Rozdział osiemnasty

614 69 10
                                    

Wzdrygnął nią delikatny dreszcz, gdy duża, ciepła dłoń pogłaskała ją po ukrytych w białym podkoszulku plecach. Ściągnęła ramiona, czując jak włosy zsuwają jej się z ramion i muskają plecy oraz rękę Gusa. Oparła swój ciężar na niej, a on się roześmiał, pozwalając jej opaść na swoją pierś.

- Jesteś pewny, że twój współlokator nie będzie miał nic przeciwko?- zapytała cicho, unosząc dłoń i wędrują nią na oślep po skórze jego szyi.

- Nie sądzę.

Skamieniała na dźwięk tego głosu. Wydawało się jej, że wszystko dookoła zwolniło. Jej dłoń odskoczyła od skóry, w tym samym momencie, gdy mężczyzna odepchnął ją od siebie, a ona upadła na kamienną podłogę, choć jeszcze chwilę temu był tam drewniany, wysłużony parkiet.

Wstała energicznie, odwracając się w jego stronę, ale na białej kanapie nie siedział już inspektor Yamash. Nie. Rozparty, z ciemnymi lokami opadającymi na ramiona i klasycznym nosem pomiędzy ciemnymi oczami o długich kręconych rzęsach. Wąskie usta rozciągnięte w wyzywającym uśmiechu.

Zaschło jej w gardle.

- No co? Już o mnie zapomniałaś?

Nigdy by się do niej tak nie odezwał. Nigdy. A jednak w jego oczach widziała tyle nienawiści. Czuła się taka mała i nieważna w sile jego spojrzenia. Sprawił, że skurczyła się w sobie.

- Jim – wychrypiała.

Pochylił się w jej stronę, opierając na kolanach. Widziała najdrobniejszy szczegół jego twarzy, którą zapamiętała dokładnie. Uczyła się jej na pamięć każdego poranka przez prawie dwa lata ich małżeństwa i wcześniej. Widziała drobną bruzdę nad wargą – pozostałość po ospie przeżytej w dzieciństwie – oraz opadający kącik lewego oka. Ale ta twarz mimo tego wszystkiego nie przypominała twarzy jej byłego męża. Była raczej postacią jej najgłębszych lęków zsumowanych w jeden obraz.

- A myślałaś, że kto? Czyżbyś już znalazła sobie zamiennika? Ktokolwiek cię chciał? – Pochylił się w jej stronę, tak, że prawie dotykali się nosami – Ktokolwiek zechciał takie coś? Jesteś przecież bezużyteczna, głupia i...

- Przestań, Jim – szepnęła.

Przez jego twarz przeszedł drastyczny skurcz.

- Przestań, Jim – przedrzeźnił ją i rozsiadł się na kanapie, wciąż uśmiechając się tym samym perfidnym uśmieszkiem – Jim, Jim, Jim. Umiesz powiedzieć coś innego?

- Tak. – Spokojnie podniosła się i patrząc mu cały czas w oczy, starała się nie okazywać, jak bardzo się boi.

Boże dopomóż.

Niby z przyzwyczajenia, ale poczuła, że nagle Jim nie jest już taki straszny. Jego sylwetka nagle zaczęła się rozmazywać. Jego uśmieszek nie był taki pewny. Wręcz przeciwnie, mina mu zrzedła i wpatrywał się w nią zdumiony.

- Coś ty...

- Wynoś się – powiedziała spokojnie – Wynoś się z mojego życia. Jesteś tylko przeszłością.

Poderwał się, ale w chwili, gdy tylko spróbował jej dotknąć, poczuła jak nogi wrastają jej w ziemię. Oślepiło ją światło i poczuła na twarzy gwałtowny podmuch.

***

Poderwała się, rozglądając dookoła. Wciąż siedziała w pociągu z Peebles do Londynu, gdzie zawiozła dokumenty związane ze sprawą Lyanne. Chciała też porozmawiać z Lloydem i dokładnie mu wytłumaczyć ten przypadek. Na szczęście dawny znajomy okazał się otwarty na jej rady i nawet ucieszył się, gdy ją zobaczył.

Ulecz Mnie (Księga Rafała: Kolor Strachu)✅Where stories live. Discover now