywała napadana przez poddane mu istoty i wirowała z nim w ciemnościach. Należał już przecież do niej. Serce zabiło jej jak szalone na myśl, że miałby obrócić to wszystko w proch. Nie zamierzała na to pozwolić, z nowo odkrytą władzą, wiedziała, że zaczyna być znaczącą figurą na szachownicy.

Zniknął.

Przełknęła łzy i zamknęła oczy na całe trzy sekundy nim ze złością wypadła na ulicę, prosto na zaskoczoną dziewczynę. Odskoczyła speszona, na odległość kilku kroków. Odgarniając włosy z twarzy zachłysnęła się powietrzem.

— Persunia? — zapytał Nataniel.

Oczy Kory rozszerzyły się, a dłoń samoistnie powędrowała do otwartej torebki. Dobrze zrobiła, zabierając wodę. Plenili się, bezczelnie jak larwy w truchle. Zaczynała odczuwać złość podobną Hadesowi. Nie mogła uwierzyć w to co widziała, jednak napatrzyła się wystarczająco długo w oczy kainitów, by rozpoznać jednego z nich.  

_______________________

A/N Cześć! Nie sprawdziłam i mało, wiem -,- 



Mój HadesWo Geschichten leben. Entdecke jetzt