Drugi

28.9K 1.3K 104
                                    

Rozdział 2






    Spacerujący ludzie omijali ją szerokim łukiem, przez wzgląd na groźnego psa. Starała się jednak nie zwracać na to uwagi. Nie śpieszyła się do domu, miało ją tam czekać spotkanie z przyjacielem jej mamy. Przyjacielem - ta, jasne. Matka dziewczyny potrafiła znaleźć miłość swojego życia, w sklepie, na spacerze, albo w poczekalni i nie potrzebowała do tego dużo czasu.  Trampki lekko zapadały się w grząski grunt, a dźwięk  który się przy tym uwalniał, budził mdłości.  Dziś świeciło słońce, a to zawsze podnosiło ją na duchu. Ciepłe promienie otulały twarz dziewczyny, zdawały się ją pieścić i pielęgnować. Przymknęła oczy i dała się prowadzić psu.  Słoneczne igiełki gładziły jej odsłonięte ramiona i rozgrzewały wewnętrznie.  Wszyscy kochają dnie takie jak ten.  Nawet w omijanej przez ludzi, uliczce prowadzącej w stronę jej domu, roiło się od rowerzystów i skąpo ubranych dziewczyn, marznących w delikatnym słońcu.  Pogoda przypominała wiosenny poranek, chłodna, ale słoneczna. Korze nie było zimno w bluzce na ramiączkach i dżinsowych spodniach, ale jej niemal nigdy nie bywało zimno. W grudniu wystarczył jej bezrękawnik i szalik, by czuć się komfortowo.  Przed domem stał obcy samochód. Czarny i zupełnie nie odbiegający od innych, nowy przyjaciel Ewy nie był nikim ekstrawaganckim.

Dziewczyna weszła do domu odrobinę nie pewnie i odpięła smycz, wiążącą jej pupila.

Pies zastrzygł uszami i obniżył łeb, a z jego pyska wyrwał się niski warkot.

- Spokój - powiedziała cicho, ale stanowczo i weszła do salonu.

Jej matka siedziała na kanapie, naprzeciw mężczyzny w średnim wieku. Miał włosy przyprószone siwizną i flanelową koszulę.

- O to jest właśnie moja córcia - powiedziała rozchichotana Ewa wstając.

Mężczyzna również się podniósł, a jego ruchy zdawały się być niezręczne, zważywszy na to, że owa "córcia" wyglądała na prawię dorosłą.

- Miło mi cię poznać, pannico - powiedział grubym głosem i podał jej rękę uśmiechając się.

Persefona jęknęła w duchu i odwzajemniła gest.

- Kora - przedstawiła się i położyła dłoń na łbie zdenerwowanego psa. Nie lubił, gdy ktoś dotykał jego pani - Cerber. - Uspokoiła go.

- Śmierdziel na górę - syknęła jej matka i wskazała psu drogę wyrzuconą w górę ręką. 
 Nie obeszło go to.

- Muszę uspokoić psa - skłamała dziewczyna gładko i wyminęła postawnego faceta kierując się w stronę schodów.

Była miła, trochę  zaspana i na pewno nie zaangażowana w rozmowę, ale uprzejma. Cel został osiągnięty, co tu dużo gadać.  Jej pokój wydawał się być taki pusty, nieurządzony, nie osobisty. Duże łóżko z baldachimem, psie posłanie. Żeliwne biurko i pudła z książkami.

Rzuciła się na łóżko i przykryła głowę poduszką.

Prawda była taka, że rzygać jej się chciało na jego widok. Nie mogła znieść wymuszonej uprzejmości. Krzyknęła w poduszkę i wgryzła się w miękki materiał.  Coś było z nią nie tak, na tyle mocno, że sama to zauważała. Od wypadku nie była sobą, bardziej marudna, złośliwa.  Czuła się nie na swoim miejscu i nic nie mogło tego znieść. Cierpiała, choć nie znała przyczyny bólu, jakby jej droga już się skończyła, jakby nic jej tu nie trzymało. Poruszała się na kruchej materii, każde przeżycie miało dać jej choćby chwilę uczuć. Obojętność zżerała jej dzień, jej myśli plątały się lub płynęły w nieznanym kierunku. Tamtego dnia coś się zmieniło. Zamknęła oczy i znów tam była. Hałas pędzących w dole samochodów, krzyki bawiących się nastolatków. Smak wódki z colą na jej języku.  Śmiech i światła samochodowych reflektorów. Rdza z pręta mostów na jej palcach.  Ostre zimowe powietrze na jej skórze i radosne kolory w jej głowie. Mocne barwy, mocne dźwięki-życie. Wspinaczka po zimnych prętach, śmiech. Spierzchnięte usta i urwany krzyk.  Szum wody i jej oszałamiające zimno. Oślizgła, czarna pustka i zimne palce na jej ciele.  Zapętlające ją mroczne macki, dusząca ją zimna woda.

Mój HadesWhere stories live. Discover now